Z każdym możemy walczyć na równi - rozmowa z Grzegorzem Dzikowskim, trenerem Dospel Włókniarza

Zdaniem wielu Grzegorz Dzikowski doskonale odnalazł się w roli trenera Dospel Wlókniarza Częstochowa. Pod jego wodzą Lwy imponują skutecznością, będąc jednymi z kandydatów do mistrzostwa kraju.

Aleks Jovičić: Częstochowianie są zachwyceni Emilem Sajfutdinowem. Jednak nie brakuje też entuzjastów pana osoby. Pojawia się stwierdzenie, że Grzegorz Dzikowski to ósmy zawodnik Włókniarza. Co pan o tym sądzi?

Grzegorz Dzikowski: Uważam, że takie stwierdzenie jest troszeczkę na wyrost. Oczywiście zgadzam się co do Emila, ponieważ wspólnie z "Griszą" Łagutą są liderami, których forma mnie zadowala. Życzyłbym sobie, aby była ona na takim poziomie również w fazie play-off. Wtedy o wynik powinniśmy być spokojni.

Drużyna pod pana wodzą przegrała zaledwie dwa spotkania, prezentując się bardzo dobrze na wyjazdach. Dospel Włókniarz Częstochowa  uległ jedynie Stelmet Falubazowi Zielona Góra  na własnym torze oraz Unii Tarnów na wyjeździe.

- Uważam, że wpadka jaką zaliczyliśmy z Falubazem była nam bardzo potrzebna. Zarówno dla mnie, jak i dla zawodników. Na podstawie tego meczu wyciągnęli dużo wniosków i dokonali wielu potrzebnych korekt. Później nie przegraliśmy już żadnego meczu z wyjątkiem wyjazdu w Tarnowie. Już przed samym spotkaniem wiedziałem, że będzie ono niezwykle trudne. Głównie ze względu na napięty okres startowy. Wówczas dwójka naszych czołowych zawodników musiała pokonać ponad tysiąc kilometrów. Emil Sajfutdinow i Michael Jepsen Jensen w sobotę startowali w Grand Prix Danii, następnego dnia był mecz w Gorzowie, nazajutrz w Tarnowie. Na szczęście nie zaważyło to w dużym stopniu na naszej pozycji w tabeli.

Nie brakuje kalkulacji na temat układu tabeli po rundzie zasadniczej. Obecnie Włókniarz i Falubaz mają tyle samo dużych punktów. 15 sierpnia częstochowianie walczą z Unią Tarnów, a zielonogórzanie jadą do Rzeszowa. Kilka dni później trudny mecz w obu ekip w Zielonej Górze. Jak pan ocenia szansę na to, by Lwy ukończyły rundę zasadniczą na fotelu lidera?

- Tak naprawdę już jesteśmy w fazie play-off i nic nie może nam przeszkodzić w tym, byśmy w niej uczestniczyli. W tej chwili nie ma dla nas większego znaczenia to, z kim się spotkamy. Na pewno nie kalkulujemy, by na kogoś trafić. Myślę, że jesteśmy na tyle mocni, by walczyć na równi z każdym, kto awansuje play-offów. Nieraz różnego rodzaju kalkulacje wywołują odwrotny skutek. To, kto będzie naszym przeciwnikiem nie ma jakiegoś decydującego wpływu.

Grzegorz Dzikowski uważa, że to, kto będzie przeciwnikiem jego drużyny w fazie play-off nie ma większego znaczenia.
Grzegorz Dzikowski uważa, że to, kto będzie przeciwnikiem jego drużyny w fazie play-off nie ma większego znaczenia.

Na przestrzeni lat widać było, że liderowi trudno walczyć w play-off. Rzadko kiedy wygrana rundy zasadniczej przekładała się na końcowy triumf. Czy nie lepiej jednak być po prostu drugim?

- Uważam, że są to tylko statystyki, które interesują kibiców i redaktorów. Owszem, ja również się na nich opieram, ale gdy coś podsumowuję i rozliczam. Przede wszystkim interesuje mnie aktualna dyspozycja mojego zespołu. O to jestem w tym momencie jak najbardziej spokojny. Czy drużyna zdobywała mistrzostwo jako lider, czy z innego miejsca po rudzie zasadniczej to tylko przypadki poprzednich lat. Dla mnie nie jest to jakąś regułą.

W tym roku mija 10 lat odkąd Włókniarz sięgnął po ostatni tytuł Drużynowego Mistrza Polski. Ciekawostką jest też fakt, że trenerami, którzy prowadzili Lwy do mistrzostwa byli częstochowianie, którzy wcześniej zdobywali je w barwach Włókniarza, oczywiście nie licząc pierwszego mistrzostwa kraju. Gdyby Dospel Włókniarz zdobył złoto, byłby pan pierwszym trenerem, który nie jest częstochowianinem i nie był wcześniej mistrzem w barwach tego klubu.

