8 zespołów w Ekstralidze? Proponuję memorandum - rozmowa z Jarosławem Deresińskim

Wiele klubów ENEA Ekstraligi nawołuje do dyskusji nad kształtem rozgrywek w sezonie 2014. - Optowałbym za rocznym lub dwuletnim memorandum, żeby to ocenić - mówi Jarosław Deresiński.

Jarosław Galewski
Jarosław Galewski

Jarosław Galewski: Po wygranej nad Stalą Gorzów był pan optymistą. Okazało się jednak, że toruński Unibax sprowadził was na ziemię. Nie ulega wątpliwości, że przegraliście niezwykle istotne spotkanie.

Jarosław Deresiński: Ma pan rację, że nadzieje były spore. Zawiedliśmy wszyscy. Nie było w tym zespole nikogo, kto nie miałby kłopotów. Mimo bojowego nastawienia, nie było żadnego żużlowca, który stanąłby na wysokości zadania i pojechał na miarę swoich możliwość. Z tego właśnie wzięła się tak dotkliwa i bolesna porażka. Spotkaliśmy się po tym meczu i bardzo długo rozmawialiśmy. Myślę, że udało nam się wyciągnąć odpowiednie wnioski. Nie pozostaje nam nic innego jak tylko walczyć o każdy punkt. Najbliższa szansa w Gorzowie. Musimy próbować wywieźć jakiś punkt, a może nawet wygrać ten mecz.

Ostatnio wygraną odniosła drużyna z Gniezna, świetnie jedzie Wrocław, a w Bydgoszczy od pewnego czasu tylko problemy. Nie martwi pana, że konkurencja w walce o utrzymanie radzi sobie coraz lepiej. Nie ma pan wrażenia, że przegrywając na własnym torze uczyniliście mały krok w kierunku pierwszej ligi?

- Liga jest w tym roku naprawdę nieprzewidywalna. Zniknęły atuty własnych torów. Nie ma już tego, co kiedyś w pewnym sensie zarzucano, że rozgrywki dzielą się na dwie części - na tych, którzy walczą o najwyższe cele i na tych, którzy chcą się utrzymać. Dziś nie ma pewniaków - takich drużyn, które na pewno wygrają lub przegrają. Wyniki są tak nieprzewidywalne, że jeśli ktoś powie, że zna się na żużlu, to kłamie.

Zgadza się, ale porażki u siebie mogą kosztować bardzo wiele. Tej jednej wygranej może wam zabraknąć. Nie można wykluczyć, że jeśli nie odrobicie tego, co straciliście przed własną publicznością na wyjeździe, to możecie mieć naprawdę duże problemy.

- Zdaje sobie z tego doskonalę sprawę. W związku z tym staraliśmy się od razu pozbierać po tej bolesnej porażce. Według mnie nastroje w drużynie są już dużo lepsze. Zmieniliśmy kilka rzeczy, które zmienić mogliśmy, a piątkowy trening pokazał, że już Robert zaczął się odnajdywać, coraz lepiej jeździ też Mateusz. Nie było naszej trójki liderów - Hansa, Grega i Krzysia, ale reszta spisywała się naprawdę dobrze. Jedziemy zdobywać punkty, bo rzeczywiście gdzieś trzeba odrobić to, co straciliśmy przed własną publicznością.

Jest pan rozczarowany postawą Krzysztofa Buczkowskiego? Zawodnik, który obok Grega Hancocka miał być najpewniejszym punktem zespołu, ma problemy z wygraniem wyścigu na własnym torze.

- To dla mnie zaskoczeniem i wiem, że Krzysztof to bardzo mocno przeżywa. Stara się coś zmienić, ale w jego przypadku jest duży kłopot ze sprzętem. Myślę, że w jego przypadku nastąpi w najbliższym czasie jakiś powrót do starszych rzeczy i nie będzie już kombinowania z nowościami. Uważam, że jest spora szansa na to, że się odnajdzie. Myślę, że potrzeba jednego meczu, w którym uwierzy, że można wygrywać. Ambicji i woli walki nigdy nie można było mu zarzucić. Cały czas widzę, że on bardzo chce. Jestem przekonany, że w Gorzowie zrobi wszystko, by wrócić  do formy, której od niego oczekujemy.

Jeśli Greg Hancock odbuduje się po kontuzji, jeśli zacznie wygrywać Krzysztof Buczkowski, jeśli w lepszej formie będzie Robert Kościecha lub Mateusz Szczepaniak itd. Nie ma pan wrażenia, że trochę za dużo jest w tej chwili tych "jeśli"?

- W pewnym sensie ma pan rację, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że Gorzów to u siebie bardzo wymagający rywal. U nas nie ma w zespole zdecydowanych liderów, pewniaków. Wystarczy jednak, że wszyscy pojadą nieco lepiej. Nie mamy w drużynie jednego lidera. Dwoma zawodnikami też meczu nie da się wygrać. U nas jakoś zawsze było tak, że mieliśmy jednego czy dwóch żużlowców i później nam brakowało. Z Toruniem miało miejsce jakieś przesilenie. Wierzę, że wszyscy są w stanie pojechać w tych ramach, które sobie założyliśmy. Wtedy suma punktów naprawdę może dać nam zwycięstwo. Zdajemy sobie sprawę, że będzie trudno i wiemy, że liczy się każdy punkt. Przy tak wyrównanej lidze ogromne znaczenie będą miały punkty bonusowe. Każdy może być na wagę złota. Jedziemy walczyć o jak najwięcej.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×