Albo też kręcące popularne "bączki" na specjalnie przygotowanych do tego mini torach. Taki widok nikogo już nie dziwi, bo jesteśmy przecież do niego przyzwyczajeni. Myliłby się jednak ktoś, kto sądziłby, że taki "mały żużel"
to wymysł ostatnich dwudziestu lat, pionierskiej inicjatywy Bogusława Nowaka i jego wcale nie tak nielicznych następców w całym kraju. Coś co byłoby namiastką prawdziwego speedwaya lub też miało go popularyzować i ułatwić dostęp do niego próbowano wcielić w życie w Polsce już w końcu lat 50-tych. Tyle, że wtedy, z różnych przyczyn, nie bardzo to się udało, ale przez pewien czas hałasu wokół tzw. małego żużla było całkiem sporo.
Wszystko rozpoczęło się od inicjatywy gazety Auto Moto Sport. Był to wychodzący przez krótki czas pod auspicjami Polskiego Związku Motorowego tygodnik (później pod tym tytułem zaczęto wydawać inny periodyk), który dosyć sporo miejsca na swoich łamach poświęcał właśnie sportowi żużlowemu. I właśnie ta redakcja wpadła w 1957 roku na pomysł organizacji akcji pod nazwą "Mały żużel", która miała na celu popularyzację wyścigów torowych oraz przy okazji szkolenie młodzieży, której najzdolniejsi przedstawiciele zasilali by potem kluby żużlowe. Trzeba bowiem dodać od razu, że w tamtych czasach szkolenie adeptów w tzw. szkółkach działających przy poszczególnych sekcjach nie było tak masowe jak w późniejszych czasach.Idea była taka, aby kandydaci na żużlowców brali udział w zawodach na motocyklach o pojemności do 125 ccm przystosowanych do speedwaya, oraz w organizowanych dla nich specjalnych zawodach w oparciu o regulamin żużlowy.
Wielkim finałem akcji miał być ogólnopolski turniej, pod patronatem gazety, w którym zwycięzca miał otrzymać nagrodę – srebrny motocykl WFM. Redakcja gorąco namawiała kluby i organizacje do wsparcia inicjatywy i odnotowała każdy swój sukces w tejże materii. Jako pierwsi odpowiedzieli na inicjatywę działacze Automotoklubu w Rzeszowie, szybko dołączyli do nich także organizatorzy w Zielonej Górze oraz Siedlcach, gdzie zajęcia z chętnymi miał prowadzić były zawodnik tamtejszego Kolejarza - Tadeusz Zowczak oraz znany potem ze startów między innymi w mistrzowskiej drużynie rzeszowskiej Stali Wiktor Brzozowski. – Pierwsze boje Małego Żużla mamy za sobą. Zielona Góra i Rzeszów zorganizowały wstępne eliminacje do finału o Srebrną WFM-ke redakcji Auto Moto Sportu. Imprezy były wielkim sukcesem nowej dyscypliny i mamy nadzieję, że Mały Żużel rozwinie się w wielką akcję pod hasłem "Każdy może zostać żużlowcem" - cieszył się autor artykułu, który ukazał się na łamach jednego z październikowych numerów pisma, dodając, że w zawodach rzeszowskich wzięło udział 30 zawodników, a zielonogórskich 28.
Co ciekawe redakcji udało się dopiąć swego i przeprowadzić finałowe zawody, chociaż nie wiemy niestety w jaki sposób kwalifikowano uczestników owego finału. Odbył się on jako przedmecz turnieju, rozegranego w kwietniu 1958 roku na stadionie warszawskiej Skry, z okazji kongresu FIM. – Imprezę poprzedził finałowy turniej Małego Żużla o Srebrną WFM-kę ufundowaną przez redakcję Auto Moto Sportu. W 2 biegach półfinałowych startowało równocześnie po 7 zawodników ze 134 biorących udział w eliminacjach w ubiegłym sezonie. Wspaniałe wrażenie robiła chmara motocykli wchodzących w wiraż i grających silnikami o wysokiej tonacji syren alarmowych - czytamy w relacji. Jako ciekawostkę podajmy, że finałowy bieg wygrał Henryk Gelford z LPŻ Żagań przed Stanisławem Marszałkowskim z LPŻ Elbląg i Wiesławem Groblewskim ze Startu Września. A więc miast raczej mało z żużlem kojarzonych. Finałowe zmagania nie zamknęły akcji, jeszcze w tym samym roku organizowano zawody w różnych częściach kraju, między innymi w Tomaszowie Mazowieckim, z udziałem zawodników z Łodzi, Skierniewic, Zgierza oraz miejscowych.
W Elblągu uczczono Święto Morza meczem LPŻ z Kolejarzem Opole, a zawody w niewielkim Złotowie Koszalińskim miało obserwować, jeżeli wierzyć prasowym doniesieniem…3 tysiące widzów! Mały żużel w zorganizowanej przynajmniej formie jednak nie przetrwał próby czasu, z kilku, jak sądzę, powodów. Po pierwsze dosyć krótki był żywot samego inicjatora akcji. Po drugie realia nieco rozminęły się z oczekiwaniami twórców idei. W założeniu Mały Żużel miał być kuźnią szkolącą młodzież, która później miała zasilać profesjonalne kluby. Tymczasem na zawody zgłaszali się "kandydaci" mający nawet po czterdzieści lat. A przecież nie chodziło tutaj o rozrywkę dla panów z fantazją w wieku średnim. Śledząc wyniki prasowe rozegranych zawodów trudno doszukać się w nich nazwisk, które potem byłyby znane z żużlowych torów. Wreszcie ligowe drużyny zaczęły baczniejszą uwagę zwracać na szkolenie własnych wychowanków, w sytuacji kiedy na przełomie lat 50-60-tych zaczęło z przyczyn naturalnych ubywać zawodników, którzy byli dekadę wcześniej pionierami naszej ligi. Akcja pod nazwą "Mały Żużel" pozostała więc epizodem, ale na tyle moim zdaniem interesującym, że postanowiłem przybliżyć ją Czytelnikom Sportowych Faktów.
Robert Noga
Tak myślę..Gdyby TYLKO zechciał..mam oczywiście na myśli
Roberta Nogę i znalazł czas dla tarnowskiego żużla..
Nie widzę dziś lepszego (poza M.Cieślakiem) kandydata ma ową funkcję.To prawdziwy fachowiec i człowiek który się zna na speedwayau jak mało kto.
Wierzę,że by znalazł opowiednie środki na efektowna działalność żużla..Hmm..? Gdyby tylko chciał.?
Więc może paniowie Putowski i reszta..pora a raczej ,najwyższy czas uderzyć pod właściwy adres..do Roberta Nogi!!! - z pełnymi oczekiwaniami kibice Unii Tarnów:) Czytaj całość