Robert Noga - Żużlowe podróże w czasie (29): Z obcym paszportem

Pamiętacie czasy, kiedy w polskiej lidze pojawiali się pierwsi obcokrajowcy? W swojej żużlowej podróży w czasie wspomina ich Robert Noga.

Robert Noga
Robert Noga

Największe gwiazdy światowego żużla i zawodnicy bardzo przeciętni. Tacy, którzy przez lata startów stali się postaciami legendarnymi w naszych klubach, zostali honorowymi obywatelami miast i tacy, którzy zaliczyli w nich zapomniane już epizody. Do obcokrajowców startujących w polskich ligach zdążyliśmy już w minionym dwudziestoleciu przyzwyczaić się jak do śniegu w zimie. Ale przecież nie zawsze tak było…

Przez wiele lat w polskich ligach startowali wyłącznie Polacy, chociaż przecież z kolei nasi reprezentanci pojawiali się w lidze angielskiej już na przełomie lat 50-60 tych minionego wieku. U nas cudzoziemiec w składzie był ewenementem, rodzynkiem, najczęściej zresztą bardziej maskotką niż realnym wzmocnieniem składu. Ot, jak mawiają niektórzy, w cyrku większe zainteresowanie zawsze wzbudzi zebra niż koń. Pierwszym bodaj przypadkiem zaangażowania obcokrajowca przez polski klub był angaż Austriaka Otto Holoubka przez Kolejarz Rawicz w sezonie 1958. Austriak nie był postacią anonimową na polskich torach, był reprezentantem swojego kraju, jego nazwisko pojawiało się w składach na międzynarodowe mecze towarzyskie. Tyle, że Austria nie była przecież potęgą żużlową. Holoubek, jak wynika z zachowanych danych dotyczących jego występów, był więc dosyć przeciętnym zawodnikiem, a jego pobyt w Rawiczu okazał się niewiele znaczącym epizodem. Skąd w ogóle wziął się w wielkopolskim klubie? Wspomina były zawodnik Kolejarza Rawicz Marian Spychała - "Ja go w ogóle pamiętam dosyć słabo, ale z tego co sobie przypominam, do jego angażu przyczynił się jakiś, mający kontakt z klubem emigrant, który mieszkał w Austrii i interesował się żużlem".

Minęło zaledwie kilka lat i oto w składzie gdańskiego Wybrzeża pojawił się zawodnik z Jugosławii Valent Medved. Ale i on furory na polskich torach nie zrobił, trudno się zresztą temu dziwić. Jego występy w naszej lidze okazały się jedynie ciekawostkowym epizodem. Nieco poruszenia wśród kibiców przyniósł sezon 1980 i pojawianie się w naszych ligach aż czterech kolejnych przybyszów z południa. Najlepszy z nich Kreso Omerzel trafił do ekstraklasy, do zespołu Sparty Wrocław. Miewał nawet dobre mecze, na przykład w Zielonej Górze w potyczce z Falubazem zdobył 8 punktów i był drugim po Robercie Słaboniu zawodnikiem Sparty jeżeli chodzi o skuteczność w tym spotkaniu. Ale w sumie furory nie zrobił, zresztą średnia biegopunktowa w okolicach 1 punktu na bieg wiele mówi o jego możliwościach i umiejętnościach. Jeszcze słabsi byli startujący w II lidze Jose Masfar i Albert Kocmut , którzy reprezentowali Śląsk Świętochłowice oraz Zvone Garjević, zawodnik Ostrovii. Cała trójka przyjechała do Polski właściwie po naukę. W połowie lat 80-tych zanosiło się na pierwszy bodaj wartościowy transfer do naszej ligi. Otóż zespół tarnowskiej Unii, która pukała wówczas do bram ekstraklasy miał zaprzyjaźniony klub ze słowackiej Żarnovicy, w którym jeździł niejaki Zdeno Vaculik. Zbieżność nazwisk zupełnie nieprzypadkowa, to ojciec obecnego zawodnika tarnowskiego klubu-Martina. Zdeno wpadł w oko działaczom "Jaskółek", bo w towarzyskich potyczkach w Tarnowie spisywał się znakomicie, mógłby więc być interesującym wzmocnieniem w rywalizacji o zwycięstwo w II lidze. Do transferu jednak nie doszło. Dlaczego? "W Tarnowie bardzo mnie chcieli, miałem też zgodę na jazdę w Polsce mojej federacji. Niestety nie zgodziła się na niego wasza Główna Komisja Sportu Żużlowego. Do dzisiaj nie wiem właściwie dlaczego" - wspominał po latach Vaculik senior, któremu jazda w polskiej drużynie przeszła tuż obok przysłowiowego nosa. To co nie powiodło się tarnowianom wtedy, udało się w 1990 roku, kiedy to skusili do występów u siebie aż trzech zawodników z ówczesnej Czechosłowacji. Gaspar Forgac pokazał się tylko w jednym meczu i na tym zakończył swoją przygodę z Unią, ale Lubomir Jedek i Zdenek Schneiderwind pokazali się z jak najlepszej strony i walnie przyczynili do efektownego zwycięstwa w II lidze i powrotu do ligi I po rocznej zaledwie przerwie. W ekstraklasie w składzie Apatora pojawił się Szwed Christer Karlsson i pokazał się ze znakomitej strony, aczkolwiek startował właściwie symbolicznie. Ale prawdziwymi królami polowania byli działacze lubelskiego Motoru. Lars Henrik Jorgensen i Antonin Kasper junior byli smakowitym aperitifem, a daniem głównym, iście królewskim sam Hans Nielsen. To była prawdziwa sensacja, która zgromadziła na stadionie w Lublinie, kiedy zapowiedziano występ tego znakomitego zawodnika, nieprzebrane tłumy kibiców. Niektórzy przyszli na mecz z ROW-em Rybnik nie dowierzając doniesieniom o starcie Duńczyka, co wzmacniał fakt, że występ ten zapowiadano… 1 kwietnia! Pojawienie się Nielsena w polskiej lidze nie okazało się jednak plotką. Tak oto zasiano mocne ziarno rewolucji w polskim sporcie żużlowym. Sezon 1991 przyniósł już prawdziwy wysyp obcokrajowców zakontraktowanych przez polskie kluby. Ale to już jest temat na zupełnie inną opowieść.

Robert Noga

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×