Chris Holder mógł tam stracić życie - rozmowa z Krzysztofem Cegielskim

Krzysztof Cegielski mówi o szansach Unii Tarnów na play-off, skandalicznie przygotowywanych obiektach i następcach wielkich żużlowych nazwisk.

Paweł Kwiek
Paweł Kwiek

Paweł Kwiek: Panie Krzysztofie, miał pan okazję przyglądać się eliminacjom Mistrzostw Polski Par Klubowych w Krakowie. Jak pan oceni te zawody?

Krzysztof Cegielski: Zawody były całkiem niezłe. Trzeba przyznać, że tor w Krakowie był bardzo dobrze przygotowany. Można tylko żałować, że faworyci nie przegrywali startów. Może wtedy kibice mieliby okazję oglądać więcej walki. Ja kibicowałem Januszowi Kołodziejowi i jego koledze z pary Kacprowi Gomólskiemu. Swoje zadanie wykonali świetnie. Dopingowałem także ekipę Wandy. Zawsze trzymam kciuki za krakowski zespół z racji tego, że mieszkam w tym mieście.

Na takie zawody bardzo rzadko fatygują się renomowani zawodnicy. Czy nie należałoby wrócić do lat świetności takich imprez?

- To prawda. Mamy po prostu przesyt zawodów. Jest cykl Grand Prix i inne zawody rangi międzynarodowej. Do tego dochodzi wiele lig w Europie. Oczywiście występ w takich zawodach jak te w Krakowie nie wiąże się z żadnymi pieniędzmi i nie ma co ukrywać, że to także jest problem. Myślę, że polskim klubom powinno bardziej zależeć na tym, aby w takich zawodach startowali ich najlepsi zawodnicy. Należałoby także kłaść większy nacisk na to, żeby ci żużlowcy jeździli w takich zawodach, a nie na przykład w lidze duńskiej, czeskiej czy niemieckiej. Kibice w naszym kraju oczekują emocji związanych nie tylko z ligą, ale także tych, które towarzyszą jeździe parowej. Trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że nie wszyscy notują dobre wyniki w lidze i byłaby to świetna okazja do rewanżu i zdobywania medali. Szkoda, że naszym klubom na takich imprezach nie zależy, bo to naprawdę mogłaby być piękna rywalizacja. O tym, czy ta sytuacja się zmieni decydują nie tylko prezesi, ale także trenerzy.

Pomaga pan Januszowi Kołodziejowi przez cały sezon. Wielu kibiców w Tarnowie twierdzi, że "Koldi" nie jest w najwyższej formie.

- Nie do końca zgadzam się z opiniami, że Janusz "zgubił" gdzieś formę. Nie jeździł może idealnie, ale nie można także narzekać. W ubiegłym roku kiedy tarnowska drużyna wygrywała, zupełnie inaczej się na to wszystko patrzyło. W momencie kiedy zespół przegrywa, wyniki poszczególnych zawodników są częściej komentowane. Średnia Janusza jest przybliżona do tej z ubiegłego sezonu. Oczywiście, ma on także różne problemy, nad którymi pracuje. Cały czas próbuje jeszcze lepiej przygotować sprzęt. Myślę, że w tej chwili jest lepiej niż na początku rozgrywek i Janusz potwierdzi to w końcowej fazie sezonu.

Tarnowskie Jaskółki do samego końca będą walczyły o awans do play-off. Czy według pana ta drużyna ma szansę znaleźć się w pierwszej czwórce?

- Tarnowianie muszą udowodnić, że mają wyrównany skład. Kiedy patrzy się na nazwiska zawodników Jaskółek, to wydaje się, że mogą pokusić się o awans do play-off. Drogę do pierwszej czwórki pomogła Jaskółkom otworzyć Unia Leszno, która przegrała za trzy punkty z częstochowską drużyną. Tarnowianie tego jednak nie wykorzystali. Dlatego rywalizacja pomiędzy tymi dwoma zespołami wyłoni ekipę, która trafi do play-off. W lepszej sytuacji są leszczynianie i w tej chwili wszystko jest w ich rękach.

W sporcie żużlowym olbrzymią rolę odgrywa sprzęt. Wiele mówi się o nowych tłumikach, które mieliby produkować Polacy. Czy doczekamy się czasów, w których zawodnicy z całego świata będą przyjeżdżać do naszego kraju na żużlowe zakupy?

- Sytuacja od kilku lat jest taka sama. Tunerzy nie rodzą się codziennie. Co roku na topie jest ich dwóch, trzech. Trzeba mieć szczęście, aby trafić akurat do któregoś z nich. Dzisiaj chcąc zamówić silnik u najlepszego tunera na świecie, jak choćby Petera Johnsa czy Jana Anderssona, trzeba by czekać około pięciu miesięcy. Dlatego już zimą każdy musi się decydować z kim chce współpracować. W Polsce mamy także bardzo dobrych tunerów, którzy przygotowują motocykle świetnym zawodnikom. W naszym kraju jest również coraz więcej części zamiennych do motocykli. Mam nadzieję, że sprawa z tłumikami zakończy się pozytywnie i zrobimy je bezpieczne i na wysokim poziomie. To pozwoli kibicom na oglądanie jeszcze ciekawszych zawodów. Dzisiaj jest z tym bowiem różnie.
Krzysztof Cegielski chciałby, aby zawody parowe miały większą rangę Krzysztof Cegielski chciałby, aby zawody parowe miały większą rangę
W widowiskowej jeździe pomagają zawodnikom dobrze przygotowane tory. Innym razem mogą być dla nich skuteczną przeszkodą.

