Niespodzianki domeną Fogo Unii Leszno?
Wedle przyjętych w żużlowej rzeczywistości reguł, większość drużyn zdecydowanie lepiej niż na wyjeździe, spisuje się na własnym torze. Nic więc dziwnego, że wyniki osiągane przez Fogo Unię Leszno przyjmowano z powszechnym zdziwieniem. Drużyna ta wygrała w tym sezonie zaledwie trzy mecze, które rozgrywała na Stadionie im. Alfreda Smoczyka. Aż pięciokrotnie triumfowała natomiast na torach rywali.
Pierwszej niespodzianki doczekaliśmy się pod koniec kwietnia w Gorzowie. Choć leszczynianie liczyli na najmniejszy wymiar kary, wygrali ostatecznie czterema punktami. Zaskoczony trener Stalowców, Piotr Paluch, rozkładał bezradnie ręce, mówiąc: - Nie wiem co się dzieje. - Jego drużyna przegrywała niemalże wszystkie starty i począwszy od ósmego wyścigu, bezskutecznie próbowała odrobić stratę do rywali. Co gorsza, była to druga porażka gorzowian na własnym torze. Na inaugurację wygrała tam także PGE Marma Rzeszów (48:42).
"Trafiło się ślepej kurze ziarno" - pomyślało wielu kibiców, sugerując nawet, iż może być to jedno z nielicznych wyjazdowych zwycięstw Unii w tym sezonie. O tym, jak bardzo się mylili, pokazał mecz, który rozegrano dzień później w Częstochowie. Leszczynianie sprawili wówczas kolejną niespodziankę, ogrywając Dospel Włókniarz dziesięcioma punktami. Do dziś trwają jednak spory, czy wspomniane zwycięstwo Byków było tak niespodziewane, jak na pierwszy rzut oka się wydaje. W składzie częstochowskich Lwów zabrakło bowiem Michaela Jepsena Jensena oraz lidera zespołu - Emila Sajfutdinowa.
Pełne niespodzianek były też dwa mecze leszczynian z Betard Spartą Wrocław. Gdy w połowie czerwca Byki przyjeżdżały do Wrocławia, faworytem byli gospodarze. Zespół Piotra Barona wygrał pierwszy mecz w Lesznie, dlatego planem na rewanż było zdobycie kompletu punktów. Żużlowcy Fogo Unii poczuli się jednak na wrocławskim torze jak u siebie w domu. Gdy po dwunastym biegu przewaga leszczynian wzrosła do trzynastu punktów, gospodarze kręcili z niedowierzaniem głowami. Co warte podkreślenia, w ostatecznym rozrachunku nie obronili nawet punktu bonusowego.
Gdyby Fogo Unia równie dobrze jak u siebie spisywała się na wyjazdach, byłaby pewna awansu do play-offów. Szczególnie przykrą niespodziankę Byki sprawiły swoim fanom niespełna dwa tygodnie temu. Zaskakujące zwycięstwo w Lesznie odniosła wówczas nieprzepadająca za wyjazdami Unia Tarnów. O wszystkim zadecydował ostatni wyścig, za sprawą Janusza Kołodzieja i Macieja Janowskiego wygrany 5:1. - Gospodarzom zabrakło wtedy tak niewiele, że mają naprawdę czego żałować. W momencie, gdy decyzją Trybunału został przywrócony im jeden punkt w tabeli, po wygranej nad tarnowianami mogliby się cieszyć z awansu do pierwszej czwórki - ocenił ekspert naszego portalu, Krzysztof Cegielski.
Zaskakiwali też pozostali
Niespodziewanych wyników dostarczyło także kilka spotkań z udziałem obecnego lidera tabeli ENEA Ekstraligi - Stelmet Falubazu Zielona Góra. Drużyna Rafała Dobruckiego przełamała w czerwcu swoją niemoc na wyjeździe, wygrywając z Dospel Włókniarzem Częstochowa (48:42). Triumf ten był tym bardziej zaskakujący, że tydzień wcześniej zielonogórzanie wracali z podkulonym ogonem z Tarnowa. Tamtejsza Unia rozbiła bowiem Myszkę Miki dwudziestoma sześcioma punktami.
Stelmet Falubaz potrafił zaskakiwać także na minus. Bolesna musiała być porażka na własnym torze przeciwko Unibaksowi Toruń. O losach meczu, który rozegrano pod koniec kwietnia, zadecydował ostatni bieg, wygrywany przez gości 5:1. Darcy Ward i Tomasz Gollob mieliby znacznie trudniejsze zadanie, gdyby nie taśma Jarosława Hampela. Jadący za niego Kamil Adamczewski przyjechał bowiem do mety na ostatniej pozycji.
Niespodziankę na swoim koncie mają nawet gnieźnianie. Żużlowcy Lechma Startu zaskoczyli żużlową Polskę, pokonując na własnym torze rewelację pierwszej części sezonu, za jaką uchodził wspomniany wcześniej Unibax. Torunianie, którzy doznali w Gnieźnie pierwszej porażki w tym roku, srogo zrewanżowali się na beniaminku w meczu rewanżowym. Warto napomnieć, że wygrali go różnicą 34 punktów.
Do niespodzianki - choć tylko jednej - doszło w tym roku także w Tarnowie. Twierdzę drużyny Marka Cieślaka zdobyli pod koniec kwietnia gorzowianie (47:43). - Na pewno nie byliśmy faworytami. Podeszliśmy jednak do tego spotkania na luzie - przyznał po zakończeniu meczu szczęśliwy szkoleniowiec Stali, Piotr Paluch. Zwycięstwo to było zaskakujące tym bardziej, że gorzowianie odnieśli je zaledwie kilka dni po porażce na własnym torze przeciwko Fogo Unii. Tarnowianie mogą pocieszać się z kolei tym, że w następnej kolejce odnieśli niespodziewane zwycięstwo w Rzeszowie.
To jeszcze nie wszystko?
Czy kolejnych niespodzianek doczekamy się w dwóch ostatnich kolejkach sezonu zasadniczego? - Przy tych różnicach punktowych, jakie są obecnie, nawet Stal Gorzów może znaleźć się w play-offach. Kombinacji i możliwości jest w każdym razie wiele - twierdzi ekspert naszego portalu, Jacek Gajewski. Faktem jest, że wygrana Fogo Unii Leszno w Toruniu lub porażka Stalowców z Betard Spartą Wrocław, wywróciłaby wszystko niemalże do góry nogami.
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!