Robert Noga - Żużlowe podróże w czasie (47): Tory, nasze tory, czyli sędziowskie dole

Początek lat 60. Żużel w Polsce jest już uznanym, popularnym sportem. Mecze cieszą się dużą popularnością, chociaż może frekwencyjny szał lat 50-tych nieco zelżał, przynajmniej w niektórych ośrodkach.

W tym artykule dowiesz się o:

Polscy zawodnicy meldują się w finałach Indywidualnych Mistrzostw Świata, zaczynają coraz śmielej i lepiej radzić sobie w lidze angielskiej. W finale Drużynowych Mistrzostw Świata w 1961 roku we Wrocławiu biało-czerwoni zdobywają złote medale. To blaski. A cienie? Codzienność, bywała niestety skrzecząca. Jak wyglądały czasem zawody, jak wyglądały tory i ich infrastruktura?

Zacznijmy od tego, że po sezonie 1962 mieliśmy w Polsce (według tygodnika Motor) dwadzieścia czynnych torów żużlowych. Wszystkie były bardzo długie, średnio liczyły około 400 metrów. Zdecydowanie dominowały tory o nawierzchni żużlowej. Z określeniem właściwej długości torów jest spory kłopot, bowiem rozmaite dane są nieprecyzyjne i różniące się, nieraz w sposób znaczny od siebie. Porównując jednak różne zestawienia można ostrożnie założyć, że najdłuższe polskie tory pół wieku temu były w Bydgoszczy, Gnieźnie oraz Krośnie, ich długość w sposób zdecydowany przekraczała 400 metrów. Natomiast najkrótsze obiekty do uprawiania klasycznego speedwaya nad pomiędzy Odrą i Bugiem były w Lesznie, Wrocławiu, Pile, Świętochłowicach oraz Śremie, liczyły nieco poniżej 390 metrów. Jakby jednak na to nie spojrzeć, były to wszystko, jakbyśmy dziś określili prawdziwe "lotniska". Nie to było jednak największym problemem, chociaż oczywiście uważni obserwatorzy dostrzegali konieczność budowy torów krótszych, za to trudniejszych technicznie, takich jak w Anglii, gdzie już wtedy były one zauważalnie krótsze niż nasze.

Większym kłopotem był natomiast ich stan, infrastruktura obiektów i profesjonalizm ludzi odpowiedzialnych za przebieg zawodów. Bardzo dobrą i pouczającą lekturą mogą być w tym wypadku sędziowskie wnioski skierowane po zawodach do Głównej Komisji Żużlowej. Nie znacie? No to przeczytajcie. Wszystkie zapiski pochodzą z sezonu 1962. Sędzia Najwer po meczu ligowym Włókniarz Częstochowa - Stal Rzeszów: "Sędziowie wirażowi bez licencji sędziowskich. Kierownik parkingu nie wywiązywał się należycie ze swoich obowiązków. Sekretarz zawodów prowadził protokół zawodów niestarannie. Po X biegu musiałem przerwać wyścigi na około 15 minut, aby odsunięto dzieci i kibiców od bandy, bowiem w czasie trwania biegu niektórzy z widzów rzucali na ścigających się zawodników kamienie i grudki ziemi" - jak więc widać pod Jasną Górą nie zawsze było wówczas "jak Pan Bóg przykazał".

Za to w Lesznie największą zagadką był tor przynoszący zaskakujące "niespodzianki". Zapiski sędziego Wernera, który prowadził spotkanie Unii ze Stalą Rzeszów: "Mam poważne zastrzeżenia do stanu toru żużlowego. Na całej powierzchni znajdują się grudy twardego żużla o granulacji 40 mm. Zawodnicy znajdowali poza tym gwoździe, pręty metalowe, płytki żelazne. Dopuszczenie do następnych zawodów przy tym sanie toru może się okazać bardzo niebezpieczne".

Na stan nawierzchni utyskiwano także w innych ośrodkach. Sędzia Wróblewski prowadził spotkanie o mistrzostwo II ligi pomiędzy krakowską Wandą i Spartą Śrem. Oto jak opisał nawierzchnię obiektu w Nowej Hucie: "Na prostej po przeciwległej stronie startu spod powierzchni, na której brak żużla pokazują się miejscami duże płaty gołego betonu". To się nazywa "twarda" nawierzchnia, nieprawdaż? W Łodzi natomiast był wówczas inny kłopot: "Tor falowany. Żużel bardzo mielony - pył". Obiekt w Łodzi zresztą delikatnie rzecz ujmując, nie należał, nawet wedle ówczesnych, niewygórowanych przecież standardów, do najnowocześniejszych.

Arbiter Engel, sędzia meczu o mistrzostwo II ligi Tramwajarz - Polonia Piła: "Maszyna startowa wymaga natychmiastowej naprawy; bardzo wolno i nierównomiernie zwalnia taśmę. Parking to prymitywna szopa bez stałych urządzeń sanitarnych. Zniszczona i nie oddzielona od publiczności kabina sędziowska wymaga przebudowy. Banda całkowicie zniszczona-zgniłe deski".

I jeszcze toruński kwiatuszek, czyli relacja sędziego Hłaski po spotkaniu o mistrzostwo II ligi Stali ze Spartą Śrem: "Podczas kontroli toru zauważyłem następujące niedomagania: banda pofalowana i odchylona od pionu na zewnątrz, posiada szpary między deskami - do 3 centymetrów szerokie, dolne poziome deski zbutwiałe, miejscami wystające do wewnątrz toru. Ogrodzenie siatkowe zniszczone i w wielu miejscach powyrywane".

Rzeczywistość jak widać mocno skrzeczała. I trzeba było jeszcze wielu lat, aby polscy kibice doczekali się nowoczesnych obiektów. Ale warto było. Areny w Toruniu, czy Gorzowie wyznaczają obecnie wysokie standardy dla wszystkich obiektów żużlowych. Tylko jeszcze to przygotowanie torów… Ale to już temat na inną opowieść.

Robert Noga

Źródło artykułu: