Władysław Komarnicki: Prymat żużla nad piłką nożną

Zdaniem honorowego prezesa Stali Gorzów, sobotnia runda mistrzostw świata zakończyła się organizacyjnym sukcesem. Uważa jednak, że polskie kluby powinny być mniej zależne od BSI.

Oliwer Kubus
Oliwer Kubus

Zmagania najlepszych żużlowców świata w Gorzowie oglądał komplet publiczności. Władysław Komarnicki zwraca uwagę przede wszystkim na aspekt marketingowy. - Grand Prix to zdecydowanie najlepsza promocja miasta - podkreśla. - Bardzo się cieszę, że doskonale zrozumiał to prezydent Tadeusz Jędrzejczak i doskonale rozumiała to poprzednia rada miasta, pomagając przy zakupie tego produktu. Runda GP to niesamowite wydarzenie sportowe, ekonomiczne, marketingowe i wizerunkowe. Trudno policzyć, jak wiele razy Gorzów Wielkopolski był wymieniany w mediach. Miasta, które się nie promują - umierają. Na dwa tygodnie przed zawodami nie było wolnych miejsc w hotelach i nocleg moim znajomym znajdowałem w Lubniewicach, oddalonych od Gorzowa o 22 kilometry. W naszym mieście dało się słyszeć różne języki. Nie brakowało kibiców z Kanady, Australii czy ze Skandynawii. Wielu znakomitych gości chwaliło Gorzów za znakomitą atmosferę i piękny stadion.

- Chciałbym podziękować moim byłym współpracownikom ze Stali oraz prezesowi Zmorze za nienaganne wywiązanie się z obowiązków organizatora - dodaje Władysław Komarnicki. - Zebrali wiele ciepłych słów od gości i oficjeli. Warto zaznaczyć wspaniałą postawę fani. Mimo że zwyciężył zawodnik Falubazu, to wszyscy wstali i bili brawo. To świadczy o wysokiej kulturze kibicowania. Kiedy 15 tysięcy osób śpiewało Mazurka Dąbrowskiego, zakręciła mi się łezka w oku. Najważniejsze, że udowodniliśmy sceptykom, tym wszystkim miernotom, którzy nic nie robią poza krytykowaniem, iż Grand Prix potrafi się obronić. Zobaczyliśmy cudowne zawody, z Polakiem na najwyższym stopniu podium. Nie mogliśmy sobie wymarzyć lepszego scenariusza.

Kibice mogli obejrzeć na żywo gorzowską rundę już za 30 złotych. Między innymi dzięki temu trybuny stadionu im. Edwarda Jancarza wypełniły się do ostatniego miejsca. - Nie żyjemy na bezludnej wyspie - zaznacza prezes Komarnicki. - Musimy patrzeć na rynek i dostosowywać się z cenami do materialnej sytuacji społeczeństwa. Na niedawnych mistrzostwach par w Toruniu z cenami przesadzono i zamiast 15 tysięcy, turniej obserwowało 7 tysięcy fanów. Nie chcieliśmy dopuścić do powtórki.

Kontrowersje budzi stosunek angielskiej firmy BSI do naszych klubów oraz podejście polskich prezesów, oferujących duże sumy za prawo do zorganizowania mistrzowskiej eliminacji. - Jesteśmy trochę nieustabilizowanym narodem - mówi Władysław Komarnicki. - Panuje przekonanie, że każdy w swojej zagrodzie jest równy wojewodzie i właściciele produktu Grand Prix to wykorzystują. Od lat prezes Andrzej Witkowski, mądry człowiek, z wykształcenia prawnik, stara się doprowadzić do takiej sytuacji, że stroną w negocjacjach będzie Polski Związek Motorowy, a nie kluby i miasta. Pod tym pomysłem podpisuję się oburącz i będę pana Witkowskiego w jego działaniach wspierał. Jeśli idea wejdzie w życie, nie będzie głupiej rywalizacji poszczególnych ośrodków ani wyścigu zbrojeń.

Władysław Komarnicki popiera pomysł organizacji rundy GP na Stadionie Narodowym i wyżej ceni żużel od piłki nożnej w polski wydaniu. - Prezes Witkowski zabiega o speedway w Warszawie i uważam to za bardzo racjonalne - komentuje były działacz Stali. - Jeśli uda się do tego doprowadzić, a wierzę, że tak się stanie, będzie to doskonała promocja czarnego sportu. Jako ambasador żużla uważam, że przy katastrofalnej piłce nożnej jeszcze długo będziemy się bawić speedwayem, bo na razie żadna inna dyscyplina nie kumuluje tylu kibiców. Dopóki będą jeździć Gollob, Hampel czy Kasprzak, czyli fighterzy, zdolni do wygrywania w każdym dniu, żużel będzie przyciągał widzów. Trzeba ich tylko ładnie pokazać i produkt ładnie opakować.

Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×