Zielonogórzanie do Częstochowy jechali z przeświadczeniem o własnej sile i za cel obrali zwycięstwo. Po niezwykle emocjonującym pojedynku ta sztuka im się udała, a dwa punkty dla Stelmetu Falubazu przypieczętowali w ostatniej gonitwie Jarosław Hampel i Andreas Jonsson. - Tak miało być. Jesteśmy bardzo zadowoleni z postawy Krzysztofa Jabłońskiego. Po turnieju w Niemczech, gdzie zrobił prawie komplet punktów i piątkowym sparingu w Ostrowie, widać było, że Krzysztof jedzie zdecydowanie lepiej. Korzysta z innych silników, trochę inne myślenie i pojechał w końcu tak, jak od niego oczekujemy. Tego się spodziewaliśmy przed tym meczem. Zaskoczył mnie "in plus" Andreas Jonsson, bo bałem się, że będzie to samo, co wczoraj w Toruniu. Były jeszcze problemy z nogą. Za moment rodzi mu się dziecko i on też tym żyje, ale pojechał bardzo fajne zawody. Pojechała też druga linia. Myślę, że Jonasowi Davidssonowi nie można nic zarzucić. Zrobił to, co miał zrobić. W końcu Kamil Adamczewski trochę powalczył na wyjeździe. Piotr Protasiewicz, Jarosław Hampel też odjechali dobre zawody. Wiadomo, że jesteśmy zadowoleni. Przyjechaliśmy tu po zwycięstwo. Taki był plan, bo pozycja w tabeli na pewno nie odzwierciedla naszej siły - podkreśla w rozmowie ze SportoweFakty.pl prezes zielonogórskiej ekipy, Marek Jankowski.
Sternik ekipy z grodu Bachusa docenił klasę częstochowian i podkreśla, że Lwy nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa w tegorocznych rozgrywkach. - Jak ktoś mnie zapyta, to ciągle uważam, że ten zespół będzie w play-offach. Być może będzie to z czwartego miejsca, ale zespół z Częstochowy tym składem na to zasługuje. Stworzyli fajny zespół. Może dzisiaj nieco słabsze zawody w wykonaniu Emila i Griszy, ale druga linia pojechała fenomenalnie. Pamiętajmy, że w odwodzie jest jeszcze tutaj Adam Strzelec, więc juniorski garnitur w pozostałych meczach może być jeszcze silniejszy. Myślę, że częstochowianie są niedoceniani w tabeli. Dopiero siódme miejsce, ale z pewnością nie jest to zespół na siódmą pozycję - zapewnia Jankowski.
W szeregach ekipy Rafała Dobruckiego próżno było w niedzielnym pojedynku szukać słabych punktów i dziur w składzie. To zdaniem Jankowskiego klucz do sukcesu i dobry prognostyk na kolejne spotkania. Sternik Stelmetu Falubazu na ojca sukcesu namaścił Krzysztofa Jabłońskiego. - Pojechaliśmy drużynowo. To jest bardzo ważne. Jeżeli miałbym powiedzieć, to te zawody wygrał dla nas Krzysztof Jabłoński. Zdobył punkty na pewno niespodziewane zarówno przez kibiców, jak i działaczy z Częstochowy. Po Krzysztofie Jabłońskim mało kto spodziewał się takiego występu. Trzeba przyznać, że pojechał przy tym bardzo ładnie. W końcu można powiedzieć, że pojechała cała drużyna. To jest najistotniejsze w tym wszystkim - zaznacza prezes.
Zielonogórzanie tym samym zmazali plamę po katastrofalnym występie w Tarnowie. Jankowski wierzy, że jego podopiecznym noga już się nie podwinie, a już za kilka dni Stelmet Falubaz czeka derbowy pojedynek z rywalem zza miedzy, Stalą Gorzów. - Pojechaliśmy słaby mecz w Tarnowie i Gorzowie. Zaliczyliśmy do tego nieszczęśliwe wypadki w meczu z Unibaksem Toruń i przegraliśmy czterema punktami. Remis we Wrocławiu teraz można odczytać, jako dobry wynik, bo było to w momencie, gdy dobrze jechał Ljung i w składzie był Tai Woffinden. Zespół z Wrocławia dysponował pełnym swym potencjałem. O kryzysie nie mogło być mowy. Oczywiście, moim zdaniem limit porażek wyczerpaliśmy. Teraz powinno być już lepiej. W niedzielę derby z Gorzowem w Zielonej Górze. Na to czekają kibice, myślę, że nie tylko na Ziemi Lubuskiej, ale i w całej Polsce. To będą na pewno bardzo dobre zawody. Mamy przywieźć bonusa. Innej opcji nikt w drużynie nie zakłada - puentuje Marek Jankowski.
- wysokośc kontraktu
- "ser" przed nazwiskiem czy wyniki sportowe na torze ??? błazenada ... Czytaj całość