Robert Noga - Moje boje: KSM czyli Każdy Swoje Marudzi

Polskie kluby żużlowe czekają na określenie KSM na przyszły sezon. Co na temat Kalkulowanej Średniej Meczowej sądzi Robert Noga?

W tym artykule dowiesz się o:

Trzy wypowiedzi wpływowych ludzi związanych z klubami naszej Enea Ekstraligi, które można było przeczytać w ostatnich dniach na łamach Sportowych Faktów. Wszystkie dotyczyły pomysłów na nowy regulamin, a przede wszystkim na tak zwaną Kalkulowaną Średnią Meczową. Zacznijmy od honorowego prezesa gorzowskiej Stali - Władysława Komarnickiego, który jest zdania, że najlepszym wyjściem w obecnej sytuacji był bałaby KSM na poziomie górnej granicy 39 punktów. Nota bene to ciekawa sytuacja w przypadku Stali, że im mniej honorowy prezes ma do powiedzenia w klubie, tym więcej ma do powiedzenia w mediach). W każdym bądź razie dużo więcej niż prezes aktualny, co jest zjawiskiem dosyć osobliwym, nieprawdaż? W ten sam ton uderzył prezes Józef Dworakowski twardo trzymający na razie lejce na rogach leszczyńskich byków. Dla niego zbawić polski speedway mogą tylko spokój (z tym zgoda) i górna KSM 39 punktów. Jak to sobie nasi prezesi wyliczyli, że akurat tyle zbawi nasz żużel tego z rzeczonych wywiadów już się nie dowiedzieliśmy, bo też reporterzy swoich czcigodnych rozmówców specjalnie nie dociskali niewygodnymi pytaniami. Nie minęło jednak dni parę i oto pojawiła się opinia pani Marty Półtorak od rzeszowskiej Marmy, dla której niższa KSM to poważny błąd, bo ona uważa, że górny pułap średniej zespołu winien być bezwzględnie utrzymany.

Te trzy krótkie wypowiedzi niczym w przysłowiowej soczewce obrazują cały nasz żużlowy światek z jego specyficznym, nazwijmy to klimacikiem. Ot, po prostu każdy sobie rzepkę skrobie, ustalić cokolwiek zgodnie jest praktycznie niepodobieństwem, każdy ma swoją wizję dobra polskiego speedwaya, tak się jednak najczęściej składa, że wizja ta jest zgodna z aktualnym interesem swojego lokalnego środowiska. Wiele lat temu odbyłem rozmowę z pewnym wpływowym wówczas działaczem stojącym na czele klubu będącego wówczas prawdziwą potęgą. Tematem rozmowy był pewien młodziutki zawodnik z klubu z niższej klasy rozgrywkowej, którego działacz ten koniecznie chciał kupić. Roztaczał wizję dostarczenia mu sprzętu z najwyższej światowej półki, otoczenia profesjonalną, specjalistyczną opieką medyczną i psychologiczną, zapewnieniem mu dobrego kontraktu w lidze zagranicznej. Słowem sam miód. Działacz ów zapewniał, że czyni swoje starania z jednego powodu; dla dobra polskiego żużla, po to, aby utalentowany młodzieniec nie zmarniał w zespole, w którym przejściowo jak się okazało piszczała bieda. Zadałem mu wtedy proste pytanie. Czy nie może juniorkowi pomóc nie zabierając go z dotychczasowego klubu, który na nim opiera swoje nadzieje, nie wyrywać bodaj wtedy jeszcze niepełnoletniego zawodnika z rodzimego, przyjaznego mu otoczenia? W końcu, jak sam pan działacz suponował chodziło mu wyłącznie o działanie pro publico bono, a nie własny podobno interes? Jakoś tak od razu zmienił nam się temat rozmowy. Od tamtej pory wiele się zmieniło, tamten początkujący zawodnik który nota bene nie zmienił wówczas klubu, jest już dziś żużlowcem dojrzałym i od wielu sezonów jednym z najlepszych w Polsce. Jego klub po kryzysie otrząsnął się i należy, w przeciwieństwie do klubu wspomnianego działacza - "społecznika", do tych, którzy rozdają karty w naszej ekstralidze. Mam jednak wrażenie, że jedno pozostało niezmienne, a mianowicie mentalność klubowych sterników. Ta jest niezmienna i nie do zdarcia, niczym armia czerwona. Tymczasem w polskich realiach KSM (czyli po prostu Każdy Swoje Marudzi), zastępstwa zawodnika i kilka innych zagranicznych wynalazków po prostu się nie sprawdza i mam wrażenie, że jedynym rozwiązaniem istniejących problemów jest wynalazków owych likwidacja. Bo sytuacja, która panuje obecnie przypomina ustrój socjalistyczny, który zajmuje się bohaterską walką z problemami, które sam wcześniej stwarza. Niestety, ale taka jest prawda.

Robert Noga

Źródło artykułu: