Bartłomiej Czekański - Bez hamulców: Niemiec na plecach

To dopiero ironia losu, czy raczej historii. Żaden pancernik Schleswig-Holstein nie pojawił się dzisiaj z przyjacielską wizytą na Brdzie, nie było też żadnego wystrzału, a i tak żużlowa Grand Prix Niemiec odbędzie się wieczorem w... naszej Bydgoszczy. Niemcy poczują się tam dziś jak u siebie w domu. Czyli w Brombergu?

Ktoś chyba był jasnowidzem i przewidział tę sytuację, bo jak onegdaj wyczytałem w lokalnym dzienniku: W przewodniku dla niemieckich turystów Kujawsko-Pomorska Organizacja Turystyczna przywróciła miejscowościom z naszego regionu nazwy z czasów zaborów i okupacji. Bydgoszcz to znowu Bromberg, Toruń to Thorn, a Chełmno to Kulm. Napisany po niemiecku, bogato ilustrowany folder "Touristenattraktionen in Woiwodschaft Kujawien-Pommern" został wydany za pieniądze Urzędu Marszałkowskiego. Fajne, nie?

Żeby jednak nie denerwować do końca polskich tubylców, dla niepoznaki ta dzisiejsza żużlowa impra w Bydzi będzie się nazywała z angielska "EF AJ EM Fajnal Spidłej Gran Pri". A nie Grand Prix Niemiec. Także do programów zawodów wydrukowanych po niemiecku dodano polską wkładkę z rozkładem wyścigów. Niestety, BSI uparła się, by dziką kartę zostawić Niemcowi, zamiast dać ją naszemu rodakowi, mimo że zawody odbędą się na polskim stadionie, nie zaś w Gelsenkirchen. A przecież chodzi raczej o to, żeby w ostatniej chwili ściągnąć na bydgoski obiekt polskich kibiców, bo niemieccy tu raczej nie przyjadą. Nie zechce im się, jako że wolą wyścigi na długim torze od klasycznego speedwaya, który u nich jest popularny jak u nas np. baseball.

Dla niepoznaki ów Niemiec, który pojedzie z dziką kartą, nazywa się z polska Smoliński, więc może przynajmniej część kiboli się nie zorientuje.

Bilety na szczęście będą po polsku. Niby była ich przedsprzedaż w internecie, ale fizycznie trafiły do przystadionowych kas dopiero dziś rano o godz. 10. Wyobrażam sobie, co się może dziać przy tych kasach! Prezes Polonii Leszek Tillinger pytany przez media o oprawę imprezy, odpowiada, że niewiele wie, bo wszystko przygotowuje BSI, a on ma zapewnić jeno paradę orkiestry wojskowej (na szczęście nie musi to być Bundeshwera). To dziwne, że pan Lesio - zbawca BSI - nie jest na bieżąco informowany o tym, co wydarzy się na jego stadionie. No cóż, Angole zawsze byli zadufkami.

Dodatkowy wyścig o dwieście tysięcy dolców dla najlepszych żużlowców ze "sztucznych", jednorazowych torów odbędzie się dla niepoznaki na... nawierzchni naturalnej. Kolejna paranoja dzisiejszego turnieju GP. A może zrobić godzinną przerwę i spróbować w tym czasie posypać bydgoski tor jakimś sztucznym wynalazkiem? Żartuję, oczywiście. Tak czy siak, szefowie Polonii znaleźli się w odpowiednim miejscu (w Gelsenkirchen) oraz w odpowiednim czasie i łyknęli drugą swoją GP w tym roku. Zarobią. Ale są dobrzy w tym co robią, więc im się należy. Bydgoski tor jest najlepszy na świecie do ścigania się, gdy się go nieco zbronuje jednakowo od krawężnika po bandę. Wtedy tam jest wiele ścieżek do wyprzedzania. Nie sądzę jednak, by polscy organizatorzy zdecydowali się na ten wariant, bo boją się deszczu i boją się o Golloba. Będzie więc raczej betonik. Akurat Tomaszowi to nie przeszkadza. On jeden atakuje na Polonii po dużej, nawet gdy na orbicie jest twardo i inni ściganci nie potrafią się tam zaczepić tylnym kołem. Ma patent. Pewnie rozpręża silnik, aż zrobi się z niego flak i wtedy fantastycznie klei do toru.

