Sytuacja finansowa wielu klubów jest dramatyczna - rozmowa z Ireneuszem Maciejem Zmorą

Ireneusz Maciej Zmora uważa, że walka o ligowy byt rozegra się nie tylko na torze. - O tym może przesądzić sytuacja finansowa poszczególnych klubów - mówi prezes Stali Gorzów.

Jarosław Galewski
Jarosław Galewski

Jarosław Galewski: Jak wiadomo, zakłada pan, że Stali Gorzów do spokojnego utrzymania wystarczą dwie wygrane. W niedzielę jedziecie z Unią Tarnów i do zrobienia jest pierwszy krok.

Ireneusz Maciej Zmora: Nadal jesteśmy daleko od celu. Punkty zdobyte w Gnieźnie nie będą miały żadnego znaczenia, jeśli nie wykonamy tych dwóch kroków, które musimy wykonać na torze w Gorzowie. Najpierw trzeba pokonać zespół z Tarnowa, a później z Wrocławia. W obecnej sytuacji kadrowej Unibaksu Toruń, bardzo cenna byłaby również wygraną nad tą drużyną.

Jeżeli wygracie z tarnowianami, zacznie pan znowu spoglądać w górne rejony tabeli?

- Nie, sport uczy pokory, a w tym roku w sposób szczególny. Będziemy robić swoje i zbierać punkty. Później zobaczymy, do czego one nam wystarczą w końcowym rozrachunku.

Marek Cieślak, trener Unii Tarnów był w ostatnim czasie bardzo zapracowany ze względu na DPŚ. To może wpłynąć negatywnie na zespół gości?

- Nie sądzę. Jego drużyna jest gotowa na ten mecz z Markiem Cieślakiem i bez niego. Wszyscy zawodnicy są przecież w trybie startowym. Jadą imprezę za imprezą. Brak Marka Cieślaka miałby dużo większe znaczenie, gdyby Unia Tarnów była gospodarzem swojego najbliższego meczu. Jest tymczasem odwrotnie, więc nie sądzę, że pobyt tego szkoleniowca w Pradze odbije się negatywnie na zespole, który prowadzi w rozgrywkach ENEA Ekstraligi.

W końcu macie szerszą kadrę. Jednym z zawodników, po których pewnie wiele pan sobie obiecuje jest Daniel Nermark. Czy ten żużlowiec wrócił już do optymalnej formy?

- Ciężko to ocenić. Na pewno zdrowotnie jest już lepiej, choć jego start w Pucharze Świata nie napawa optymizmem. Zawodnik robi jednak, co może i mam nadzieję, że to właśnie na niego trener postawi w niedzielę.

Walka o utrzymanie rozkręca się coraz bardziej. Widzi pan już dwóch pewniaków do spadku?

- W mojej ocenie jest na razie jeden zespół, który musi się już godzić z pierwszą ligą. Jest nim Lechma Start Gniezno. W przypadku Bydgoszczy jest zdecydowanie zbyt wcześniej, żeby ten silny zespół widzieć już w niższej klasie rozgrywkowej. Mają dobry układ spotkań i wcale się nie zdziwię, jeśli uda im się wydostać ze strefy spadkowej. Poza tym, chciałbym podkreślić jeszcze jedną ważną rzecz. W tym roku wcale nie musi być tak, że o kształcie Ekstraligi w przyszłym sezonie zadecydują wyniki sportowe. O tym może przesądzić sytuacja finansowa w poszczególnych klubach. Głośno się o tym nie mówi, ale w wielu ośrodkach jest ona dramatyczna. Mam nadzieję, że Polski Związek Motorowy i Ekstraliga Żużlowa pomogą wszystkim, którzy znajdą się w trudnej sytuacji w znalezieniu odpowiednich mechanizmów ograniczających wydatki.

Domyślam się, że kolejny raz nawiązuje pan do utrzymania KSM.

- Najprostszym narzędziem jest właśnie KSM. Wiem, że nie ma on wielu zwolenników w Polskim Związku Motorowym, ale przykłady innych krajów pokazują, że to jedyny skuteczny mechanizm. Oczywiście, ma on też swoje minusy. KSM poza wynikami oszczędnościowymi, które w mojej ocenie są oczywiste, wprowadził jeszcze jedną bardzo ważną rzecz. Mam na myśli wyrównanie poziomu sportowego, przez co liga stała się bardzo atrakcyjna. Brak KSM to dwa duże problemy. Pierwszy to rozwarstwienie ligi i dużo spotkań 60:30, a takich w tym roku w zasadzie nie było z wyjątkiem inauguracji Falubazu w Gnieźnie. Jest jeszcze drugi ważny aspekt, czyli oszczędności. Za chwilę może się okazać, że ciężko będzie zebrać zespoły, które będą mogły wystartować w rozgrywkach. Niewiele brakowało, a rok temu straciliśmy ośrodek w Rybniku. Z wielkim zainteresowaniem spoglądam teraz na Gniezno, bo wiemy, że sytuacja w tym klubie jest bardzo trudna.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×