Robert Noga: Żużlowe podróże w czasie (85) - Za sędziowskim pulpitem

W pionierskich latach 40-tych i na początku kolejnej dekady osoby sędziujące rozmaite torowe zawody miały bardzo trudne zadanie.

W tym artykule dowiesz się o:

Z jednej strony często nie posiadały odpowiednich kwalifikacji, z drugiej strony nie ułatwiał zadania fakt, że brakowało regulaminów ujmujących wszystkie aspekty zawodów, a dostępne były niekiedy nieprecyzyjne. Często więc sędziowie musieli sami je interpretować, podejmując bardzo kontrowersyjne decyzje. Latem 1950 roku w Warszawie odbył się Centralny Kurs Unifikacyjny Sędziów. Utworzone przy PZM Główne Kolegium Sędziów zajęło się całokształtem spraw sędziowskich w polskim sporcie motorowym. Regulamin Sportu Motorowego PRL z 1958 roku mówił o prawach i obowiązkach arbitra, a także, co ważne, wprowadził klasyfikację sędziów i stosowne do nich uprawnienia. Według tego podziału sędziowie sportów motorowych, a więc i żużla byli podzieleni ze względu na kwalifikacje na cztery klasy Sędzią głównym na meczach ligowych mógł być posiadacz jednej w dwóch wyższych klas. Sędziowie posiadali więc stosowne licencje, byli wyznaczani na imprezy przez Prezydium Kolegium Sędziów Zarządu Głównego PZM lub przez Okręgowe Prezydium Kolegium Sędziów, w zależności od rangi zawodów.

W wydanym 10 lat później kolejnym regulaminie pojawia się funkcja asystenta sędziego, który dawał sygnał zakończenia wyścigu i inne w razie potrzeby, a także w sytuacji gdy główny arbiter nie przybył na zawody, przejmował jego obowiązki. Funkcja ta została zlikwidowana w 1989 roku. Warto też podać pewną ciekawostkę. Otóż do 1957 roku sędzia zajmował miejsce tuż obok startu, na płycie boiska. Począwszy od tego momentu jego miejsce zostało przeniesione na trybunę główną, na wprost startu, tak aby z niego miał dobrą widoczność na cały tor. Sędzia przejął też obowiązki startera. Wydany rok później regulamin wspominał, że stanowisko sędziego musi być umieszczone minimum 1 metr nad torem i wyposażone w urządzenie do uruchomiania maszyny startowej, połączenie telefoniczne z parkiem maszyn oraz urządzenie sygnalizacyjne w postaci sygnału dźwiękowego. Z czasem pomieszczenie dla sędziego oraz chronometrażysty, spikera i sekretarza zawodów oddzielono zupełnie od publiczności, znalazły one swoje miejsce w wybudowanych na trybunie przy starcie budkach, czy wieżyczkach. Charakterystyczne, że w pierwszych dekadach powojennego żużla sędziowie byli bardzo wszechstronni, tzn te same osoby miały uprawnienia do prowadzenia zawodów w wielu odmianach sportów motorowych. Sytuacja ta była poddawana krytyce już w latach 50-tych.

Krytykanci podnosili, że żużel jest dyscypliną specyficzną, wymagającą dużego doświadczenia, refleksu i gruntowanej znajomości przepisów innych niż w pozostałych dyscyplinach motorowych. Krytykowali więc sędziów "omnibusów" i wskazywali błędy jakie popełniali. Podczas dorocznej narady aktywu żużlowego po zakończeniu sezonu 1957 środowisko zwróciło się do Kolegium Sędziów o wytypowanie arbitrów, którzy prowadzić będą tylko imprezy żużlowe. Niewiele jednak się zmieniło, skoro w połowie kolejnej dekady oceniając sezon 1965 przewodniczący GKŻ Rościsław Słowiecki stwierdzał, że przy dużej ilości arbitrów, każdy z nich ma szansę poprowadzić mecz żużlowy najwyżej 4-5 razy w roku. Udało mi się dotrzeć do spisu wszystkich sędziów mających licencję PZM na przełomie lat 60-70-tych. Z dokonanej analizy wynika, że ponad stu miało uprawnienia do pracy przy meczach żużlowych! Biorąc pod uwagę, że w tym czasie w Polsce działało 16 klubów to liczba faktycznie bardzo duża. Dopiero w późniejszych latach liczba sędziów zaczęła maleć i zgodnie z sugestiami sprzed lat pojawiła się grupa arbitrów wyłącznie żużlowych. Począwszy od lat 70-tych liczba sędziów żużlowych ustabilizowała się na poziomie około 25.

Z czasem zaostrzono bowiem kryteria uzyskania sędziowskich licencji. Jeszcze w latach 60-tych zdobywało się ją stosunkowo łatwo, wystarczyło odbyć krótki staż u boku licencjonowanego arbitra- była to z reguły obserwacja kilku zaledwie spotkań i zdać stosowny egzamin teoretyczny i praktyczny z prowadzenia zawodów. Niekiedy o zostaniu arbitrem żużlowym decydował przypadek. –Wykonując różne funkcje w klubie Kolejarz Opole i działając w GKŻ miałem okazję wielokrotnie przyglądać się pracy arbitra. Kiedyś wybrałem się jako kibic na mecz do Rybnika i okazało się, że wyznaczony na niego sędzia nie dojechał. Kierownictwa obydwu zespołów poprosiły zatem mnie abym posędziował. Poprowadziłem spotkanie, a po nim post fatum nadano mi sędziowskie uprawnienia - wspomina Andrzej Grodzki, wieloletni działacz Polskiego Związku Motorowego, Międzynarodowej Federacji motocyklowej oraz Europejskiej Unii Motocyklowej. W podobnych okolicznościach arbitrem został były żużlowiec Cracovii i działacz Edward Kozioł. W latach 70-tych oraz 80-tych zaczęto organizować nabór kandydatów na sędziego żużlowego, do których zgłaszać się mogły osoby działające dotąd w klubach przy organizacji zawodów. Osoba taka musiała już przejść trwające kilkanaście miesięcy szkolenie. Dopiero po nim kandydat zdawał egzamin ze znajomości przepisów, a jako egzamin praktyczny prowadził zawody pod okiem komisji powołanej przez Kolegium Sędziów. Czy współcześni arbitrzy są lepsi niż ci sprzed kilkunastu, kilkudziesięciu lat? To już temat na inne rozważania…

Robert Noga

Komentarze (4)
avatar
eddy
21.10.2013
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Na dzis to Romana Cheladze wielu dzisiejszych arbitrow nie ma szans.On byl jeden z nielicznych, ktory w tamtych czasach przy dominacji brytyjsko-szwedzkiej prowadzil zawody o najwyzszej randz Czytaj całość
avatar
KATO
20.10.2013
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Ja podziwiam sędziów, którzy musieli "puszczać" tasme , w czasach gdy dotkniecie jej nie było jeszcze przewinieniem.Komicznie to nieraz wyglądało jak sedzia próbował się wstrzelić w moment gdy Czytaj całość
avatar
Bruin
20.10.2013
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Panie Robercie, niedziela bez pana tekstu nie byłaby taka sama.
PS Niektórzy młodzi sędziowie powinni się z tą lekturą zapoznać i docenić, jak teraz mają dobrze. 
avatar
sympatyk zuzla
20.10.2013
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Za zwyczaj tak bywało ale nie tylko w żużlu w innych dyscyplinach sportowych też.Czasy PRL przypominają się sterowanie z góry tak też i bywa dzisiaj nomenklatura się nie zmieniła.pozdrawiam