- Tor nabrał zbyt wiele wody - powiedział promotor Brummies Graham Drury. Decyzja o odwołaniu meczu jak to bywa w Anglii została podjęta bardzo wcześnie jeszcze przed południem. Inaczej niż w Polsce tutaj na stadion nikt nie przyjeżdża. Wszystko odbywa się na łączach telefonu i internetu. Wedle przepisów w razie odwołanego meczu, koszty podróży ekipy przyjezdnej ponoszą gospodarze. Wokół stadionu Perry Barr jedynym śladem, że miał tu odbyć się krajowy finał rozgrywek żużlowych była wywieszona na bramie wjazdowej kartka ksero informująca o odwołaniu meczu.
Obiekt Brummies to typowy stadion do wyścigów psów. - Proszę wyjść i nie robić zdjęć - ostro zagrzmiał pan, który wyszedł z klubowego budynku, gdy chciałem zrobić kilka fotek. - Żużel? Oni tu tylko wynajmują stadion w dniu rozgrywania zawodów. Dziś nie ma zawodów. Zdjęcia możesz robić jutro. Ale tylko tego, co dzieje się na torze. Fotek stadionu bez naszej zgody robić nie możesz. My odpowiadamy za ten stadion i go utrzymujemy. Fotek nie pozwalamy robić, bo za dużo mamy później problemów z obrońcami praw zwierząt, którzy prowadzą różnego rodzaje akcje propagandowe przeciwko nam - wytłumaczył mi bojowy pan. - Mecz przełożyliśmy mecz na wtorek, bo prognozy były optymistyczne. Nie ma już ligi szwedzkiej, a w następnych dniach w Anglii zaplanowano kilka turniejów indywidualnych - tłumaczy Drury.
Decyzja okazała się dobra. Deszcz przestał padać, a dzisiaj nawet wyszło słońce. Do południa odbywały się tutaj wyścigi czworonogów. Po 16. W końcu zapachniało żużlem. Wyjechały traktory, brony poszły w ruch, tor psiaków przykryto, a ekipa telewizyjna włączyła pełne obroty. W pierwszej odsłonie Piraci wręcz zdemolowali najlepszy zespól rudny zasadniczej. Dwadzieścia jeden punktów zaliczki wydaje się bezpieczną przewagą. - Marzyłem o 10 punktach. Jest dwa razy lepiej - mówi manager Piratów, Neil Middleditch. - Jestem zawiedziony, ale cóż zrobić? My nie mogliśmy sobie zakontraktować takiego grajka jak Greg Hancock - ripostuje Drury. Cała żużlowa Anglia ma za złe Piratom kombinacje ze składem. - To zupełnie inny zespół, niż ten który pokonaliśmy tutaj na własnych torze w sezonie regularnym. Ale nie załamujemy się - ciągnie Drury. - Każdy z naszej siódemki musi pojechać życiówkę. Wtedy mamy szanse odrobić straty - twierdzi manager Brummies,Phil Morris.
Człowiekiem, który może poprowadzić gospodarzy do walki jest Jason Doyle. Były Pirat jest w wybornej formie. - Musimy ich powstrzymać od pierwszego biegu, w którym jadę przeciwko Jasonowi - mówi lider Poole, Darcy Ward. - Oni u siebie są naprawdę bardzo groźni - dodaje. Warda wspierać powinien Greg Hancock oraz Maciej Janowski. Trudno w to uwierzyć, ale jeśli wygra Poole Pirates, będzie to pierwszy tytuł drużynowego mistrza Anglii w karierze 43-letniego Amerykanina. Greg w tutejszej lidze występuje z przerwami od 1989 roku. Podobnie szanse na swój pierwszy tytuł mistrza Anglii ma Maciej Janowski, który tym samym może skopiować sukces swojego mentora Marka Cieślaka, który jako pierwszy Polak sięgnął po prymat w lidze angielskiej w 1977 roku w barwach White City Rebels.
Birmingham nie chłodzi nastrojów, ale wszystko wskazuje, że piaty tytuł w ciągu ostatnich jedenastu lat trafi w ręce Poole Pirates. W każdym razie szykuje się przednie widowisko na przyczepnym torze, bo jak mawiają najstarsi żużlowi górale, najlepszym toromistrzem jest pogoda, czyli deszcz.
Z Brimingham,
[b]Grzegorz Drozd
[/b]