A teraz na koniec tej sekwencji żart z internetu, który pasuje do dzisiejszej sytuacji z de facto GP Niemiec na polskim torze (i żeby nie było, iż sieję tu jakiś szowinizm oraz nienawiść do naszych sąsiadów):

Szejk złapał w swoim królestwie trzech złodziei: Turka, Polaka i Niemca, i zamierza ich ukarać. Do Turka mówi: - Zabrałeś babci torebkę. Za to dostaniesz 300 batów, ale możesz wyrazić jedno dowolne życzenie.

Turek: - Chcę poduszkę na plecy. Następny jest Niemiec. Szejk: - Ukradłeś gumę do żucia. Dostaniesz za to 100 batów i jedno wolne życzenie. Niemiec na to: -Chciałbym gazetę na plecy. Jako ostatni sądzony jest Polak. Szejk: - Co prawda, ukradłeś swojemu sąsiadowi tylko kromkę chleba, lecz to też jest przestępstwo i dlatego dostaniesz 10 batów, ale za to dwa życzenia do spełnienia. Polak: - Ok. Życzę sobie 500 batów i Niemca na plecy.

Plastelina

Komu zawdzięczamy ten żużlowy chaos? Jedna wersja głosi, że bez sensu wieziono "sztuczną" nawierzchnię z Danii do Rajchu bez przykrycia i deszcz zrobił z niej plastelinę. Inn wersja mówi, iż ten materiał był składowany w Niemczech już wcześniej, ale nie umiano się z nim należycie obchodzić. Generalnie za te sprawy odpowiadał Ole Olsen do społu z niemieckimi organizatorami. I przez nich zrobił się jeden z największych skandali w historii światowego speedwaya: na tej plastelinie nie mogli ujechać nawet Nikodem Pedersen czy Rudy Crump i to w pojedynkę, więc trzeba było odwołać finałowy, prestiżowy turniej GP’2008! I w ekspresowym tempie, na łapu capu, przenieść go do niezawodnej naszej Bydzi. Myślicie, że niemieckim organizatorom spadnie za ten numer włos z głowy? Nie łudźcie się. My bylibyśmy ukarani w try miga. Przypominam sobie, jak po strasznej powodzi w 1997 roku wystąpiły wody gruntowe spod Stadionu Olimpijskiego we Wrocławiu i po deszczu nie udało się na czas przygotować tamtejszego toru. Zawody zaczęły się z godzinnym czy nawet dwugodzinnym opóźnieniem, już nie pamiętam. Nieczuły na nic Olsen nie chciał słuchać żadnych tłumaczeń i Wrocek na rok stracił GP. Z nami się bowiem nikt nie liczy, bo my Olsenowi i BSI włazimy bez wazeliny do tyłka. Nie szanujemy się, mimo że tak naprawdę, to Polska w największej mierze utrzymuje światowy speedway i tę całą GP. Tylko że u nas każdy wuj na swój strój. Zamiast zawiązać koalicję, żeby postawić tamę żądaniom cwaniaków z BSI, polskie miasta i kluby licytują się między sobą, kto da tym Angolom więcej za prawo do zorganizowania u siebie turnieju GP. Ponoć PZM ma w to wkroczyć, lecz czy w dobie wolnego rynku uda mu się postawić tamę temu szaleństwu, tej naszej głupocie?

