Cała sytuacja miała miejsce w siódmym wyścigu pierwszego spotkania finałowego Enea Ekstraligi. W wyniku ataku Adriana Miedzińskiego Patryk Dudek upadł na tor. Torunianin został za ten manewr wykluczony przez sędziego i nie wystartował w powtórce. - W tym biegu zawiniłem - przyznał po zawodach Miedziński. - Myślałem, że zdążę przeskoczyć przed koło Patryka Dudka, ale nie zdążyłem. Na szczęście nic się nie stało, przeprosiłem Patryka i jego tatę. Później była podobna sytuacja także z Krzysztofem Jabłońskim i upadłem ja.
Mecz skończył się wprawdzie wygraną Unibaksu 46:43, jednak wywalczona przed rewanżem trzypunktowa zaliczka nie jest duża. W tej sytuacji torunian czeka niełatwe zadanie w spotkaniu zaplanowanym na najbliższą niedzielę. - Zielona Góra jest mocnym zespołem. Odrobili straty, ale ostatecznie to my wygraliśmy ten pojedynek. Na pewno nic nie jest jeszcze stracone. Wiadomo jednak, że jedziemy w dwumeczu osłabieni brakiem Chrisa Holdera, a Zielona Góra jest na fali wznoszącej i chłopaki jadą naprawdę dobrze - powiedział Miedziński.
W pierwszym meczu finałowym torunianin w sześciu startach wywalczył 10 punktów.
BANDYTA!