Szymon Kaczmarek: Skąd wziął się pomysł zatrudnienia szkoleniowca z zagranicy?
Arkadiusz Rusiecki: Lakonicznie mówiąc, z potrzeby, która stała się matką tego pomysłu. Tylko w żużlu ten pomysł może budzić zdziwienie, bo dotychczas chyba tylko raz, wiele lat temu, polski klub zdecydował się na taki krok. W innych dyscyplinach jest to sytuacja całkowicie normalna, zarówno na szczeblu klubowym jak i reprezentacyjnym. Potrzebujemy świeżego spojrzenia człowieka zupełnie z zewnątrz. Człowieka, który na dodatek zna żużel z różnych perspektyw: kariery zawodniczej, ligi zagranicznej, cyklu Grand Prix, a przede wszystkim z perspektywy team menagera doświadczonych zawodników. Ponadto w Gnieźnie chcemy chłonąć nowoczesne standardy, bo tylko to daje szanse na rozwój. Rozmawialiśmy z kilkoma szkoleniowcami bez etatu w Polsce. Powiem szczerze, byli przekonujący, ale mieliśmy wrażenie, że mówią to, co bardzo chcemy usłyszeć. Nie twierdzę bynajmniej, że to źle, nam jednak chodziło o to, aby ktoś powiedział: wiem co zrobić i ja to zrobię!
Dlaczego wybór padł akurat na Stefana Anderssona?
- Stefan zna Gniezno, pewnie nie tak dobrze jak Lech Kędziora, ale dostatecznie. Jest team menagerem drużyny, która zdobywa medale w Elitserien. Pracuje na co dzień z byłym i obecnym mistrzem świata. Najpierw u boku Hancocka z jego teamem zdobył mistrzostwo globu, a następnie wespół z Gregiem wspierał mocno Maćka Janowskiego w walce o jego złoto w juniorskich mistrzostwach świata. Potrafi pracować zarówno z doświadczonymi zawodnikami - wielkimi gwiazdami speedwaya i jednocześnie z młodzieżą na dorobku. Ma do tego rękę. Jest spokojny i opanowany, ale potrafi też być bardzo stanowczy i nieustępliwy. Jeśli jest czegoś pewny i do czegoś przekonany, to będzie się tego trzymał za wszelką cenę, ale jeśli uzna, że masz rację lub masz lepszy pomysł, to nie ma problemu z tym aby pójść inną drogą. Uznał, że cel jaki mamy w Gnieźnie na sezon jest ciągle możliwy do realizacji. Tego potrzebuje teraz nasza drużyna.
Andersson pracuje również w Piraternie Motala. Czy łączenie tych funkcji nie będzie kłopotliwe?
- Wszystko jest kwestią organizacji. Stefan nie ma z tym problemu. Będzie do naszej dyspozycji od czwartku, piątku przed meczami w Gnieźnie i od soboty przed meczami wyjazdowymi. Zorganizujemy mu ludzi, bazę i optymalne warunki do pracy. Musimy zmienić nasze przyzwyczajenia, że trener jest zawsze "pod ręką" ale żużel to nie piłka nożna.
Jaką wizję prowadzenia zespołu przedstawił Szwed?
- Stefan chce mieć i będzie miał decydujący głos w kwestiach związanych z drużyną, przede wszystkim w sprawach personalnych. Będzie miał także dominujące zdanie w obszarze przygotowania toru, choć sam nie demonizuje tego zagadnienia. Prawdopodobnie zmieni się także charakter zajęć treningowych, bo trener ma swoją filozofię prowadzenia treningów. Tyle można powiedzieć na dzisiaj.
Andersson ma być trenerem pierwszego zespołu. Kto w tej sytuacji zajmie się juniorami?
- Na to pytanie będziemy mogli odpowiedzieć w przyszłym tygodniu. Mamy pomysł, ale potrzebujemy kilku dni aby zreorganizować pracę szkoleniową z najmłodszymi zawodnikami i adeptami.
Andersson ma spore doświadczenie, jednak polskie środowisko jest dość specyficzne. Czy nie obawia się pan, że Szwed może np. nie podołać presji kibiców?
- Stefan wie czego się podejmuje i wie w jakiej sytuacji jest nasza drużyna. Jeśli on sam nie ma obaw, my również nie mamy prawa ich mieć. Presja była, jest i będzie. Jest wpisana w ten zawód. Musimy sobie z nią poradzić, bo żużel to sport dla twardzieli.
Czy decyzja Kędziory o rezygnacji była zaskoczeniem?
- Jadąc do Gorzowa nie spodziewaliśmy się, że tak to się potoczy. Chcieliśmy wygrać ten mecz aby odzyskać zaufanie kibiców i dodać im i drużynie nadziei i wiary. Nie udało nam się choć byliśmy naprawdę blisko. Tego dnia jednak jechaliśmy tak nierówno, że gorzowianie nie mogli tego nie wykorzystać. Chcę powiedzieć jasno. Nie winimy Lecha Kędziory za to co stało się w Gorzowie, bo złożyło się na to bardzo wiele czynników nie do końca zależnych od trenera. Zostaliśmy jednak postawieni w trudnym położeniu gdzie na szali znalazły się losy drużyny, zaufanie kibiców oraz partnerów klubu i ogromna wola odbicia się od dna tabeli. Dlatego zdecydowaliśmy się na zmianę.
Jak podsumuje pan dorobek Lecha Kędziory?
- Dokonaliśmy z Lechem naprawdę wiele. Byliśmy z nim w trudnych dla niego chwilach, ale on też był z nami, gdy tego potrzebowaliśmy. Kilku wychowanków Startu zdobyło certyfikat kiedy był trenerem w Gnieźnie. Warstwa techniczna infrastruktury toru przy Wrzesińskiej to tak naprawdę w sporej mierze jego pomysły i zasługa. Otworzył nam oczy na wiele kwestii, których nie widać z gabinetów klubowych. Wreszcie był jednym z tych, którzy wprowadzili Start Gniezno do ekstraligi po trzynastu latach oczekiwania. Spełniło się przez te lata wiele jego i naszych marzeń i zrealizowaliśmy wiele planów. Tego nikt mu nie odbierze. Jestem przekonany, że nikt w Gnieźnie nie żałuje, że zaufaliśmy Lechowi gdy wrócił do pracy w naszym klubie. Starał się jak mógł aby odwdzięczyć się za to zaufanie. Za to wszystko mu dziękuję w imieniu swoim i wszystkich, z którymi pracował. Mam nadzieję, że to nie jest koniec naszej współpracy.
My jako kibice też chodzimy na treningi szkóki i pytamy się czy macie naszą młodzież w Czytaj całość