- Ten rok nie oszczędzał nas w kontuzje. Groźnych i długotrwałych urazów doznawali Jarek Hampel, Thomas Jonasson, Martin Vaculik, czy Jason Crump - mówi manager Elit, Bosse Wirebrand. - Miejscowi naprawdę obawiali się dwumeczu z Indianami. W składzie gości same uznane nazwiska - zdradza mi Elżbieta, Polka urodzona w Szczecinie. Od wielu lat zamieszkała w Vetlandzie. Siedziba wielokrotnego mistrza Szwecji to małe, bo zaledwie dwunastotysięczne miasteczko we wschodnio-południowej części Szwecji. Typowo żużlowy region. - Na wtorek i środę w promieniu kilkudziesięciu kilometrów wszystkie hotele zostały zabukowane - mówi Wirebrand. - Samych VIP-ów mamy około trzystu - to dla nas bardzo ważne - dodaje. Z tego też powodu zabrakło miejsca w komfortowych warunkach dla ekipy Emila Sayfutdinowa, który musiał stacjonować na pobliskim kempingu wraz z dwoma mechanikami. Kilka godzin przed arcyważnym meczem Emil postanowił rozluźnić emocje i poszedł powędkować w pobliskim jeziorze. - Sporo lat nie wędkowałem. Uznałem że to dobra okazja. Gdy byłem dzieckiem często chodziliśmy na ryby z moim ojcem. W naszych stronach w Baszkirii są znakomite warunki do łowienia. Udawało nam się złowić spore okazy - opisywał dziecinne wspomnienia Emil Sayfutdinow. Dla Rosjanina to pierwszy pełny sezon w szwedzkiej lidze. Jest jedną z trzech wielkich gwiazd Vetlandy: Hampel-Crump-Sayfutdinov. Gdzie leży sekret w tym aby ściągać tuzów? - To nie tylko wysokość sum. Nie płacimy najwięcej, ale za to na czas. Przez kilkanaście lat mojej pracy w Vetlandzie, pieniądze na konto zawodnika trafiają zawsze maksymalnie do trzech dni. To nasza dewiza - podkreśla Bosse.
Czym skorupka za młodu
Mecz nie był ciekawy. Jak zwykle o wszystkim decydował start. Tylko w nielicznych wyścigach doszło do przetasowania na trasie bądź walki w kontakcie. - Istotnie na naszym torze start jest bardzo ważny - przyznaje Wirebrand. - Trzeba mieć idealnie spasowany sprzęt. Tor należy do szybkich i łatwych technicznie. Dlatego bardzo ważny jest sprzęt oraz dokładne wybieranie ścieżek - mówi absolutny mistrz obiektu w Vetlandzie, Jarek Hampel. - Czuję, że z moją formą i szybkością jest coraz lepiej - dodaje. - Jarek to absolutny geniusz tego toru - mówi rozpromieniony Wirebrand. - Jeździ u nas już sporo czasu, bodajże od 2005 roku. Jestem bardzo szczęśliwy, że mogę mieć w składzie takiego asa - komentuje. - Z trybun może wyglądało na łatwy mecz dla nas, ale wcale taki nie był. Rywale byli wymagający i musieliśmy być czujni. Po pierwszym nieudanym starcie zmieniłem motocykl i było już o wiele lepiej - mówił kapitan Vetlandy, Jason Crump. Przed spotkaniem Jason sporo rozmawiał z młodszymi kolegami z drużyny. - Staram się podpowiadać i doradzać. Mam nadzieje, że moje wskazówki na coś się przydają i dzięki nim są skuteczniejsi na torze - dodaje Crump, który na stadion przybył z rodziną. Crumpowie zamieszkują w okolicy Vetlandy. Po zawodach podczas tradycyjnej ceremonii nagradzania kwiatami zwycięskiej drużyny, Jasona nie opuszczał na krok syn Seth. Gdy wysiedli z pickupa ojciec zaprowadził syna na start i zapytał, którą koleinę wybrałby do startu. Decyzji tata nie pochwalił. Trzykrotny mistrz świata edukuje swojego następcę i pieczołowicie oswaja go ze wszelkimi tajnikami żużla.
Bez nerwów
Atmosfera play-offów w Szwecji wygląda zupełnie inaczej niż w Polsce. Mimo dość silnych opadów tor został dobrze przygotowany. Wśród zawodników panuje zgodna opinia, że kluby Elitserien nie kombinują z nawierzchniami. Tak było i w Vetlandzie. Mimo wilgotnego pasa przy krawężniku nikt z przyjezdnych nie skarżył sie na tor i nie tarmosił sędziego za rękaw. - Nie mamy zastrzeżeń - odpowiedzieli włodarze Indianerny zapytani o stan toru.
Wszystko odbywa sie w spokojnym rytmie, a mimo to w pewnych elementach Szwedzi są bardziej profesjonalni i dokładni niż w polskiej ekstralidze. Przed spotkaniem w specjalnie wyznaczonej i zadaszonej strefie na obszarze parkingu maszyn każdy motocykl przechodzi kontrolę techniczną. Od naprężenia szprych po dokładny test tłumika. Kontroler jest wyposażony w szpiegowską kamerę umocowaną na giętkim drucie. Mechanik ma obowiązek zdemontować tłumik i oddać do sprawdzenia kamerze. - Sprawdzają czy nie ma wywierconych otworów - rzucił do mnie z uśmiechem odbierając sprzęt mechanik Jarka Hampela, były zawodnik krośnieńskich Wilków, Arkadiusz Stasik. Po teście każda maszyna zostaje oznaczona wstążką na kierownicy. Opony znaczy się sprayem. Gum zawodnik może mieć w dowolnej ilości, czyli tak samo jak w naszym kraju. Trybuny w Vetlandzie podczas meczu spokojne i bez euforii. - Tutejsi kibice są przyzwyczajeni do sukcesów. Dla nich finał to nic nadzwyczajnego. Dzisiaj mogliśmy ponieść tylko porażkę - mówi mi znajomy Henk, fanatyk żużla od wielu lat.
