Jedziemy z Londynu na północ Anglii. Gdzieś w okolicach Newcastle dotykamy wschodniego wybrzeża i potem już wzdłuż niego poruszamy się wśród fioletowych wrzosowych pól. Sielski, senny krajobraz, jakże inny od tętniącej szybkim rytmem stolicy Wielskiej Brytanii i innych wielkich, przemysłowych miast tego kraju. Tutaj natomiast spokój. Pniemy się do góry mapy, aż wreszcie osiągamy cel naszej podróży Berwick-upon-Tweed. Przysłowiowy rzut beretem stąd do granicy angielsko-szkockiej, oczywiście jedynie formalnej. Jak się okazuje miejscowy piłkarski zespół gra w jednej z klas ligi szkockiej, bo tam po prostu ma znacznie bliżej i wygodniej. A najbliższe większe miasto do szkocki Edynburg. W Berwick mieści się tor żużlowy i siedziba zespołu, o dosyć interesującej ksywce "Bandyci". Warto się tutaj zatrzymać na nieco dłużej z kilku przynajmniej powodów. Pierwszym z nich jest tor. 368 metrów długości więc ma bardziej charakter polski a nie angielski, bo jak na tamtejsze standardy to prawdziwe lotnisko, ale nie o długość tutaj wcale chodzi, ale o jego geometrię, a jest ona niesamowita. Kiedy zajrzałem tam na ligowe zawody Berwick-Reading mniej więcej przed dziesięciu laty moją uwagę przykuł drugi łuk. Jest on bowiem nienaturalnie podniesiony w stosunku do prostych i łuku pierwszego. Na pierwszy rzut oka ze dwa albo trzy metry, chociaż być może ta miara jest jednak nieco przesadzona? Ciekawa jest też technika jazdy po nim. Nie miał tutaj szans szukać szczęścia nikt kto próbował go pokonać ciasno przy krawężniku, lub wybrać ścieżkę gdzieś w okolicach środka. Nic z tych rzeczy, przegraną ma pewną jak w szwajcarskim banku. Po prostu nic nie wskóra. W Berwick trzeba wjechać w ten wiraż wysoko do samej góry wspinając się na jego szczyt w ten sposób, że tylne koło motocykl ociera się o bandę. A potem niemal runąć w dół w kierunku prostej startowej niczym drapieżny jastrząb atakujący gołębia. Motocykle nabierają wówczas bardzo dużej prędkości. Całość robi niesamowite wrażenie, szczególnie oglądana z miejsca, w którym stałem, czyli w parku maszyn usytuowanym właśnie na owym charakterystycznym drugim wirażu. Doprawdy niesamowite wrażenie! Dla widza, a co dopiero może powiedzieć ścigający się po tym torze żużlowiec!
Posłuchajmy Stanisława Burzy, byłego zawodnika Berwick: "Szczególne wrażenie robi moment kiedy zjeżdżasz z łuku w kierunku prostej startowej. Tylne koło ma fantastyczne oparcie i odpalasz niczym torpeda. Człowiek ma wrażenie jakby jechał nie po torze żużlowym ale w beczce śmierci!” Inną ciekawostką związaną z Berwick jest turniej zwany Bonanzą. Rozgrywany przeważnie w dobrej obsadzie, rządzi się swoimi prawami, regulamin wyścigów jest przedziwny, ale to dodaje mu jedynie kolorytu. Jeszcze raz popularny "Stanley", który miał okazję startować w tych zawodach – "to były wyścigi z handicapem. Kto wygrywał, w następnym biegu stawał 15 metrów od taśmy jak był drugi kolejny bieg zaczynał 10 metrów od taśmy. Trochę ciężko było się w tym na początku połapać. Ale w sumie fajna zabawa". Cel zawodów jest szczytny - zbiórka funduszy na rzecz poszkodowanych przez los żużlowców. Termin kolejnej Bonanzy jest już znany- sobota 23 marca 2013 roku.
"Bandyci" powstali w 1968 roku, ale do tej pory jakichś oszałamiających osiągnięć nie odnieśli. Ot, taka sympatyczna drużyna w sam raz na ligę Premier. Próżno w ich szeregach szukać też najwybitniejszych asów światowego speedwaya, dominatorów mistrzostw świata. Ale też mają swoich ludzi, którzy stali się niemal symbolami. W pierwszej dekadzie obecnego wieku z całą pewnością możemy tak powiedzieć o dwójce Czechów, znanych także u nas. To Adrian Rymel i Michal Makovsky. I jeden i drugi mieli pewne doświadczenia z polską ligą, ale ostatecznie na dobre zakotwiczyli w północnej Anglii i przez wiele sezonów reprezentowali właśnie "Bandytów" Mieszkali zresztą wspólnie w domu w centrum miasta, gdzie na dole Adrian miał swój niewielki, ale funkcjonalny warsztat, miałem nawet przyjemność gościć u nich kiedy tradycyjne pomeczowe spotkanie w klubowym pubie nieco się przedłużyło. W ostatnich latach Berwick mocno otworzyło się na zawodników z Polski. W 2004 roku plastron tego zespołu założył częstochowianin Adam Pietraszko i wyrobił polskim zawodnikom dobrą markę. Przyszła więc kolej na innych, między innymi wspomnianego Burzę, braci Jacka i Marcina Rempałów, Michała Rajkowskiego. Berwick Bandits mają jednak więcej polskich akcentów. Polskę i Anglię łączy obecnie osoba Petera Waite’a. To były zawodnik, a potem promotor klubu, to właśnie dzięki niemu niektórzy z naszych zawodników trafili do Premier League. Trochę za ich sprawą zaczął przyjeżdżać do Polski na zawody żużlowe i spodobało mu się u nas do tego stopnia, że postanowił tutaj zamieszkać. Kupił sobie dom w Tarnowie i kiedy znudzi mu się nadmorskie powietrze okolic Berwick przyjeżdża do Galicji, oczywiście pilnie studiując wówczas kalendarz, aby trafić na rozgrywane u nas interesujące zawody żużlowe. Ciekawa sprawa, prawda? Ale 10 sierpnia przyszłego roku Peter Waite z całą pewnością będzie w swojej ojczyźnie. Jak wynika z przedstawionego niedawno terminarza FIM-u na rok przyszły tego dnia na torze w Berwick odbędzie się bowiem jeden z finałów przyszłorocznej serii Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów. A takiej gratki taki zapaleniec jak on z pewnością sobie nie odpuści!
Robert Noga