Aleks Jovičić - Bez kasku: Dzikusy z BSI rozdały karty, nie jest tak źle

Cykl Grand Prix dobiegł końca, "zezowaty" Challenge się odbył. Czego zatem brakowało, by poznać listę wyborczą kandydatów na urząd IMŚ 2013? "Dzikiego" rozdania, które również mamy za sobą.

Ciekawostką jest fakt, iż w tym sezonie "dzikiej karty", uprawniającej do startu w cyklu Grand Prix 2013 nie otrzymał żaden zawodnik reprezentujący kraj skandynawski. Po raz ostatni taka sytuacja miała miejsce w roku 1999. Tylko, że wtedy przyznano ledwie jedną stałą przepustkę, a dostał ją Amerykanin Billy Hamill. Nie ma co się dziwić, gdyż aż trzech reprezentantów Szwecji zapewniło sobie miejsce w walce o Indywidualne Mistrzostwo Świata na torze. Duńczyk z kolei ugryzł srebro w tym roku. Ze względu na dobrą postawę kilku zawodników spoza cyklu, jak i pech drugiego wicemistrza świata sprzed roku, obsadzenie tych czterech pozycji nie było trudne. Przejdźmy zatem do konkretów...

Brytol być musi
Niepisanym, niemądrym, niezrozumiałym i jak tylko się da na "nie" jest dla mnie prawo, a wręcz obowiązek startu reprezentanta Wielkiej Brytanii w cyklu. Tu się warto zastanowić. W tym roku mieliśmy Chrisa Harrisa. Nie utrzymał się, nie stanął ani razu na podium, zaledwie dwa razy zgromadził na swoim koncie dwucyfrówkę. W następnym sezonie honoru Zjednoczonego Królestwa bronić ma młody i głodny sukcesu Tai Woffinden. Zawodnik ten miał już okazję pokazać co potrafi, a raczej czego nie potrafi, w cyklu. Zupełnie nie pasował do reszty stawki, w której wydawał się być mocno zagubiony. Są jednak "okoliczności łagodzące", jakie przekonałyby każdy "sąd". Niektórzy pamiętają, niektórzy nie, ale kilka miesięcy przed debiutem w Grand Prix "Tajskiego" zmarł jego ojciec, który toczył długą walkę z nowotworem. To właśnie Rob Woffinden jako szef teamu dbał o wszystko. Mówi się, że trzymał syna krótko, a ten po jego śmierci zachowywał się różnie. Brakowało mu dyscypliny, a jego skuteczność na torze znacznie spadła. Woffinden to nie jest typowy zawodnik na GP, choć patrząc na Brytyjczyków, to jego kandydatura wydaje się najbardziej rozsądna, a raczej najmniej szkodliwa. Lepiej dać szansę młodemu zawodnikowi niż facetowi z trójką z przodu. Choć patrząc na to, co działo się z Woffindenem czy Artiomem Łaguta w cyklu, można twierdzić, że miało to negatywny wpływ na te pięknie zapowiadające się kariery. Brytyjczyk w tym sezonie znacznie się odbudował. Po dwóch chudych, anorektycznych, latach jest perspektywa na poprawę. W SGP'13 Tai dominatorem raczej nie będzie, ale na pewno może sprawiać niespodzianki. Nawet jeśli nie całymi występami, to pojedynczymi wyścigami. Niestety, Brytyjczyk być musi...

Pierwszy Słowak w Grand Prix
W czasach, gdy stawka stałych uczestników cyklu Grand Prix liczyła 22 zawodników pojawiali się tam Czesi, Węgier, Słoweniec a nawet Fin. Po tym jak wrócono do "piętnastki" różnorodność flag przy nazwiskach zmalała. Ostatnim debiutem nacji było wkroczenie Emila Sajfutdinowa. Pierwszy Rosjanin w walce o IMŚ spisał się znakomicie, ponieważ wygrał swój dziewiczy turniej, a sezon ukończył z brązowym medalem światowego czempionatu. Ciekawostką jest fakt, iż Martin Vaculik też w swoim debiucie okazał się najlepszy, gdyż startując jako rezerwowy za Jarosława Hampela triumfował w rundzie gorzowskiej. "Vacul" w tym roku dość regularnie pokazywał, iż ma talent i chce wygrywać. Tak szalał, że aż się rozchorował... Przypuszczalnie właśnie dlatego musiał czekać na "dzikusa", gdyż po prostu na Challenge nie był w pełni formy. Poszerzenie zakresu geograficznego jest dla światowego żużla koniecznością. Widać było jak rozwijał się żużel w Rosji za sprawą sukcesów Sajfutdinowa i tak samo może być u naszych południowych sąsiadów. Vaculik to doskonała, żywa promocja tej dyscypliny w swoim kraju. Jest przygotowany do walki z najlepszymi. Dawniej pierwszy senorski sezon bywał bardzo trudny dla żużlowców. Słowak pokazał, że można od razu po zmianie kategorii wiekowej walczyć o najwyższe cele. Ogólnie jest to jedna z lepszych "dzikich" decyzji ostatnich lat.

