Na odrobienie strat przez przyjezdnych złożyło się wiele detali. Gospodarze wyciągali pomocną dłoń do rywala kilkukrotnie, m.in. tracąc dużo pozycji na trasie. Na dodatek zaliczyli aż trzy taśmy, w tym dwa razy uczynił to najszybszy na torze Janusz Kołodziej. - Nerwy też zrobiły swoje. Za pierwszym razem kiedy wjechałem w taśmę zerwała mi się regulacja w sprzęgle. Natomiast w ostatnim biegu kątem oka widziałem Piotrka Protasiewicza, trochę się ruszył. Moja głowa mówiła "nie jedź jeszcze", niestety ręka nie słuchała i sama zareagowała. Koło tak skleiło, że znów zerwałem taśmę - tłumaczył kapitan aktualnych drużynowych mistrzów Polski.
To jednak jeszcze nie koniec rywalizacji. Podopieczni Marka Cieślaka wybiorą się w najbliższą niedzielę do grodu Bachusa bojowo i pozytywnie nastawieni. - Nie ma jeszcze tragedii, wszystko może się wydarzyć. Nie pozostaje nic innego jak pogratulować zielonogórzanom tego pierwszego meczu, bo naprawdę dobrze pojechali. My nie składamy broni, nie tracimy nadziei, będziemy starali się powalczyć w rewanżu. W Zielonej Górze też jest fajny tor do ścigania - podkreślił "Jasiek".
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!