- I znów historia i statystyki (śmiech). Bardzo miło byłoby być tym pierwszym, ale tytułu jeszcze nie mamy, a czeka nas sporo walki, żeby osiągnąć końcowy sukces. Wraz z działaczami dołożymy wszelkich starań, by do tego dojść. Jednak trzeba sobie jasno powiedzieć: "Panowie, to jest sport". Na ewentualny sukces składa się wiele czynników, takich jak dyspozycja dnia. Na torze może zdarzyć się bardzo dużo. Patrząc na przekrój całego sezonu, każda pozycja medalowa będzie sukcesem.

Pan już jedną statystykę bardzo skutecznie przełamał... Włókniarz od 19 lat nie był w stanie wygrać w Bydgoszczy. Blisko odczarowania tamtejszego toru był pan 4 lata temu, gdy Lwy przegrały zaledwie dwoma punktami. Tym razem sztuka ta się udała. Nawet gdy częstochowianie zdobywali tytuły mistrzowskie, w Bydgoszczy nie wygrywali. Czuje się pan jakoś szczególnie z tego powodu?

- Bardzo się cieszę z tego powodu. Jestem bardzo zadowolony z tego zwycięstwa, bo bydgoski tor jest dość specyficzny, a nam udało się go wreszcie odczarować. Chciałbym, żeby tak zostało na najbliższe lata. Niech Włókniarz jadąc do Bydgoszczy już nie patrzy na niekorzystne statystyki, tylko obraca je na swoją korzyść. Czuję bardzo dużą satysfakcję, że zdarzyło się to akurat mnie.

Skupmy się teraz na innych kwestiach niż częstochowski klub. Coraz częściej kibice używają stwierdzenia, że "Gollob się kończy". Uważa pan, że legenda polskiego żużla faktycznie zbliża się do końca kariery?

- Wiadomo, że każdego zawodnika czeka ten trudny moment, w którym zmuszony jest powiedzieć: "Panowie, ja już swoje zrobiłem, dziękuję, przyszedł już na mnie czas". Ciężko jest powiedzieć, czy będzie to już w tym roku, w przyszłym, czy za kilka lat. Tomek wprawdzie osiąga słabsze wyniki, lecz i tak ciągle jest gdzieś w czołówce. On wciąż jeździ na wysokim poziomie. Decyzję na temat tego, czy zakończy karierę niebawem, czy jeszcze będzie startował zostawmy samemu Tomaszowi Gollobowi. To jest bardzo doświadczony zawodnik i mądry człowiek. Nie próbujmy wywierać na niego jakiegokolwiek wpływu. To, że osiąga nieco słabsze wyniki nie musi być podstawą, by rozstawać się z żużlem. Patrząc na jego karierę, chylę czoła przed jego wielkimi osiągnięciami. Myślę, że jeszcze trochę upłynie wody w Wiśle zanim pojawi się żużlowiec, który powtórzy jego sukcesy dla Polski.

Trener Włókniarza jest pełen uznania dla tego, co Tomasz Gollob zrobił dla polskiego sportu żużlowego
Trener Włókniarza jest pełen uznania dla tego, co Tomasz Gollob zrobił dla polskiego sportu żużlowego

Co dla polskiego i światowego żużla może oznaczać brak tego zawodnika w cyklu Grand Prix?

- Pewnie nie tylko dla mnie, ale i dla ogółu będzie to naturalna rzecz. Już widzimy następną falę młodych zawodników, którzy chcą przejąć ten ciężar, który nosił na sobie Tomek Gollob. Mówię teraz o polskim żużlu. Na pewno nie zostanie po nim próżnia. Młode wilki chcą przejąć po nim pałeczkę. Jednak nie wiem czy zbliżą się do sukcesów, jakie Tomek osiągnął na przestrzeni całej swojej kariery.

W tym roku jesteśmy świadkami odmienionych Indywidualnych Mistrzostw Europy. Dość ciekawy cykl, w dobrej obsadzie i dobrze opłacani zawodnicy. Jednak nie wszystkim to pasuje. Włodarze cyklu Grand Prix jawnie manifestują niechęć wobec SEC. Nie sądzi pan, że takie coś nie powinno mieć miejsca, gdyż szkodzi całej dyscyplinie?

- Oczywiście, że takie coś nie powinno mieć miejsca. To powinna być zdrowa konkurencja. Przecież Indywidualne Mistrzostwa Europy w żaden sposób nie kolidują z cyklem Grand Prix, bo jest to tylko kwestia odpowiedniego ułożenia terminarza. Nie rozumiem tego całego zamieszania. Konkurencja zawsze musi być. Uważam, że w tym momencie wychodzi indywidualizm BSI, które chyba uważa, że tylko oni mogą organizować wielkie imprezy. Skoro ktoś czuje się na siłach i chce zorganizować Mistrzostwa Europy, to ma do tego prawo. Owszem, ten cykl nie będzie tak prestiżowy jak Grand Prix. Nawet jeśli ktoś czuje jakieś zagrożenie, to nie powinien w ten sposób tego okazywać. W końcu mamy wolny rynek, więc niech każdy robi to, na co go stać.

[b]Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!
Skrót meczu Polonia - Włókniarz, źródło: Enea Ekstraliga/x-news

{"id":"","title":""}

[/b]

Źródło artykułu: