Specjalistka od fal mózgowych - I część rozmowy z Julią Chomską, psychologiem sportowym

- Mówią, że głowa nie jedzie. Ale, gdy ona i motocykl pracują świetnie, wtedy jest wynik - zdradza Julia Chomska. Pierwsza część rozmowy o tajnikach pracy psychologa sportowego.

W tym artykule dowiesz się o:

Julia Chomska od dziecka obecna jest w świecie żużla. Łącząc zamiłowania rodziców, mama jest z wykształcenia humanistką, tata to były żużlowiec, a obecnie trener, córka postanowiła studiować psychologię i specjalizować się w sporcie. W swojej praktyce stosuje metodę biofeedback, która opracowana została przez specjalistów z NASA. W kuluarach zawodnicy mówią o niej "to ta, co podłącza kable".
Sandra Rakiej: Kiedyś byłam świadkiem sytuacji, gdy angielski promotor oferował pomoc psychologa borykającemu się z problemami zawodnikowi. Jednak ojciec żużlowca kategorycznie odmówił, stwierdzając, że nikt nie będzie robił z jego syna wariata. Odnoszę wrażenie, że dawniej współpraca ze specjalistą była kwestią wstydliwą, dziś zaś jest to trend i sportowcy z chęcią proszą o rady psychologa. Zgodzisz się z tą tezą?

Julia Chomska: Faktycznie, robi się to dość modne. Przychodzą do mnie młodzi zawodnicy, którzy chcą mieć w swoich sztabach psychologa. Czasem spotykają się ze mną sporadycznie, ale sam fakt, że mają blisko siebie taką osobę, daje im przewagę mentalną. Niestety nadal jest wiele ludzi, którzy współpracę z psychologiem postrzegają źle. Sądzą, iż inni pomyślą o nich "wariat", a taka postawa wynika po prostu z niedoinformowania. Dzieje się tak głównie w Polsce.

Co jest więc potrzebne, aby taka postawa się zmieniła? Zaangażowanie mediów z pewnością działa pozytywnie!

- Tak, aczkolwiek należy pamiętać, że żaden szanujący się psycholog nie będzie rzucał nazwiskami! Sami zawodnicy również nie powinni do końca zdradzać szczegółów swojej współpracy, gdyż daje im to pewną przewagę psychiczną nad przeciwnikami. Mentalność zmienia się, gdyż polscy młodzi zawodnicy nadal fascynują i wzorują się na idolach z zachodu. Dużą rolę odgrywają motocrossowcy, freestylowcy, czyli ci, których nie podejrzewałoby się o korzystanie z usług psychologa. Zaangażowany w te dyscypliny Red Bull stworzył klinikę m.in. ze sprzętem biofeedback, którym również ja się zajmuję. Topowi zawodnicy dodają zdjęcia na Instagram z takich zajęć i zdarza się, że do mnie przychodzą żużlowcy z pytaniem "Julia, ty też coś takiego robisz?".

Łukasz Cyran w rozmowie z Julią Chomską
Łukasz Cyran w rozmowie z Julią Chomską

Obecnie współpracujesz na stałe m.in. ze Stalą Gorzów. Osobiście sądzę, że psycholog sportowy powinien być obligatoryjnie zatrudniony w każdym klubie i dostępny w szczególności dla młodych sportowców. Wiesz jak to wygląda w innych polskich drużynach?

- Współpracuję ze wspomnianą Stalą, a także z Gdańskiem i z Toruniem. Jednak tak na prawdę praktycznie w każdym klubie w Polsce, w każdej lidze, mam zawodników, którym pomagam. Z racji tego, że mój tata zawsze zaangażowany był w żużel, ja już od początku studiów "wałkowałam" przykłady różnych zawodników, żeby zdobyć warsztat i opracowałam autorski program. Niestety mało jest jeszcze osób, które zajmują się psychologią, a do tego znają się na żużlu. Są specjaliści od pływania, boksu, a ja poszłam w sporty motorowe. Dziś dowiaduję się od zawodników, że jeżeli nawet klub zauważył jakiś problem, to odsyłał sportowca do poradni psychologicznej. Żużlowiec szybko się wtedy zraża, bo musi od podstaw tłumaczyć charakterystykę swojej dyscypliny. Uważam, że kawał dobrej roboty wykonaliśmy w ubiegłym roku z Rafałem Dobruckim, gdy na zgrupowaniu zaplecza kadry młodzieżowej opracowaliśmy własny program pracy. Na każdym trzydniowym spotkaniu było około dwudziestu zawodników, więc w sumie aż sześćdziesięciu juniorów poznało podstawy treningu mentalnego! Nie każdy podchodził do tego poważnie, ale spokojnie mogę stwierdzić, że ważne informacje zostały przekazane. Mam nadzieję, że w tym roku będziemy ten projekt kontynuować, bo młodzi zawodnicy są chłonni na wiedzę i szybką się uczą.

Skupiasz się na sportach motorowych. Uważasz, że są one bardziej stresogenne i bardziej wymagające dla psychologa niż inne dyscypliny?

- Przede wszystkim jest to sport, który wiąże się z wysokim poziomem adrenaliny, a poza tym, choć najwięcej rozgrywek jest drużynowych, to tak naprawdę i tak jedzie się na własny rozrachunek. Żużel jest brutalny i wymaga pracy zarówno nad psychiką, formą fizyczną, ale i nad sprzętem. Mówi się, że głowa nie jedzie, ale jeżeli ona i motocykl pracują dobrze, to współpraca ta determinuje sukces. Amerykański psycholog, do którego jeżdżę na wykłady, stwierdził, że w moim zawodzie 95% to umiejętności, sprzęt, talent, a 5% to głowa. Jednak dzisiaj, to coraz częściej ten mniejszy procentowo faktor przeważa nad resztą i decyduje o wynikach.
[nextpage]Mój dobry kolega, który również jest twoim pacjentem, powiedział mi ostatnio, że Julia podłącza kable i wszystko pracuje samo! To chyba jednak nie takie proste. Powiedz proszę coś więcej o stosowanej przez ciebie metodzie biofeedback.

