Orły uległy Lwom różnicą dwudziestu "oczek". Przed meczem ich celem było natomiast zwycięstwo, a najlepiej jeszcze wywalczenie punktu bonusowego. - Jestem bardzo rozczarowany po tym spotkaniu. Byliśmy pewni, że jesteśmy w stanie wygrać, a nawet zdobyć 10 punktów więcej od rywali i wywalczyć bonus. Wiem, że chłopaki walczyli, starali się, jednak nie byliśmy w stanie znaleźć odpowiednich ustawień, a jak już to zrobiliśmy, to było po prostu za późno. Nie mogliśmy dopasować się do własnego toru. Rywale byli od nas lepsi szczególnie w wyjściach spod taśmy - komentował na gorąco Andersson.
Lechma Start wywalczył jak dotąd zaledwie 6 punktów. Do rozegrania pozostało mu jeszcze 7 spotkań, w tym 4 wyjazdowe. Terminarz jest zatem dla czerwono-czarnych bezlitosny, a szanse na utrzymanie są realnie niewielkie. Mimo to szkoleniowiec beniaminka nadal liczy na zajęcie bezpiecznej lokaty w tabeli na koniec rundy zasadniczej. - Nie poddamy się dopóki liga się nie skończy. Wiemy, że teraz musimy wygrywać na wyjeździe. Będziemy dawać z siebie wszystko. Musimy w to wierzyć, inaczej będzie bardzo ciężko - zadeklarował Andersson.
Obserwatorów niedzielnego spotkania dziwiły przede wszystkim słabe starty miejscowych zawodników, bowiem wcześniej spisywali się oni w tym elemencie o wiele lepiej. Co było tego przyczyną? - Po pierwsze mamy ten pieprz***, głupi przepis o komisarzu pojawiającym się na torze już 8 godzin przed meczem. Tylko w Polsce takie gów** może mieć miejsce. Nie możemy zrobić z nawierzchnią tego, co chcemy, a chcemy, żeby był do walki. Tak naprawdę nie możemy jednak narzekać na tor, po prostu nie znaleźliśmy odpowiednich ustawień - powiedział Szwed.