Mimo, że okienko transferowe otwarte jest do końca stycznia działacze klubów ENEA Ekstraligi w większości przypadków już dawno zakończyli budowanie drużyn. A w grudniu było wyjątkowo ciekawie i doszło do wielu spektakularnych kadrowych roszad. Marek Cieślak, trener Azotów Tauron Tarnów i polskiej reprezentacji jest pewien, że tegoroczne rozgrywki Ekstraligi będą niezwykle emocjonujące.
- We wszystkich zespołach doszło do zmian. Od lat klubowych barw nie zmieniło tak wielu żużlowców. Z dotychczasowymi ekipami rozstało się ponadto kilku markowych zawodników, a to zawsze dodaje smaczku i budzi dodatkowe emocje - mówi Marek Cieślak w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl - Uważam, że jest to składowa wielu czynników. Po pierwsze dało o sobie znać ograniczenie KSM. W Tarnowie na przykład musieliśmy się z tego powodu pożegnać z Gregiem Hancockiem. Po drugie o zmianie ekip decydowały finanse. Wielu żużlowców ruszyło - jak to się mówi - za chlebem do innych klubów, bo tam gdzie dotychczas jeździli nie gwarantowano im oczekiwanych kontraktów. Po trzecie wreszcie kilku zawodników po latach spędzonych w jednej drużynie postanowiło zmienić klimat. Uważam, że dziewięć ekip jest silnych, na miarę Ekstraligi. Oczywiście w tym gronie też są mocniejsi i słabsi. Jedynie Wrocław na papierze odbiega in minus od rywali. Ale życie potrafi zaskakiwać i wszystko zweryfikuje tor. Jestem pewien, że liga w tym roku będzie niezwykle emocjonująca. Inaczej być nie może skoro z najlepszymi pożegnają się aż trzy drużyny. Kilka klubów czeka piekielnie trudny sezon, bo kto teraz wyleci z ligi, szybko może do niej nie powrócić. Myślę, że między ostatnim zespołem, który awansuje do play off, a pierwszym ze spadkowiczów będzie niewielka różnica punktowa. Obawiam się tylko, że na torach będzie zbyt ostra walka o punkty. Wiadomo, że zawodnicy będą jeździć o przetrwanie i często rozsądek może zostawać w parkingu - dodaje trener mistrzów Polski i polskiej reprezentacji.
Marek Cieślak nie chce wskazywać faworytów, bo jak przekonuje mieliśmy już w Polsce dream teamy, które nie odniosły zakładanych wyników. Znany trener obawia się także, że kilka klubów podczas sezonu może popaść w spore finansowe kłopoty. - Na wygranie naszej ligi składa się wiele czynników. Przede wszystkim zespół musi przejechać sezon bez kontuzji. A już w ogóle urazy powinny omijać drużyny w play off. Po drugie forma zawodników musi być co najmniej przewidywalna. Nieraz się zdarzało, że żużlowiec po zmianie drużyny był znacznie mniej skuteczny niż przed rokiem. Poza tym klub musi być stabilny finansowo, a uważam, że kilka ekip zbudowano na zeszyt i dopiero teraz rozpoczęło się szukanie pieniędzy. A brak wypłat zawsze rodzi konflikty i psuje atmosferę w zespole. Jeden zawodnik, któremu nie płaci się regularnie, zaciśnie zęby i pojedzie, a drugi od razu robi rewolucję. Poza tym przerabialiśmy już w Polsce dream teamy, na które na przykład w Toruniu wydano kiedyś sporo pieniędzy, a sukcesu, czyli mistrzostwa Polski nie było. Dlatego obawiam się, że kilka klubów podczas sezonu może popaść w spore finansowe kłopoty. Bo z roku na rok jest drożej, a prawdziwa rewolucja się zacznie, kiedy w życie wejdzie przepis o ubezpieczeniu zawodników. To będą olbrzymie koszta, z których żużlowcy nie zdają sobie jeszcze sprawy - przekonuje nas rozmówca.
Od sezonu 2014 ma zostać zniesiony KSM i utrzymanie zespołu może jeszcze więcej kosztować. Dwa-trzy najbogatsze kluby mogą ponadto podzielić się między sobą najlepszymi zawodnikami i stworzyć kolejne dream teamy. Marek Cieślak przyznaje, że jeszcze niedawno był przeciwnikiem tego punktowego ograniczenia, ale zmienił zdanie. - Zawsze zastanawiałem się, po co nam ten KSM. Ale teraz doszedłem do wniosku, że powinien jednak zostać - na poziomie 41-42 punktów. Niższa granica niekorzystnie wpłynęłaby już na poziom rozgrywek. W Anglii zbyt drastycznie obcięli KSM i teraz mają słabą ligę. To punktowe ograniczenie jest jakie jest, ale porządkuje jednak wiele spraw. Z drugiej strony zawsze uważałem, że najlepiej wszystko reguluje życie. I cieszę się, że nie ja decyduję o regulaminie rozgrywek, o wysokości kontraktów zawodników. Bo jak przychodzi do płacenia, to wszyscy tracą dobry humor, który mieli przy podpisywaniu umów. Dobrze, że akurat na te sprawy patrzę sobie spokojnie z boku jak kibic - kończy Marek Cieślak.