- Na podstawie badania EEG, Centrum Kosmiczne Nasa już wiele lat temu stworzyło sprzęt biofeedback, który po prostu trenuje fale mózgowe. Amerykańscy psychologowie obserwując kosmonautów, którzy podczas misji zachowywali się różnie – jedni byli wyciszeni, drudzy agresywni, zaczęli naukową analizę. Dziś tę metodę przełożono na świat sportu. W żużlu pracujemy nad sześcioma falami mózgowymi, które dają nam możliwość ulepszania takich elementów jak regeneracja organizmu, izolacja sportowa (potrzebna zaraz przed startem), relax, refleks, motywacja, wola walki, pamięć, koncentracja, adrenalina, stres. Ja musiałam dojść do tego, gdzie te kable podłączyć, aby pracować nad konkretną falą. Niezależnie czy jest to sportowiec, czy każdy człowiek wykonujący inne zajęcia, pod wpływem stresu czy zmęczenia któraś z tych fal może się zablokować. U żużlowców występują tak silne napięcia mięśniowe, że konieczna jest nauka prawidłowego oddychania i rozluźniania mięśni tak, aby nie zakwaszali nierówno organizmu. W tej dyscyplinie używa się praktycznie tylko połowy ciała, więc różne są wtedy odczynniki PH. Jednak nie działam tylko i wyłącznie na kablach, do tego zawsze dochodzi rozmowa. Ja zawodnikowi daję zawsze cały pakiet narzędzi, z których może korzystać. Podczas dalszych spotkań mogę sprawdzić i korygować czy z tych rad korzysta i czy robi to prawidłowo. Aby wszystko funkcjonowało i przynosiło efekty potrzebne są jednak chęci i cierpliwość w ćwiczeniu tych technik.

Keep calm and be the champion - motto Julii Chomskiej. Na zdjęciu wraz z Kamilem Brzozowskim (fot. archwium prywatne)
Keep calm and be the champion - motto Julii Chomskiej. Na zdjęciu wraz z Kamilem Brzozowskim (fot. archwium prywatne)

W żużlu startuje się w kilku ligach i czasami z dnia na dzień zawodnicy muszą walczyć i znaleźć taką samą motywację i koncentrację. To chyba jest istotny problem, co jeszcze należy do głównych bolączek żużlowców?

- Jeżeli zawodnik wejdzie w odpowiedni rytm i będzie postępował według takiego kodeksu, który opracowuję indywidualnie z każdym sportowcem, to nie ma prawda zabraknąć ani motywacji, ani koncentracji. Moim zdaniem największym problem jest to, że zawodnicy starają się wejść w jakąś rolę i ją sztucznie odgrywają. Patrzą na przykład na Nicki'ego Pedersena, który jest dobrym przykładem charakterystycznego zachowania, i chcąc naśladować potrafią go wręcz przejaskrawić. Na starcie nie koncentrują się, ale skupiają na tym, jaki muszą wykonać ruch, jaką przybrać pozycję. Wtedy pojawia się chaos. Poza tym żużlowcy są bardzo niecierpliwi, oczekują, że po jednej wizycie u psychologa będzie im szło świetnie. Ja nie mam jednak magicznej różdżki i praca nad sobą wymaga czasu. Istotne jest także, aby nauczyć się przegrywać. Sztuką nielicznych zawodników jest bowiem umieć wygrać wyścig, gdy zawaliło się dwa poprzednie.

Wielu młodych żużlowców wpatrzonych jest w Chrisa Holdera i Darcy Warda, którzy cechują się luzem i humorem. Czy zgodzisz się jednak, że w tym przypadku należy pamiętać o różnicach kulturowych, bo to co sprawdza się u Australijczyków niekoniecznie będzie dobre dla naszych rodaków?

- Oczywiście! Gdy ktoś pół roku spędza w japonkach i kąpielówkach odcinając się tym samym od takiego "bagna", które w tym czasie jest w Polsce, to może funkcjonować zupełnie inaczej. U nas podczas przerwy zimowej trwa okres transferowy, media prześcigają się w informacjach, wydzwaniają dziennikarze, włodarze klubów i zawodnicy nie mogą się od tego odciąć. W tym samym czasie Holder i Ward są kompletnie "wyzerowani", odpoczywają ze znajomymi i świetnie się bawią. Polacy jadą na dwutygodniowe wakacje, a później wracają do świata dywagacji i szumu informacyjnego. Gdy pytałam juniorów na zapleczu kadry o idola, to Holder i Ward padali bardzo często, bo przecież oni potrafią połączyć imprezę ze zdobywaniem sukcesu. Trochę czasu musi jednak upłynąć, aby młodzi zrozumieli, że nasza polska mentalność odbiega od ich podejścia i Polacy zdobywać będą sukcesy, ale dużą pracą, a nie samym luzem.

W drugiej części rozmowy Julia opowie o tym, czy nazwisko pomaga lub przeszkadza w jej karierze zawodowej, czy potrafi rozpoznać w młokosie mistrza i dlaczego żużlowcom potrzebny jest plan "B". 

Źródło artykułu: