Większość chce 10 zespołów w Ekstralidze - rozmowa z Ireneuszem Maciejem Zmorą

Ireneusz Maciej Zmora sugeruje, że konieczne jest rozpoczęcie dyskusji nad przyszłością ENEA Ekstraligi. Zdaniem prezesa Stali Gorzów nie powinny spadać z niej trzy zespoły. Czy zmiany są możliwe?

Jarosław Galewski
Jarosław Galewski

Jarosław Galewski: Jaki jest rzeczywiście potencjał Stali Gorzów? Wygrywacie ze Stelmetem Falubazem Zielona Góra, jedziecie do Bydgoszczy, a tam punktuje w zasadzie tylko Niels Kristian Iversen.

Ireneusz Maciej Zmora: Rzeczywiście ciężko to ocenić. Na pewno każdy mecz jest inny i jeździ się tak jak rywal pozwala. Większość albo wszystkie kluby zdążyły już zrozumieć, na czym polega rola komisarza i tak szykują tory, by były one ich atutem. Spotkania we Wrocławiu i Gnieźnie są potwierdzeniem tej teorii. Gospodarze nauczyli się robić tor tak, by komisarz nie wnosił żadnych uwag, a nawierzchnia była jednocześnie ich atutem.

Jeszcze kilka tygodni temu nieznaczna porażka w Bydgoszczy nie byłaby dla was tragedią. Tymczasem w wypowiedziach prezesa honorowego Władysława Komarnickiego pełno było negatywnych emocji. Pan ocenia niedzielny mecz podobnie?

- Osiągnęliśmy dużo lepszy wynik niż wynikałoby to z przebiegu walki na torze. Połowa punktów została wywalczona przez jednego zawodnika, który obecnie jest chyba z jakiejś innej bajki. Pozostała część drużyny, bez wyjątków, pojechała poniżej swoich możliwości. Ten wynik można było brać w ciemno przed meczem, ale niewiele brakowało do zwycięstwa. Jesteśmy jednak w dobrym położeniu, żeby w Gorzowie powalczyć o punkt bonusowy.

Bydgoszczanie wygrali dzięki postawie juniorów. W Stali bardzo słaby mecz Bartosza Zmarzlika. Co się stało z tym zawodnikiem?

- Bartek przeżywał swoje problemy. Jest bardzo mocno pogubiony sprzętowo. Wydaje mi się jednak, że dobrze wie, na czym polegają jego kłopoty. Teraz trwają intensywne prace, żeby zdążyć ze wszystkim do meczu w Częstochowie. Jestem optymistą, bo to chłopak, który już wiele razy pokazywał, jak się ścigać na żużlu. Wierzę, że wróci do wysokiej formy. Budująca powinna być też postawa Adriana Cyfera, który pojechał bardzo fajne zawody w Grudziądzu. Być może to już ten czas, aby dać mu szansę.

Kiedy patrzy pan na sytuację w lidze i formę poszczególnych zespołów, zwłaszcza wrocławian, to jest pan optymistą w stosunku do swoich zawodników? Dziś można już z całą pewnością powiedzieć, że zniknął murowany kandydat do spadku.

- Nie ma już żadnej murowanej drużyny do spadku i to też jest bardzo ciekawe. Pierwszym do spadku miał być w ocenie wielu Wrocław, drugim miała być drużyna z Gniezna, a obecny układ tabeli pokazuje, że mimo konieczności opuszczenia Ekstraligi przez trzy zespoły, nie ma ani jednego pewniaka, który na pewno spadnie.

Przed sezonem wasze plany były bardzo odważne. Szybko przyszły porażki i okazało się, że więcej racji mieli ci, którzy wróżyli wam walkę o utrzymanie. Dziś pewnie czuje pan znacznie większy niepokój niż przed startem rozgrywek.

- Nas przecież od początku wymieniało się jako zespół, który może opuścić ENEA Ekstraligę. Liga udowadnia w tym roku, że jest bardzo ciekawa. W obecnej sytuacji recepta jest prosta - musimy skupiać się na każdym kolejnym meczu. Trzeba zbierać punkty i zobaczyć, do czego one wystarczą. Różnica między pierwszą czwórką a miejscami spadkowymi jest w zasadzie żadna.

Czujecie większą presję z każdym kolejnym meczem, że każde kolejne spotkanie może być meczem o życie?

- Na pewno czujemy presję. Gdyby nam dalej uciekały mecze i zwycięstwa, to byłoby zdecydowanie trudniej. Warto jednak zwrócić uwagę, że mimo nie najlepszego początku wygrywaliśmy później w trudnych spotkaniach. Takimi była przecież wizyta w Tarnowie czy domowe zwycięskie starcie z Falubazem. Miejsce w tabeli Bydgoszczy przed niedzielnym meczem też nie oddawało siły tej drużyny. Oni przecież jechali zaledwie jeden mecz w domu do czasu spotkania z naszym zespołem. Jechali w Częstochowie i w Zielonej Górze. Tam minimalnie ulegali faworytom. To nie są chłopcy do bicia.

Perfekcyjnie zafunkcjonowało w waszym zespole zastępstwo zawodnika. Czy z Danielem Nermarkiem Stal będzie silniejsza, czy jednak pozostali żużlowcy, kiedy jadą za niego, dają wam dużo więcej?

- Z Danielem będziemy silniejsi. Tego nie można oceniać przez pryzmat meczu w Bydgoszczy. Pojechali cztery razy i wyszło 12 oczek. Paweł Hlib dobrze pojechał jako ZZ, ale w biegu nominowanym przywiózł już zero. Pamiętajmy też o tym, że kiedy wróci Daniel, to zyskujemy jednego zawodnika do biegów nominowanych. Wspomniany Paweł Hlib ma ostatnio przebłyski dobrej jazdy.

Wiele wskazuje na to, że na pozycji seniora z KSM 2,50 nie ma potrzeby by dokonywać zmiany.

- Zdecydowanie tak. Po różnych próbach, z trzema zawodnikami, postanowiliśmy zdecydować się na jednego, tak aby miał lepszą, nieco bardziej komfortową sytuację. Chodzi o to, żeby kolejny mecz nie był dla niego spotkaniem o wszystko, walką o kolejne starty. Ważne, żeby zawodnik miał spokojniejszą głowę i mógł się lepiej do meczu przygotować. Taka ciągła rywalizacja o miejsce w drużynie niczemu dobremu nie służy. Okazuje się, że to jakoś się sprawdza. Może forma Pawła nie jest jeszcze stabilna, ale ma wyraźne przebłyski.

Łukasz Jankowski może startować jako gość w drugiej lidze i pewnie będzie mieć okazje do jazdy. Co z Adrianem Gomólskim? Czy jest szansa, żeby i on startował w niższej lidze jako gość?

- Jeżeli znajdzie się klub zainteresowany jego startami i zawodnik się z nim dogada, to nie ma żadnych przeszkód.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×