Robert Noga: Żużlowe podróże w czasie (88): Liga zrzeszeniowa cz. II

Liga zrzeszeniowa miała charakter zamknięty, ale dochodziło w niej do wielu zmian. Cechą charakterystyczną był fakt, że rokrocznie jeździła według innych reguł.

Robert Noga
Robert Noga

Jak pisałem w poprzednim odcinku tzw. liga zrzeszeniowa funkcjonowała w naszym kraju przez cztery kolejne sezony, będąc wówczas w istocie ligą zamkniętą, to znaczy bez systemu spadków oraz awansów. Nie znaczy to jednak wcale, że obowiązywał w niej jeden, stabilny regulamin oraz, że nie dokonywano żadnych zmian.

Tak "nudno" bynajmniej nie było. Zrzeszenia wprawdzie nie ulegały zmianom, ale już niektóre siedziby owszem. Już po roku funkcjonowania nowego typu ligi siedzibę zrzeszenia (i tym samym oczywiście drużyny) Ogniwo przeniesiono z Bytomia do Łodzi. Skutek był taki, że operacja ta pozwoliła na podtrzymanie żużlowych tradycji w polskim Manchesterze, natomiast w Bytomiu ligowy speedway przepadł na zawsze. W tym samym sezonie, na okres kilku lat ekipa CWKS przeniosła się ze stolicy do Wrocławia, dzięki czemu to Wrocław miał teraz aż dwie drużyny w lidze. Chyba jednak najwięcej emocji przyniosła przeprowadzka zespołu Stali, z Ostrowa na Śląsk, do Świętochłowic. – Stało się tak na skutek działań dyrektorów śląskich hut, pragnących, aby ligowy żużel także tam zagościł. Protesty działaczy z Ostrowa i próby zmiany tego postanowienia niczego nie wniosły. Decyzja miała odgórny charakter i Ostrów pozbawiony został rozgrywek ligowych. Do Świętochłowic przekazane zostały trzy motocykle, w tym dwa na zasadach wypożyczenia- napisali w swojej obszernej monografii żużla w Ostrowie Maciej Kmiecik i Artur Małecki.

Ta niewątpliwie arbitralna decyzja spowodowała polemiki, czego ślad można odnaleźć w ówczesnej prasie, między innymi w "Motorze". Fakt faktem, że w Świętochłowicach solidnie przygotowali się do przejęcia ligowej drużyny budując na terenie huty dosyć nowoczesny, jak na standardy w tamtych latach obiekt żużlowy z nagłośnieniem połączonym z zakładowym radiowęzłem. Cechą charakterystyczną ligi zrzeszeniowej był fakt, że rokrocznie jeździła według innych reguł (skąd my to znamy?) W inauguracyjnym sezonie 1951, było to 9 kolejek, systemem każdy z każdym po jednym spotkaniu. Kuriozalny system wymyślono rok później. Najpierw 10 drużyn odjechało cztery rundy, po których dwie najsłabsze drużyny… pożegnały się z sezonem! Trafiło na Kolejarza Rawicz i Budowlanych Warszawa.

Po kolejnej serii pojedynków… odpadły kolejne cztery ekipy i w efekcie metodą pucharową: czyli po jednym spotkaniu półfinałowym oraz jeden finał wyłoniono kolejnych medalistów. Ten dziwaczny system motywowano koniecznością oszczędności importowanego sprzętu, ,krajowych FIS-ów jeszcze nie produkowano. Kolejny rok i kolejna zmiana. Tym razem cztery najlepsze ekipy po pierwszych dwóch częściach sezonu miały rywalizować w grupie mistrzowskiej systemem "każda z każdą". , przy czym ta rywalizacja zaczynała się niejako od zera, a więc bez uwzględnienia poprzednich zdobyczy punktowych. Wreszcie rok 1954 przyniósł kolejną zmianę, tym razem jednak bardzo dobrą. Postanowiono bowiem już nie "zadziwiać" tylko rozegrać klasyczną ligę, czyli 10 drużyn jeździło systemem każda z każdą mecz i rewanż, co dało w efekcie po 18 ligowych spotkań każdej ekipie.

Zmian w regulaminach było więc sporo, ale jedno w omawianym okresie ligi zrzeszeniowej było stałe. Dominacja Unii. Ekipa z siedzibą w Lesznie, niezależnie od okoliczności i regulaminów wygrała wszystkie cztery edycje tej ligi, a ponieważ zdobyła mistrzowski tytuł także w latach 1949-1950 roku mogła poszczycić się serią sześciu tytułów z rzędu, poprawioną dopiero w kolejnej dekadzie przez "górników" z Rybnika. Bodaj najbardziej pamiętnym spotkaniem z okresu istnienia ligi zrzeszeniowej był mecz decydujący o mistrzowskim tytule w sezonie 1953, w którym Gwardia Bydgoszcz podejmowała Unię Leszno. Gospodarze byli już niemal pewni tytułu, mogli sobie pozwolić nawet na luksus porażki różnicą 13 punktów. Przegrali jednak aż 16:37! Jak możemy podsumować lata ligi zrzeszeniowej?

Zacznijmy od dobrych stron. W czasach olbrzymich kłopotów sprzętowych, kiedy to specjalistycznych motocykli po prostu brakowało i często jeżdżono na "byle czym" reprezentacje zrzeszeń otrzymały dostęp, do niewielkiej wprawdzie, ale pozwalającej na prowadzenie profesjonalnej rywalizacji, ilości Japów. Na pewno cenną wartością były zmiany jakie nastały w polskim sporcie żużlowym wraz z powołaniem ligi w tej formule. Wprowadzenie w drużynowej rywalizacji meczów zamiast trójmeczów, zwiększenie liczby zawodników w drużynie, zastosowanie na stałe obowiązkowych do dnia dzisiejszego kolorów kasków to były z całą pewnością rozwiązania dobre, kierujące polską ligę ku profesjonalizmowi, niezależnie od politycznych intencji pomysłodawców takiej, a nie innej formuły drużynowych mistrzostw kraju.

Ale były tego także bardzo negatywne strony. Przede wszystkim w wielu ośrodkach, w których po wojnie spontanicznie i ofiarnie tworzono sekcje żużlowe, wspólnym wysiłkiem zawodników, działaczy i kibiców budowano tory, żużel po decyzji o jego swoistej centralizacji skazany był na upadek. Najlepsi zawodnicy odchodzili do reprezentacji danego zrzeszenia, znikąd nie można było liczyć na pomoc sprzętową, bo cała uwaga skupiona była na lidze. A speedway amatorski na motocyklach przystosowanych powoli, ale systematycznie wymierał i w połowie lat 50-tych praktycznie przestał już istnieć. W sezonie 1955 kiedy wrócono w polskim żużlu do rywalizacji klubowej, brało w niej udział 13 drużyn w dwóch klasach rozgrywkowych. Prawdziwy ligowy boom miał nastąpić rok później.

Robert Noga

Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×