Michał Wachowski: Unibax ma w składzie w zasadzie dwóch polskich seniorów. Gdyby w trakcie sezonu przytrafiła się panu kolejna kontuzja, klub znalazłby się w niemałych tarapatach.
Adrian Miedziński: Zawsze, gdy jakiś zawodnik wypada ze składu, w drużynie pojawia się problem. Nie ma większego znaczenia czy jest to polski senior czy jeden z młodzieżowców. Na szczęście mamy w zespole dwóch dobrych juniorów i w razie czego mogliby kogoś z podstawowej piątki zastąpić. Trzymajmy się jednak wersji, że limit pecha, jeśli chodzi o kontuzje, wyczerpaliśmy już w poprzednim roku.
Wspomniał pan o dobrych młodzieżowcach. Czy Pawła Przedpełskiego stać na drugi równie udany sezon w Ekstralidze?
- Nie chciałbym bawić się we wróżkę, bo wszystko zweryfikuje tak naprawdę sezon. Paweł ma predyspozycje ku temu, by dobrze się rozwijać, ale myślę, że nie warto robić wokół niego zbyt wielkiego szumu. Niech każdy robi to, co musi, a reszta wyjedzie sama. Najbliższy sezon na pewno będzie dla niego trudniejszy. Przed rokiem pokazał się i zaskoczył, dlatego poziom, jaki wówczas zaprezentował, wypadałoby teraz utrzymać. Jestem jednak pewny, że sobie poradzi.
W ostatnim sezonie uczestniczył pan w licznych upadkach. Czy zastanawiał się pan z czego one wynikają? Kibice uważają, że Adrian Miedziński jeździ agresywnie. Pan podkreśla natomiast, że szanuje kości rywali.
- Naprawdę nie chcę wracać do temu moich upadków. Uważam, że nie tylko ja, ale i inni zawodnicy szanują kości przeciwników. Wszyscy w tym środowisku dobrze się znamy i nikt nie chciałby skrzywdzić nikogo specjalnie. Takie sytuacje jak upadki zdarzyły się w przeszłości i będą zdarzać się nadal. Powodem jest to, że każdy chce wygrywać. To jednak nie wszystko.
To znaczy?
- Dlaczego w przypadku upadków dziennikarze zajmują się tylko tym, czy winę poniósł zawodnik? Proponowałbym sprawdzić ile było wypadków na starych tłumikach, a ile po wprowadzeniu tych nowych. Nie jest przecież tak, że zawodnicy się nie szanują. Ze względu na przepisy dostajemy taki, a nie inny sprzęt i musimy się do niego dostosować. Jak widać, cierpi potem na tym nasze zdrowie. Gdyby przeanalizowano ilość upadków i urazów w ciągu trzech sezonów, na pewno okazałoby się, że na starych tłumikach było ich mniej.
Czy niektóre upadki z pana udziałem także były winą obecnych tłumików?
- Nie ma już sensu tego roztrząsać. Do nowych tłumików zdążyliśmy się przyzwyczaić i każdy stara się jeździć odważnie. Drastyczny był tak naprawdę jedynie moment przesiadki. Obecnie każdy z nas jest w te tłumiki wjeżdżony i różnica nie jest tak dostrzegalna.
Osoby, które miały okazję testować polski tłumik przelotowy zapewniają, że różnica jest kolosalna. Jeździ się na nim nie tylko szybciej, ale i bezpieczniej, ponieważ łatwiej jest opanować motocykl.
Zakłada pan, że jeśli polski tłumik otrzyma homologację, liczba upadków będzie ograniczona?
- Ten tłumik na pewno będzie lepszy, choćby z racji tego, że jest przelotowy. Szkoda tylko, że dzieje się to tak późno. Każdy przygotowuje się pod względem sprzętowym do nowego sezonu i jeśli nowy tłumik miałby zostać wprowadzony jeszcze w tym roku, to takie decyzje powinny zapaść dużo wcześniej.
Czy pana przygotowania zmierzają w dobrym kierunku? Podobnie jak pozostali seniorzy, nie udał się pan na zgrupowanie Unibaksu.
- Nie pojechałem na ten obóz, ale byłem wcześniej na zgrupowaniu kadry w Zakopanem. Gdybym pojechał jeszcze w góry z Unibaksem, byłoby tego po prostu za dużo, bo okazałoby się, że trenowałbym na najwyższych obrotach przez trzy kolejne tygodnie. Mam obecnie własny cykl przygotowań i postawiłem na treningi indywidualne.
Czy wystąpi pan w lutym w mistrzostwach Torunia w speedwayu na lodzie? Jest pan obrońcą tytułu wywalczonego w poprzednim sezonie.
- Tak, zamierzam zrobić to ze względu na kibiców, a także z powodu charytatywnej akcji fundacji "Światło". Pozostałe zawody na lodzie, które odbywały i będą się odbywać na terenie kraju w tym roku odpuszczam.