Robert Noga - Żużlowe podróże w czasie: Warszawski, lodowy tryptyk 1994-1995

Zgodnie z ubiegłotygodniową obietnicą dziś o kolejnym, bardzo krótkim epizodzie związanym z polskim rozdziałem historii ice speedwaya.

W tym artykule dowiesz się o:

W pierwszych latach po ustrojowej transformacji, po startach braci Norberta i Rajmunda Świtałów, Połukarda i kilku innych Polaków na lodowych torach pozostały już tylko zakurzone wspomnienia. I oto na fali entuzjazmu i zauważalnego wzrostu popularności żużla klasycznego w tamtym okresie, ktoś postanowił tamte wspomnienia odkurzyć. Pojawił się pomysł, aby po prawie trzydziestu latach ice speedway ponownie zagościł nad Wisłą. Oczywiście musiał się tym zająć PZM. I oto sympatyków żużla zadziwiła informacja, że w krótkim okresie czasu w Polsce odbędą się aż trzy imprezy rangi mistrzostw świata: runda kwalifikacyjna IMŚ, Challenge oraz 2 turnieje finałowe Grand Prix. I to gdzie? W samej Warszawie, która skutecznie odwróciła się plecami do speedwaya na przełomie lat 50-60-tych.

Oczywiście postanowiono wykorzystać do tego celu tor do łyżwiarstwa szybkiego na Stegnach. - To się narodziło u kogoś w PZMot, ale kto wpadł pierwszy aby takie zawody zorganizować u nas, tego już nie pamiętam. Wiem, że w sprawę mocno zaangażowani byli Andrzej Witkowski i Ryszard Opara, pomagał też Andrzej Grodzki. Najbardziej jednak szalone było to, że z polską licencją mieli wystartować dwaj Rosjanie i to chyba wymyślił Władysław Pietrzak. Po raz pierwszy Rosjanie mieli jechać w polskich barwach. Przyznam się, że trochę się obawialiśmy jak zostaną przyjęci, był nawet opracowany scenariusz prezentacji, aby Rosjan "poprzetykać" zawodnikami z innych państw, gdyby głośno na nich gwizdano. Ale w sumie nie było to potrzebne - wspomina dziś tamte czasy były działacz PZM, a także menedżer naszej reprezentacji Marek Kraskiewicz, także mocno zaangażowany w organizację tamtych zawodów.

"Numer" z rosyjskim duetem z polską licencją wziął się stąd, że nie mieliśmy wówczas zawodników startujących w tej odmianie wyścigów, a chodziło o to aby przyciągnąć na zawody publiczność. W naszych barwach zgodzili się wystąpić skonfliktowani podobno z macierzystą federacją bracia: Siergiej i Jurij Iwanowowie. Obydwaj byli znanymi postaciami w światowym ice speedwayu, zdobywali tytuły mistrzów świata zarówno indywidualnie jak i drużynowo, ale kiedy otrzymali propozycje startu w kolejnej edycji mistrzostw indywidualnych pod firmą PZM mieli już najlepsze lata kariery poza sobą. Pierwszymi po latach zawodami, które miały się odbyć w Polsce była dwudniowa runda kwalifikacyjna IMŚ, zaplanowana na 19 i 20 listopada 1994 roku. - Czasu już niewiele, ale wszystkie prace adaptacyjne na Stegnach przebiegają planowo. W naszej obecności zamontowano metalową siatkę na ostatnich przęsłach wysokiej bandy oddzielającej publiczność na amfiteatrze od wewnętrznych zabezpieczeń toru, które stanowić będą żółte balony, czy plastikowe worki wypełnione słomą - raportował przed zawodami dziennikarz "Tygodnika Żużlowego", zalecając kibicom, aby pośpieszyli się z zamawianiem biletów, bo miejsc na trybunach toru Stegny jest niewiele. Jak się miało jednak okazać szału frekwencji nie było, a na trybunach więcej było kibiców z poza Warszawy niż z samej stolicy. Warto dodać, że przewodniczącym Komitetu Honorowego tamtych zawodów uczyniono byłego kierowcę Lecha Wałęsy, wówczas awansowanego do rangi ministra stanu Mieczysława Wachowskiego. Kierownikiem tamtych zawodów był znany wówczas żużlowy arbiter, dziś już nieżyjący Lechosław Bartnicki. Bracia Iwanowowie nie zawiedli, pokonali warszawskie przeszkody i awansowali do serialu Grand-Prix. Te najważniejsze zawody rozegrane zostały na Stegnach w dniach 18-19 lutego 1995 roku, jako rundy numer 5 i 6 cyklu. "Tygodnik Żużlowy" mocno je reklamował poświęcając im aż trzy strony jednego z lutowych numerów i przedstawiając sylwetki wszystkich startujących, w sumie 18 zawodników, reprezentujących siedem państw. Ciekawostką jest fakt, że transmisję z zawodów przeprowadziła… niemiecka telewizja DSF, natomiast TVP pokazała skróty.

Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie nowy fanpage na Facebooku. Zapraszamy!

Same warszawskie turnieje Grand Prix pomimo iż zgromadziły na starcie wszystkich najlepszych speców w tej odmianie wyścigów z pewnością zawiodły organizatorów. Na trybunach wokół toru zgromadziło się bowiem, jak podano oficjalnie, odpowiednio 1320 oraz 1560 kibiców. Jakoś wówczas ice speedway najwyraźniej nie zachwycił. Nielicznych kibiców natomiast zawiedli "nasi" reprezentanci. W pierwszym dniu startował jedynie Siergiej Iwanow i zajął siódme miejsce, jego brat był rezerwowym. Drugiego dnia natomiast Siergiej był szósty, natomiast Jurij trzynasty. Obydwa turnieje w stolicy Polski zakończyły się wygraną Szweda Pera Olofa Sereniusa, który w tamtym sezonie zdobył tytuł indywidualnego mistrza świata. W ten sposób właściwie zakończyła się historia lodowego żużla w Warszawie. Trzeba było następnych kilkunastu lat i szaleńczego jak się początkowo wydawało pomysłu Pawła Ruszkiewicza, aby ta emocjonująca odmiana wyścigów odrodziła się u nas raz jeszcze, tym razem w podkarpackim Sanoku. W 2007 roku odbyły się tutaj pokazowe wyścigi o puchar burmistrza tego miasta, potem wraz z Sanok Cup rozgrywano mistrzostwa Europy i rundy kwalifikacyjne IMŚ, teraz przyszła pora na finał Dużynowych Mistrzostw Świata, po raz pierwszy z udziałem naszej reprezentacji. Zatem do zobaczenia w Sanoku!

Robert Noga

Komentarze (5)
avatar
dragosani
19.01.2013
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Byłem wtedy na Stegnach w drugim dniu zawodów. Wrażenia? Niesamowity Serenius przegrywający wszystkie starty i łykający później rywali na dystansie, niezwykła odwaga Bałaszowa i... No właśnie. Czytaj całość
avatar
intro
19.01.2013
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
za to w Sanoku się sprawdza.
Mam nadzieję że może kiedyś i stadionik na 6-7 tyś do klasycznego żużla tam stanie...