Już dawno prysł mit o niemieckiej solidności. Afera z Gelsenkirchen to tylko potwierdza. O nieudolności mechaników BMW w Formule 1 krążą już dowcipy. Mój przyjaciel, wokalista Budki Suflera i zarazem kibic żużla, Krzysiek Cugowski opowiadał mi, że gdy sobie kiedyś kupił nówkę nieśmiganą, tj. merca z salonu, to przez rok nie wyjeżdżał nim z warsztatu. Co chwilę coś się psuło.

I kolejny dowcipas:

- Dlaczego Niemcy nie poradzili sobie z prawidłowym ułożeniem toru na stadionie Schalke?

- Bo toru nie da się rozstrzelać.

W ubiegłym roku redaktor Paweł Pluta przywiózł mi w woreczku trochę tej brunatno-czerwoniawej nawierzchni z Gelsenkirchen. Włożyłem ją w domu pod wodę i natychmiast stała się gliną, plasteliną, i gumą w jednym. Nie chciała się odkleić od palców. I jak na takiej gumie złożyć się w łuk? Przecież po tym jedzie się chyba jak po szynach tramwajowych.

Plastelina? Nie, to popelina, amatorszczyzna i kompromitacja. I to jest sport, który aspiruje do miana "światowego"?

Duch Ermolenki, czyli koalicja jak za dawnych lat

Część żużlowców zagranamicznych jest wściekła, że finałowa GP została przeniesiona akurat do królestwa Tomka Golloba, czyli do Bydzi. On bowiem zawsze tam jest faworytem. Zwłaszcza Crump (ale nie on jeden) pyszczy: - Trzy turnieje w Polsce, w tym dwa w Bydgoszczy, to za duże fory dla Golloba. A dlaczego nie we Wrocławiu?

Hancock pewnie zaraz zapyta: - A dlaczego nie w Częstochowie?

Ktoś natychmiast puścił w obieg plotkę, że część zawodników tworzy koalicję przeciw naszemu Tomaszowi, żeby go nie dopuścić do finału i żeby przez to nie zdobył brązowego medalu w IMŚ’2008. Takie koalicje przeciw "Gallopowi" budował kiedyś Jankes Ermolenko. Czyżby jego duch znów zawitał na żużlowe salony? Jeśli to prawda, to Gollob znalazł się w sytuacji Hamiltona z F1. Problem w tym, że obaj zdaje się, są za szybcy (tzn. Tomek u siebie w Bydzi), żeby jakiekolwiek wrogie spiski mogły im przeszkodzić w czymkolwiek. Tak przynajmniej sądzę. A co nasz lider zawinił, że GP przeniesiono z Niemiec do Bydgoszczy? Co on z tym miał wspólnego?

Inna sprawa, że jeśli "Tomasz skąd Ty to masz?" Gollob nie wywalczy brązu przy takich forach, to znaczy, że nań nie zasługuje. Życzę mu jak najlepiej, lecz nie potrafię się już pasjonować jego walką o trzecie miejsce. To przecież facet z mocnymi papierami na mistrza świata. I to kilkukrotnego. I tak by było, gdyby zamiast (albo obok) nudnego tasiemca GP wciąż prawie z tymi samymi aktorami, rozgrywany był jednodniowy, intrygujący finał IMŚ. System GP wciąż nie daje złota Gollobowi, tak samo jak najprawdopodobniej nie dałby tytułu Szczakielowi, czy medali Worynie, Jancarzowi, Waloszkowi i Plechowi, gdyby funkcjonował w dawnych latach.

Że niby taki cykl to sprawiedliwsze rozwiązanie niż jednodniowy finał? A kto powiedział, że sport ma być sprawiedliwy? Sport ma być ekscytujący, a rozwlekła GP taka nie jest.

