- Jarkowi Hampelowi ta dzika karta bez wątpienia się należała. To medalista zarówno drużynowych jak i indywidualnych mistrzostw świata. To po Gollobie drugi zawodnik dla tego kraju. Uważam, że jazda w czołówce mu się należy. Właściciele BSI powinni na przyszłość nadal pamiętać, żeby nie eliminować tych dobrych, którzy mieli pecha w postaci kontuzji. Biję im brawo, ponieważ to był bardzo dobry ruch - ocenił przyznanie dzikich kart na przyszłoroczny cykl Grand Prix Władysław Komarnicki.
Ekspert portalu SportoweFakty.pl wierzy, że pozostała trójka zawodników również wniesie wiele dobrego do cyklu. Komarnicki cieszy się, że postawiono na młodych zawodników. - Darcy Ward to jest wielki talent. Jeżeli będzie przestrzegać zasad sportowych i będzie mniej rozrywkowy, to nie wykluczone, że kolejny Australijczyk zostanie niedługo mistrzem świata. To absolutny talent. Musi go tylko poprzeć ciężką pracą. Jeśli tak zrobi, to będzie w ścisłej światowej czołówce. Martin Vaculik na nominację sobie sam zapracował świetną jazdą, a zwłaszcza wygraną w Gorzowie. Pozamiatał wtedy wszystkich aż miło. Jego ostatnie wyniki w Ekstralidze też wiele mówią. To zawodnik Drużynowego Mistrza Polski. Ma już swój dorobek i na pewno uatrakcyjni Grand Prix. Te stare spasione koty z Andersenem na czele to była pomyłka. Nie można ciągle wstawiać tych samych zawodników - podkreśla Komarnicki.
Jedyną wątpliwość budzi dzika karta dla Taia Woffindena. Z całą pewnością można jednak powiedzieć, że był on najlepszym rozwiązaniem, jeżeli chodzi o Brytyjczyków. - Ukłon w stronę Anglików. Tai Woffinden musiałby włożyć naprawdę wiele pracy, żeby w Grand Prix coś pokazać. Uważam, że nie powinniśmy robić takich ukłonów tylko ze względu na narodowość, bo to nie ma nic wspólnego ze sportem. Jest wielu lepszych zawodników od Woffindena. Zobaczymy, czy ten chłopak swoją postawą spłaci kredyt zaufania - zakończył Komarnicki.