- Oczywiście, że tak. Dobrze by było, aby tory były przygotowane przede wszystkim do bezpiecznej jazdy. Można zrobić na nich ścieżki zarówno po zewnętrznej jak i wewnętrznej części toru, co sprzyja walce na całej szerokości. Zawodnicy muszą jednak wiedzieć, że kiedy rozpędzą swoje motocykle nie spotka ich jakaś przykra niespodzianka. Wiele się o tym ostatnio mówiło. Czasami jednak wszyscy staramy się być bardziej święci niż Papież. Dla mnie skandalem na przykład jest tor w Coventry, na którym poważny wypadek miał Chris Holder. Chris się połamał, ale według mnie mógł doznać jeszcze poważniejszych obrażeń albo po prostu stracić tam życie. Jeżeli tor przygotowywany według regulaminu za dmuchaną bandą ma bandę betonową, to jest to dla mnie nieporozumienie. Proponowałbym, aby Armando Castagna i władze światowego speedway'a skupiły się na temacie skandalicznie przygotowanych obiektów. Mam nadzieję, że ta sprawa będzie miała ciąg dalszy, i że sam Chris Holder zabierze w niej głos, bo tak dalej być nie może. W Polsce taki upadek zakończyłby się otrzepaniem z kurzu i pójściem do parkingu. Ja sam miałem doświadczenia z jazdą przy bandzie betonowej w Australii. Sam przejazd po łuku ze świadomością, że ona jest tuż obok, powodował gęsią skórkę. Niektórzy próbują nas pouczać, bądź wymuszać w regulaminach pewne kwestie w dużych zawodach, a kiedy jedziemy za granicę napotykamy czasami na skandaliczne warunki.

Polacy zdobyli Drużynowe Mistrzostwo Świata. W ekipie biało-czerwonych nie wystąpił Tomasz Gollob. Kibice żużlowi twierdzą, że takiemu zawodnikowi jak Tomasz Gollob należałoby się godne podziękowanie za lata startów dla Polski.

- Myślę, że w całej tej sytuacji z Tomaszem Gollobem zabrakło po prostu refleksji. Jakiekolwiek nie byłyby rozmowy i decyzje podjęte w sprawie startu, bądź absencji Tomasza w Drużynowym Pucharze Świata, to powinno wyglądać troszeczkę inaczej. Kiedy żużlowy świat obiegła wiadomość, że Tomek nie będzie już reprezentował barw Polski w Drużynowym Pucharze Świata, powinno się wtedy rozłożyć biały obrus na stole, posadzić za nim Tomka, trenera reprezentacji i prezesa Polskiego Związku Motorowego, a my wszyscy powinniśmy mu podziękować za dotychczasową pracę. Każdy zawodnik w jakiś sposób przykłada się do popularyzacji sportu żużlowego, ale nie boję się powiedzieć tego, że to Tomasz Gollob na swoich barkach przez dwadzieścia lat dźwigał ciężar całego polskiego speedway'a. Należałoby właśnie zorganizować takie spotkanie, a to zapobiegłoby różnym domysłom, dodatkowym historiom i niepotrzebnym pytaniom. Na szczęście z tego co mówi sam Tomek, wcale ta przygoda z polską reprezentacją nie jest skończona i jeżeli będzie się czuł na siłach, a trener będzie go chciał powołać, to on znowu założy biało-czerwony kevlar.

Reprezentacja Polski jest jednak na tyle silna, że nawet bez tak wielkiej postaci jaką jest Tomasz Gollob udało się zdobyć złoto.

- Bardzo dużo dobrego dzieje się wokół naszej reprezentacji. Ma ona jeszcze lepsze warunki niż chociażby dziesięć lat temu, kiedy ja miałem przyjemność w niej startować. My zbieraliśmy się na zasadzie pospolitego ruszenia. Było hasło "spotykamy się w Anglii" i każdy miał tam dotrzeć na własny rachunek. Czasami nawet mieszkaliśmy w różnych miejscach. Dzisiaj jest już zupełnie inaczej. Są środki na przygotowanie, wspólne stroje, spotkania. Jest więc o czym mówić i to w samych superlatywach.

Powoli starsze pokolenie żużlowców kończy swoją przygodę z żużlem. Kto według pana jest w tej chwili w stanie zastąpić wielkie nazwiska w świecie speedway'a?

- Ostatnie lata to jest zmiana pokoleniowa. Ci starsi zawodnicy powoli odchodzą z żużla. Jeżeli chodzi o młodych, którzy mają ich zastąpić, to właściwie nikt z nich nie wie, kto ma przejąć tę pałeczkę. W jednym momencie w świetnej formie jest Chris Holder, później Emil Sajfutdinow albo Jarosław Hampel. Nie wiemy, który z nich usadowi się na stałe w światowej czołówce. Ja mam nadzieję, że będzie to Jarek. On z tych zawodników jest najbardziej doświadczony. Wie jak się poruszać w tym żużlowym świecie. Wie z jakich silników korzystać i jak się przygotowywać. Stać go na to, aby seryjnie zdobywać mistrzostwo świata i mam nadzieję, że tak właśnie będzie.
"Zbieraliśmy się na zasadzie pospolitego ruszenia"


KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×