Szybki uniwersytet

Z GP w Bydzi wycofał się kontuzjowany Iversen. W jego miejsce wystartuje z rezerwy nasz brylancik z Wrocławia Maciej Janowski. Dla niego będzie to taki przyspieszony uniwersytet żużlowy. I dobrze. Ja jednak widziałbym z dziką kartą Hampela, Walaska, Jagusia bądź Ułamka. Właśnie w takiej kolejności. "Mały" miałby szansę pokazać sezfom BSI, że zasługuje na dziką kartę, Walasek z Ułamkiem mogliby przełamać tremę i przypomnieć sobie jak to jest w tej GP. A "Jagoda" gwarantuje emocje, dobry występ i ściągnąłby na stadion pobliskie krzyżactwo.

Hampelowi radzę, by postarał się o licencję norweską, to będzie miał większą szansę na stałą dziką kartę w przyszłym sezonie. Ot, co.

Jutro będzie futro

W mejlach pytacie mnie: - Panie Bartku, a co będzie jutro?

Odpowiadam: - Jutro będzie futro.

Ja już "we wtem temacie" swoje powiedziałem na tiwi:

- Toruń, Leszno i Zielona Góra to najbardziej zwariowane na punkcie żużla polskie miasta. Mają najliczniejszych i najgorętszych speedwayowych kiboli. No to i zajęły ligowe podium. Gratki dla Zielonki za brąz. Kontuzje kontuzjami (a Falubazy to nie były rozbite na początku play offów?), lecz Czewa z Pedersenem i Hancockiem nawet bez medalu to klęska. Anioły wygrały w niedzielę w Lesznie i fruną po złoto, ale nie mów Drogi Krzyżaku hop, póki nie przeskoczysz. Tak się bowiem składa, że Unibax lepiej jeździ na Smoczyku niż u siebie. A Unia ma z kolei patent na wiraże w Toronto. Będzie jeszcze ciekawie. O ile Kasprzaki, Balon i Adams zaczną wreszcie coś jechać.

Generalnie, to nawet jestem za Toruniem, bo w ubiegłym roku był najlepszy, lecz zżarły go nerwy i poległ. W tym sezonie też jest najlepszy, a do tego żal by było zmarnowanej ogromnej kasy na Andersena i Holdera. Wydaje mi się więc, że wspomniany "Bajkopisarz", Holder oraz Jaguś nie roztrwonią u siebie ośmiopunktowej zaliczki z Leszna. Choć Krzyżaku nie mów hop…. i tak dalej. Poza tym, zawsze byłoby to cuś nowego. Unia miała mistrza w tym roku, to teraz „pora na Apatora”. Taki płodozmian zawsze dobrze robi dyscyplinie. Jednak, jeśli koronę obroni królowa Unia, to tyż nie będziemy płakać. Bo to ambitny klub i szkoli polską młodzież (zagraniczną typu Pavlic też, niestety).

Kto awansuje do Ekstralipy? Kocham miasto Gdańsk. Wybrzeże ma ogromną siedemnastopunktową zaliczkę z pierwszego meczu u siebie, ale w Rzeszowie potrafią tak zorać tor, że nikt obcy na nim nie ujedzie. Na dwoje babka więc tu wróżyła. Może być awans nadmorskich (Ekstralidze dobrze zrobi kolejne duże miasto), lecz równie dobrze ambitni rzeszowianie mogą ich rozjechać u siebie do 30. W totolotka nie zagram. Z całym szacunkiem dla pana Tillingera, ale Ekstraliga bez pani Półtorak byłaby znacznie brzydsza, a więc w razie co...

Poszerzamy (Ekstraligę)? Poszerzamy!

Zaraz idę do pubu we Wrocku (tylko nie piszcie w postach: "Breslau") na Bogusławskiego, żeby obejrzeć GP, a wy tam na stadionie w Bydzi tylko nie rozrabiajcie mi, bo skoro to ma być GP Niemiec, to nie wiem, czy ewentualnych grzywien nie trzeba będzie zapłacić w euro. Wiadomo, pruski dryl. Ciekawe, jakie piwo będą tam serwować? Niemieckie z saturatora? Mniam, mniam. Aufidersen! (Auf

wiedersehen).

Bartłomiej Czekański

Komentarze (0)