Ten dzisiejszy żużel
Po meczu w błyskawicznym tempie wszyscy znikają z boksów i rozjeżdżają się do domów. Najszybciej przegrani, czyli przyjezdni. Nie mam szans spytać o mecz Hansa Andersena, czy Piotrka Protasiewicza. W boksie urzędują jeszcze jedynie najlepsi tego dnia w szeregach gości Joonas Kylmaekorpi i Niels Kristian Iversen. - Trzeba zrozumieć żużlowców. Spieszą się na kolejne zawody. O drugiej w nocy mają prom. Przyjedź na finał, zobaczysz jaka będzie feta i jak wspólnie kibice będą bawić się z zawodnikami - przekonuje mnie Bo Wirebrand. Nie muszę wierzyć mu na słowo. W 2006 roku byłem tu w Vetlandzie właśnie na takiej fecie. Mimo tego nie trafiają do mnie tłumaczenia ani Wirebranda, ani jednego z mechaników drużyny przyjezdnej. - Gdzie się tak spieszycie. Macie wspólne spotkanie? Bankiet, podsumowanie sezonu? - pytam. - Nie. Każdy ucieka w swoją stronę - mówi mechanik. Taki jest obraz dzisiejszego żużla. Dziesięć minut po 15. biegu i nie ma drużyny. Żadnego podsumowania, wniosków na żywo. Zostają telefony, faksy, komórki i... byle do wiosny. Mnie to wcale się nie podoba. - A czego się spodziewałeś? Tylko w Polsce ludzie myślą, że drużyna musi jeździć jednym środkiem transportu i przebywać ze sobą siedem dni w tygodniu. Na zachodzie było tak od zawsze - tłumaczy. Fakt, nie spodziewałem się niczego innego, bo za długo jeżdżę na żużel po świecie, co nie zmienia faktu, że wiele rzeczy mi się nie podoba, ale o tym w odrębnym artykule.
- Dla nas dzisiejsza porażka to spory zawód - rozpoczął najskuteczniejszy wśród Indianerny, Niels Kristian Iversen. - W zeszłym roku byliśmy w finale. Nie udało się. Dziesięciopunktowa zaliczka nie wystarczyła. Zawiedliśmy w Vetlandzie, tutaj trzeba mieć idealnie spasowany sprzęt. Mnie się udało. W ogóle dla mnie ten rok jest bardzo udany. Mam szybkie motocykle. Kto jest moim tunerem? Nie powiem (śmiech), bo to wielka tajemnica. Mam dwóch tunerów. Tak postępuje cała czołówka światowa - zakończył lider Kumli.
Come back camping
Zaledwie w godzinę po zakończeniu ostatniego biegu wszystkie światła na stadionie w Vetlandzie pogaszone. Wychodzą ostatnie osoby. Gospodarz obiektu zamyka drzwi do klubowego budynku, zaś ja kończę rozmowę w parkingu z Wirebrandem. - Ustaliliśmy strategię jazdy parą "head to head". Oczywiście nie byłoby to możliwe bez dobrych startów. Przed meczem zakryliśmy folią tor na wysokości maszyny startowej. Pola startowe były bardzo przyczepne i jeśli spadłby deszcz nasze starania poszłyby na marne. Przed nami finał. Nasi sponsorzy i kibice oczekują sukcesów i najlepszych żużlowców w składzie. Myślę już o przyszłym sezonie. Mam na oku jedną polską gwiazdkę. Prawdopodobnie będzie w naszym składzie w przyszłym roku - uśmiecha się tajemniczo Wirebrand. - W tym roku do składu wszedł Emil. Bardzo porządny chłopak. Jestem szczęśliwy, że mogę mieć go w drużynie. On dopiero poznaje szwedzkie tory i dlatego miewa wpadki - tłumaczy Rosjanina Bosse. - Emil będzie coraz lepszy. Zbiera potrzebne doświadczenie. Ze mną też tak było - mówi Hampel. Oj tak, pamiętam dobrze finały Kaparny sprzed prawie 10 laty, gdy jako świeżo upieczony mistrz świata juniorów, Hampel prowadził "Piratów z Goeteborga po złoty medal. - Dobre czasy - wspomina Jarek. - Jak będzie w tegorocznym finale? Nie wiem. Nieważne na jaką drużynę trafimy. To będzie super team. O złocie zadecyduje dyspozycja dnia. Jak zawsze na tak wysokim poziomie rywalizacji - kończy lider Vetlandy.
Zbliża się północ. Emil i jego team może wrócić na kemping. Kilka dni wypoczynku w szwedzkim zaciszu, jeziorze i rybach. Później GP w Vojens. Za tydzień kolejne szwedzkie polowanie. Tym razem czas na grube ryby. Indianerna okazała się dla Emila i spółki jedynie przynętą.
[b]Grzegorz Drozd
[/b]