Dzika karta na eBay'u?
Wcale bym się nie zdziwił, gdyby jeden z chojnie obdarowanych przez BSI wystawił swoją "dziką kartę" na internetowej aukcji. Przecież Darcy Ward woli kasę, najlepiej polską. W Grand Prix mógł jeździć już w tym roku, jednak ponad własny rozwój i cenne doświadczenia postawił sobie toruńskie pieniądze. Wiedział, że jako zawodnik z elity nie będzie miał szans na starty w Unibaksie, gdyż oni wybiorą Chrisa Holdera. Dlatego też odrzucił to, na co czeka wielu żużlowców. Prawda jest taka, że Australijczyk był gotowy na starty. Nie dość, że dostał "dzikusa" na dwie polskie rundy, podczas gdy my mieliśmy i mamy całą grupę zdolnych młodzików. Zamiast Janowskiego, któregoś z Pawlickich czy Dudka jechał "Kangur". W Toruniu spisał się pięknie, bo zaliczył podium w debiucie. Mimo to na stałe w cyklu nie chciał się zadomowić. Dlatego też uważam, że ten pan powinien awansować na torze po walce, a nie dostawać bukiety róż od władz speedwaya, które może przyjmie, a może nie. Opiekę nad cyklem, jak i jego całego, przejmuje producent napoju energetycznego Monster. Nic więc dziwnego, że niedługo niemal całą stawkę stanowić będą jeźdźcy sponsorowani przez tę firmę. Jeśli chodzi o szanse Darcy'ego Warda, to są one duże. W ciemno typowałbym miejsce w dziesiątce, a nawet i spokojne utrzymanie. Jego umiejętności są naprawdę imponujące. Idealny następca dla Jasona Crumpa, ma po prostu jaja. Nie boi się walki z nikim, nie czuje zbędnego respektu do rywala, po prostu jedzie, ciśnie ostro. Na pewno będzie ciekawie, a część biegów z jego udziałem stanie się klasykami sezonu.

Jarek Hampel, Jarek!
Najlepsze na koniec, a więc czas na deser. Jarosław Hampel najbardziej zasłużył na "dziką kartę", gdyż jest po prostu czołowym żużlowcem globu. Przez dwa lata nie schodził z podium Indywidualnych Mistrzostw Świata. Słynne już określenie "najlepszy polski żużlowiec" przestaje być synonimem nazwiska Tomasz Gollob. Teraz to Hampel jest najlepszym, który ma zaszczyt reprezentować Orła Białego. Żużel to taki sport, gdzie kontuzja zmienia wszystko. Tak było w przypadku "Małego", który tylko i wyłącznie przez uraz nie zakończył sezonu na szczycie. Gdyby medalista IMŚ 2010 i 2011 nie dostał w tym roku "dzikiej karty", to oznaczałoby, że speedway upadł. Byłby dla mnie obrzydliwy. Na szczęście jeszcze ktoś tam myśli. W opiniach kibiców pojawiały się już obawy o to, czy BSI nie zrobi JH i Polaków w trąbę. Po pierwsze z eliminacji wszedł Krzysztof Kasprzak, a oni nie lubią jak zbyt wiele jednej nacji na liście. Po drugie sponsorem GP jest wspominany już Monster, a więc konkurent na rynku sponsora Hampela. Wszak Red Bull to także napój, który rzekomo daje kopa na rozpęd. Gdybym ja był sponsorem rozgrywek, to nie cieszyłbym się, że ich wiodąca postać reklamuje konkurencję. Na szczęście nie zawsze wygrywają układy. Hampel ma szansę na mistrzostwo świata! Jest dojrzałym i kompletnym zawodnikiem, mocnym psychicznie, doskonale zorganizowanym i bardzo doświadczonym. On jest nadzieją, przyszłością, on da nam radość. Jeszcze nie raz będzie nas suszyć w niedzielny poranek i trzymać aż do wieczornego meczu ligowego. Bo jak nasz bohater będzie kosił wygrane, to jak tu się nie cieszyć?!

Bez najmniejszych wątpliwości i z czystym sumieniem stwierdzić można, iż pod względem sportowym rozdanie "dzikich kart" jest sprawiedliwe i zasadne. Pechowy, lecz mocny Hampel, perspektywiczny Vaculik, nieustraszony Ward, no i ten Brytyjczyk, który jest lepszym wyborem niż jego rodacy. A gdyby tak BSI działało bardziej sprawiedliwie i nie pchało swoich rodaków do GP? Wtedy czawartą kartę możnaby dać Grigorijowi Łagucie. Takich jeźdźców brakuje w tym cyrku. Facet jest niesamowity, waleczny i robi show. Tu chodzi o widowisko, o emocje, a tego Grisza nigdy nie skąpi publice. W odróżnieniu od swojego rodaka Sajfutdinowa, Łaguta wie co robi na torze i nie powoduje tylu wypadków. Nikogo nie połamał, nie wyrzucił za bandę, nie położył się na czyimś motocyklu. Jeździ ostro, ale wie co potrafi. To tak jak Józef Jarmuła, który dawał czadu na maksa, ale znał swoje możliwości. Wiedział, na co może sobie pozwolić.

W poczekalni umieściłbym Michaela Jepsena Jensena, bo czołówkę trzeba odmładzać i ożywiać. Do tego oczywiście Maciej Janowski. Po ostatnich wyczynach Leon Madsen również ma perspektywy na jazdę w elicie. Wiele do pokazania ma również Janusz Kołodziej, który pewnie jeszcze nie raz da organizatorom powód, by odegrali Mazurek Dąbrowskiego. A Wy jak uważacie?

Źródło artykułu: