Aleks Jovičić: Nieźle przyjepsenował

Ostatnio oczy żużlowej publiki skierowane są w stronę walki o tytuł IMŚ, która wkroczyła w decydującą fazę. Jednak to nie tylko rozstrzygnięcia na szczycie są źródłem emocji dla kibica.

Oczywiście głównym wątkiem i celem cyklu Grand Prix jest wyłonienie Indywidualnego Mistrza Świata. Jednak w GP jest jak w typowej firmie, idzie do przodu, ale po kątach też się nieźle dzieje. Walka Grega Hancocka  z Chrisem Holderem , do której włączył się Nicki Pedersen  to nie jedyna atrakcja. Szczerze mówiąc, to Pedersen może faktycznie zostanie mistrzem... i to już po raz czwarty! Od początku niespodzianki robią zawodnicy, którym dane było startować z "dziką kartą" lub też rezerwowi. Ostatnim takim wybuchem była wygrana Michaela Jepsena Jensena w Vojens . Przy całym szacunku i podziwie, jednak bym się tak nie napinał. Ładnie wygląda tytuł z wykrzyknikiem, zdjęcie uśmiechniętego młodziaka na najwyższym stopniu podium. Tylko takiego powalającego efektu nie ma jak się przyjrzy punktacji. Jak dla mnie to Jensen wygrał bieg finałowy, a nie zawody. Taka jest prawda. No, ale to i tak wielki wyczyn, do czego pewnie MJJ zdąży nas niebawem przyzwyczaić. Ostatnie miesiące pokazują, że to nie tyle polscy juniorzy są tak mocni, a ogólnie kategoria U-21 weszła na znacznie wyższy poziom. Zresztą, ile można patrzeć na te same czapki na tych samych głowach na podium? Wreszcie coś się dzieje. Wracając do Jensena, to jest on największym pozytywem tego sezonu. Nie powiem objawieniem, bo z jego talentem żużlowa branża już miała okazję się zapoznać już jakiś czas temu. Mało kto spodziewał się, że ten zawodnik będzie aż tak mocnym punktem Stali Gorzów . A może to jazda u boku Tomasza Golloba  mu tyle daje? Przemysław Pawlicki ogromny postęp zrobił właśnie w czasie, gdy partnerował "Chudemu". Swoje znaczenie ma na pewno fakt, że reprezentacja na SWC  została odmłodzona i pozbyto się "betonu" czyli Hansa Andersena i drewnianego Bjarne Pedersen , którzy już w tym momencie nie dorastają Jensenowi do deflektora.

Dobrym zjawiskiem jest też to, że dziś znacznie częściej zawodnicy jadący "na dziko" dojeżdżają aż do finału. Nie było zbyt miłe patrzeć na jakiegoś trzydziestokilkulatka, który dostał szansę jazdy w turnieju po raz dwunasty czy osiemnasty z czego jedenasty raz zrobił ze trzy punkty i to na defektach przeciwników. Chociaż to, że "dzicy" stają na podium może też oznaczać, że BSI nie wie kogo zapraszać do cyklu na stałe. Dawniej wygrana z takiej pozycji oznaczała zdobycie serc organizatorów i bankowo pewne miejsce w stawce na następny rok. I tutaj rodziły się niezłe niewypały. Protasiewicz coś ujechał kiedyś w Bydgoszczy i już dostał, a co było potem niestety pamiętamy... Teraz faktycznie te chłopaki zasługują na szansę. Grand Prix musi przejść poważne przemeblowanie, wręcz rewolucję. Trzeba to wszystko rozJepsenować i zbudować na nowo. Tylko do tego potrzeba chęci zawodników i logicznych przepisów w Polsce. Przecież Darcy Warda już mogliśmy mieć w elicie, jednak on woli polskie pieniądze niż naukę walki z najlepszymi. Praktycznie połowa tej juniorskiej czołówki mogłaby zawitać do cyklu. Nie będą mieli przedstawiciele BSI łatwego zadania tej zimy. Ciężko będzie wytypować czwórkę, której należy dać szansę. Nawet jeśli jakiś sponsor im "pomoże" wybrać, to i tak potem będą rozważania, czy inny wybór nie byłby lepszy. Jeszcze są przecież żużlowcy, którzy w tym roku coś tam pokazali, ale czegoś im do tej magicznej ósemki zabrakło. Bez wątpienia "dzika karta" nie może ominąć Jarosława Hampela , bo jego strata mogłaby być dla cyklu bardzo bolesna. Do tego należy uratować tyłek Andreasowi Jonssonowi , bo przecież to wciąż aktualny wicemistrz świata. W takiej sytuacji zostają tylko dwa miejsca. Na pewno Ward, bo on już swoją szansę odrzucił. Najrozsądniej chyba byłoby zaprosić tego Jensena i Macieja Janowskiego . Obaj są już na to gotowi, obaj potrafią wygrywać z każdym. Do tego Polak za rok już nie będzie juniorem, więc nie miałby za bardzo o co walczyć indywidualnie.

Problemem są też eliminacje. Niby Grand Prix Challenge poprzedza sito eliminacji, ale i tam zdarzają się niezłe przypadki. To właśnie tą drogą do cyklu zawędrowały takie "wynalazki" jak Magnus Zetterstroem  czy Artiom Łaguta . Ktoś może być mocny danego roku albo nawet danego dnia, co nie przekłada się na późniejsze starty w cyklu. Eliminacje powinny być bardziej rozbudowane. Taki trzydniowy Challenge w marcu. Do Grand Prix wskakiwaliby żużlowcy, którzy są aktualnie mocni. Warto wymyślić jakiś przepis, który uchroniłby od niewypałów. Owszem, taki Grzegorz Walasek to klasowy zawodnik, ale nie sprawdza się na arenie międzynarodowej. No, a jeśli chodzi o Polaków, to niestety tacy zawodnicy wchodzą z eliminacji. Polski żużel trzeba pokazać z tej młodszej strony. Na zawody dawać "dzikie karty" najlepszym juniorom, a nie jak to bywało wcześniej Damianowi Balińskiemu , bo jeździ w Lesznie. Może młodzież wiele nie zwojuje, ale nabiorą doświadczenia, obycia. Żeby po prostu nie było tak, że za jakiś czas wejdzie do tego GP i nie będzie wiedział o co chodzi, poczuje się jak świniopas, którego wpuszczono do Peweksu. Ale zaraz, zaraz... O czym my gadamy jak w Polsce nadal jest chory przepis o jednym zawodniku w drużynie. Która ekstraligowa drużyna zatrudniłaby Janowskiego, gdyby za rok jeździł w Grand Prix i jeszcze mu dobrze zapłaciła? To też jest ryzyko jeśli miałby sam dźwigać ciężar liderowania. Z kolei prawie każda marzyłaby o nim gdyby oprócz niego miała drugiego jeźdźca elity. Przepis pewnie padnie. BSI się wkurzy, że przez niego spada im poziom, Polska nie będzie już dostawała wszystkich turniejów, a nasi decydenci wtedy zmiękną. Tak czy inaczej dla wielu ciekawszą rozgrywką niż walka o IMŚ może być dobór przyszłorocznej stawki. Myślę, że nigdy aż tak wielu zawodników nie zasługiwało na te miejsca.

Źródło artykułu: