Kolejarz bez obcokrajowców?

Z ośmiu obcokrajowców Kolejarze Opole w rozgrywkach drugiej ligi wystąpiło siedmiu. Szansy nie dostał tylko Lee Smethills, który startował jedynie w organizowanych na opolskim torze turniejach indywidualnych.

Przed sezonem kontrakty z opolskim klubem podpisali Fin Juha Hautamaeki, Duńczycy: Brian Lyngso, Peter Kildemand, Austriak Friedrich Wallner, Czech Lubos Tomicek, Anglik Lee Smethills. W trakcie trwania rozgrywek do zespołu dołączyli Szwed Niklas Larsson i Duńczyk Lars Hansen.

Po pierwszych nieudanych spotkaniach w Kolejarzu doszło do zmiany trenera. Piotr Rembas zastąpił Mariana Spychałę. Zmieniła się także koncepcja wystawiania składu na poszczególne mecze. - Trener Marian Spychała stawiał na obcokrajowców, sytuacja zmieniła się, gdy zastąpił go jeżdżący trener Piotr Rembas. Ten nie chciał obcokrajowców, tylko Polaków - informuje Jerzy Drozd.

Według Jerzego Drozda skład oparty na zawodnikach zagranicznych nie sprawdził się.- Dysponują własnym sprzętem, to prawda. Niestety nie zawsze dysponują wolnymi terminami. Często odmawiali nam przyjazdu, bo mieli starty w innych ligach. Dwa razy odmówił nam Hautamaeki, trzy razy Kildemand, na temat Tomicka nie chcę się wypowiadać - kończy prezes Kolejarza.

Jak wynika z nieoficjalnych informacji Gazety Wyborcze, Tomicek za przyjazd miał otrzymywać około 700 euro, Juha Hautameaki 500 euro, a Duńczycy po 400 euro. Jednak słaba postawa obcokrajowców nie wynikała z zadłużenia jakie miał wobec nich opolski klub. - Nie było wielkich zaległości. Sezon się skończył i jesteśmy im winni w sumie około 10 tys. zł. Nieco więcej Polakom. Do końca roku wszystko im wyrównamy - zapowiada Drozd w Gazecie Wyborczej.

Władze opolskiego klubu nie są jeszcze pewne jak będzie wyglądała budowa drużyny na przyszły sezon, czy w składzie Kolejarza ponownie znajdą się zawodnicy zagraniczni. - Ostatecznie nie wiem jeszcze, jak to będzie wyglądało. Bo polscy solidni - na drugoligowe oczywiście warunki - żużlowcy za samo przyjście do Opola żądają 30-40 tys. zł. My takich pieniędzy nikomu za sam podpis na kontrakcie nie damy, bo nie mamy - powiedział Jerzy Drozd dla Gazety Wyborczej.

Komentarze (0)