Nie powinniśmy zmarnować tej przewagi - wypowiedzi po meczu Orzeł Łódź - Start Gniezno

Remisem zakończył się mecz Orła Łódź ze Startem Gniezno. W barwach gospodarzy rewelacyjny był Freddie Eriksson, który w sześciu startach zdobył 16 punktów z dwoma bonusami. Dla Gniezna najwięcej punktów, po dziewięć, zdobyli Mirosław Jabłoński i Claus Vissing. Obaj zanotowali też groźnie wyglądające upadki. Na szczęście skończyło się bez poważniejszych urazów.

Krzysztof Stojanowski (Start Gniezno): Tor nic się nie zmienił od zeszłego roku, może tylko był trudniejszy, miał bardzo duże koleiny. Dojechanie do mety i odjechanie tego meczu bez upadków graniczyło z cudem. Podział punktów trochę nas nie satysfakcjonuje, bo liczyliśmy na zwycięstwo i na dwa punkty. Wielki szacunek dla drużyny z Łodzi, bo się postawiła. Mecz byłby lepszy, gdyby nie tor. Brakowało mi wygrania biegu.

Piotr Paluch (Start Gniezno): Najgorszy mój występ odkąd przyjeżdżam do Łodzi. Czułem się niepewny, osłabiony, a zawsze byłem tu pewny siebie. Starałem się, ale za bardzo mi nie wychodziło. Dwa tygodnie przerwy dobrze mi zrobią. Człowiek nabierze energii do następnych zawodów. Wiedzieliśmy, że będzie ciężko, ale liczyliśmy na wygraną.

Mirosław Jabłoński (Start Gniezno): Czuję się masakrycznie. Tak mocno uderzyłem, że za przeproszeniem, tyłka nie czuję. Całe przedramię mam do szycia. Ciężko mi się potem jechało, bo już nie miałem siły trzymać motocykla - tak mnie przedramię bolało. Dobrze, że chociaż zremisowaliśmy, ale szczerze ten tor... Za przeproszeniem, tak porządna firma jak H. Skrzydlewska i żeby nie mieli dmuchanych band - to jest dla mnie niewyobrażalne. Brak słów. Zawsze tak było, do momentu aż ktoś nie zginie i dopiero zaczną coś robić, tak jak w Krośnie. Na tym torze nie da się jechać. Zapraszam wszystkich na pierwszy łuk, gdzie są koleiny i rynny takie, że jak się wjeżdża przednim kołem to się haczy silnikiem, więc to jest tor motocrossowy a nie żużlowy.

Arkadiusz Rusiecki (kierownik Startu Gniezno): Musiałbym użyć bardzo niecenzuralnych słów, a nie chcę tego robić. Mieliśmy praktycznie Orzeł na talerzu i nie powinniśmy zmarnować tej przewagi, którą wypracowaliśmy w pierwszej części zawodów. Gdzieś pewnie powietrze uszło z zawodników po tym, jak zobaczyli jak Mirek skończył swój jeden wyścig. Osobne słowa trzeba by powiedzieć na temat toru, bo w pewnym momencie zrobił się naprawdę fatalny. To jest chyba efekt tego, że tu się bardzo rzadko jeździ i myślę, że nie do końca gospodarze wiedzą, jak on się zachowuje po równaniu albo bez równania. Bardzo boli nas strata tego "oczka", pewnie znajdzie to swoje konsekwencje. Musimy robić wszystko, żeby gdzieś to odrobić i ściskać kciuki, żeby rywale odbierali punkty Węgrom. Na razie nie myślimy o barażach. Nasze myśli kończą się na 5 października i wszystko, co się później wydarzy, jest dla nas wielką niewiadomą. Nie kalkulujemy, chcemy wygrać każdy mecz i myślę, że to widać po zespole. Stajemy na głowie, żeby zapewnić zawodnikom komfortowe warunki do jazdy, aby myśleli tylko o tym jak pojechać w meczu. Z Mirkiem i Clausem po tych upadkach jest wszystko w porządku, chociaż sami przyznają, że ten tor był fatalny.

Emil Kramer (Orzeł Łódź): Poprzednim razem, kiedy byłem w Łodzi, miałem poważny upadek, którego skutki odczuwam do tej pory. Ciągle mam problemy z nogą. Tym razem było dobrze. Freddie mówił mi którędy jechać i jak omijać dziury. Jestem chory i mam gorączkę, ale myślę, że dobrze pojechałem. Miło byłoby zostać w Łodzi na kolejny rok.

Freddie Eriksson (Orzeł Łódź): Było widać, że wszyscy w naszej drużynie bardzo się starali. Co prawda niektórzy zawiedli, ale nie można im mieć tego za złe, bo naprawdę się starali. Z Emilem w parze poza ostatnim biegiem zdobywaliśmy po pięć punktów. W ostatnim wyścigu został trochę na starcie i nie mogłem na niego czekać. Zdecydowanie potrzebujemy jeszcze jednego dobrego polskiego zawodnika, który w przyszłym roku wesprze drużynę. Mamy Burzę, ale teraz jest kontuzjowany. Jest dobrym zawodnikiem, zna wszystkie tory, zawsze służy radą. Potrzebujemy kogoś takiego jak on.

Rusłan Gatiatow (Orzeł Łódź): W swoim drugim biegu startowałem z czwartego toru, a tam ciągnik po równaniu dużo nasypał i był bardzo niedobry start. Później było już lepiej. Mecz był dobry, wszyscy jechali dobrze. Myślę, że Start Gniezno awansuje do pierwszej ligi. W Gnieźnie będzie ciężko, bo tam każdy z nich będzie dobrze spasowany z torem. Zobaczymy jak będzie. Myślę, że pierwsze biegi będą słabe, ale potem spasujemy się i będzie dobrze. Rozmawiałem już z prezesem o przyszłym sezonie i chciałbym tu zostać.

Joanna Skrzydlewska (prezes honorowy Orła Łódź): To euforia dla nas, bo nie liczyliśmy na zwycięstwo. Remis rzadko się w tym sporcie zdarza. Patrząc na nasze miejsce w tabeli, nasze ostatnie dokonania i dokonania Startu Gniezno, raczej wszyscy myśleli, że poniesiemy porażkę. Modliłam się tylko, żeby to nie była porażka jednym punktem. Na szczęście udało nam się zremisować. Myślę, że dla nas jest to ogromny sukces, a dla drużyny z Gniezna to jest porażka.

Źródło artykułu: