Nie przypuszczałem nawet, że staniemy na podium, a co dopiero że wygramy - wypowiedzi po finale MMPPK w Gdańsku

Wszyscy medaliści finału Młodzieżowych Mistrzostw Polski Par Klubowych tryskali radością. Największe słowa uznania należą się Arturowi Czai, niepokonanemu w czwartkowy wieczór.

Artur Czaja (Dospel Włókniarz Częstochowa): W ogóle nie przypuszczałem, że staniemy na podium, a co dopiero że wygramy! Do ostatniego biegu nie myślałem o tym, żeby wygrać całe zawody, a żeby przywozić trójki i pomagać drużynie. Było widać, że dobrze dogadywaliśmy się z Hubertem.

Mirosław Kowalik (trener Unibaksu Toruń): Nie wiem czy jestem w stanie wyrazić słowami to, jak bardzo się cieszę ze srebrnego medalu. Co prawda nie jest to złoty, ale jest on dla nas bardzo ważny. To dla mnie niesamowita sprawa. W pierwszej fazie zawodów, które były odwołane nie mieliśmy szczęścia. Teraz też na początku nie układało się to tak, jak byśmy chcieli. Później chłopaki naprawdę stanęli na wysokości zadania i w biegu z wrocławianami wygraliśmy 5:1. Byliśmy skoncentrowani.

Stanisław Chomski (trener Renault Zdunek Wybrzeża Gdańsk): Zrobiliśmy to na co było nas stać. Cieszmy się z brązu, bo byliśmy jedynym pierwszoligowym zespołem w stawce. Stal Gorzów, czy Unia Leszno słynące z pracy z młodzieżą nie znalazły się nawet w finale. Wiadomo, że celowaliśmy w złoto - nie ukrywam tego. Biegi z zespołami z Zielonej Góry, a zwłaszcza z Wrocławia nie miały się tak potoczyć. Ostatni wyścig był loterią. Marcel pojechał na drugim motocyklu, bo tamten tracił kompresję. Krystian przegrał bieg z Czają, ale może i dobrze że nie pojechał na granicy ryzyka. To młodzi chłopacy. Ambicja niektórych była tak wysoka, że nie panowali nad sprzętem i ich upadki były niepotrzebne. Przyczyną upadków były błędy zawodników. Jeden zdejmuje nogę z haka w środku łuku, drugi wchodzi pod zawodnika, a tamten mu gaz przymyka… To błędy, którego konsekwencją musi być upadek. Ambicje czasami przeszkadzają, bo gdy jest ciasno, brakuje miejsca.

Patryk Malitowski (Betard Sparta Wrocław): Było ciężko wyrwać medal. W ostatnim biegu koledzy z Torunia byli naprawdę szybcy. Startowałem z czwartego toru i starałem się zrobić co tylko mogę. Do końca próbowałem gonić Kamila Pulczyńskiego, ale nie wyszło. Jesteśmy bardzo niezadowoleni, bo wracamy bez medalu i tak naprawdę szkoda. Czwarte miejsce się nie liczy. Pamięta się tylko tych, co zwyciężają.

Szymon Woźniak (składywęgla.pl Polonia Bydgoszcz): Mikołaj Curyło jest cały czas po kontuzji. Odczuwa jej skutki i ciężko mu się jedzie, więc musiałem wziąć na siebie odpowiedzialność. Tor nie był aż tak bardzo wymagający, ale na pewno bardziej niż się tego spodziewaliśmy. Decydował głównie start, później było ciężej. Mój występ mógł być lepszy. Zgubiłem cztery punkty, chociaż ta strata i tak nie wpłynęła na wynik.

Paweł Baran (kierownik Unii Tarnów): W połowie zawodów wszystko szło dobrze do feralnego biegu z gdańszczanami, gdzie też prowadziliśmy. Niestety Kacper popełnił błąd i upadł. Po tym wyścigu już nie jechał, bo wycofał się z zawodów. Tor był wymagający i było dużo groźnych upadek. Kacper nie ustrzegł się błędów. Na szczęście jest zdrowy. Pozostali zawodnicy Unii nie mieli wielu okazji do startów w Gdańsku. Mateusz Borowicz jechał tam pierwszy raz po długiej przerwie, a Ernest Koza w ubiegłym roku jeździł tam w Lidze Juniorów. To techniczny tor i trzeba tu pojeździć. Ernest i Mateusz mieli problem, by jechać przy krawężniku, tylko orbitowali po dużej. Zawody się dłużyły, było zimno i łatwo nie było, ale przynajmniej odjechaliśmy zawody, bo ostatnio w połowie pojechaliśmy do domu. Taką mamy porę roku. W październiku wieczorami jest chłodno.

Źródło artykułu: