Robert Noga: Żużlowe podróże w czasie (102): Żużlowiec na miarę socjalizmu

Krótka notatka, którą odnalazłem w pierwszym numerze ówczesnego dwutygodnika "Sportowiec" z 15 sierpnia 1949 roku dotycząca występów w Holandii Alfreda Smoczyka.

W tym artykule dowiesz się o:

Miał on podczas nich otrzymać rzekomo propozycje pozostania na Zachodzie. - I tutaj Smoczyk odniósł nad menagerami zawodowego sportu motocyklowego jeszcze jedno zwycięstwo, bodaj, że cenniejsze od poprzednich, zwycięstwo morale sportowca nad geszefciarstwem sportu zachodniego - Guldeny to nie wszystko. W tych czterech słowach zawiera się cała treść. Że jest jeszcze oprócz pieniędzy prawdziwy sport, sport amatorski dający pełnie zadowolenia i satysfakcji, jest jeszcze dom rodzinny i Ojczyzna - czytamy. Kilka miesięcy później inna gazeta poinformowała o zobowiązaniu Smoczyka, który dla uczczenia 70 rocznicy urodzin Józefa Stalina zobowiązał się w nadchodzącym sezonie pobić rekordy wszystkich torów, na których będzie startował. Z kolei inny znany zawodnik Tadeusz Kołeczek z okazji 33 rocznicy Rewolucji Październikowej podjął zobowiązanie wykonania dodatkowych robót. Ironią losu Kołeczek niedługo po przyjęciu zobowiązania zmarł tragicznie podczas wypadku w pracy.

Przykładem instrumentalnego wykorzystania znanego żużlowca do realizacji celów propagandowych, a jednocześnie świadectwem popularności tego sportu może być wydana w 1956 roku (drugie wydanie ukazało się w 1994 roku) niewielka książka "Na ostrym wirażu" , której autorem i bohaterem jest Włodzimierz Szwendrowski, indywidualny mistrz kraju z lat 1951 i 1955. Książka zawiera fikcyjne wątki, między innymi ten, w którym bohater podejmuje decyzję o studiowaniu budownictwa, po tym jak jadąc pociągiem na zawody młoda kobieta wzięła go za lansowanego przez ówczesną prasę budowlańca - przodownika socjalistycznej pracy. Zdarzały się jednak przypadki zupełnie innych postaw. Tak zwana władza ludowa szybko zauważyła, że sport żużlowy ze swoją popularnością stanowi olbrzymi potencjał. W latach 50-tych wspierała go, czego dowodem może być obecność najwyższych rangą dygnitarzy państwowych i partyjnych na ważnych turniejach i zawodach i nadawanie czołowym zawodnikom statusu ówczesnych celebrytów. Ale coś za coś.

W zamian starała się ich wykorzystać. Mieli bowiem być przykładami modelowego człowieka socjalizmu - kochać ludową ojczyznę, bić produkcyjne rekordy, machać z trybuny honorowej podczas 1 majowych pochodów i generalnie swoją postawą legitymizować ustrój. Nie zawsze to się udawało, ale tych, którzy nie spełniali owych wymogów i podejmowali działania sprzeczne z ówczesnym prawem władza potrafiła karać surowo. W czasie, kiedy Smoczyk i Kołeczek wypełniali swoje zobowiązania ich kolega z toru, zawodnik CWKS Warszawa Tadeusz Wikaryjczyk został aresztowany za strzelanie z wiatrówki do portretu Józefa Stalina, w stanie wskazującym na spożycie alkoholu. Niemiłym zgrzytem były inne wykroczenia popełniane przez żużlowych bohaterów stadionów. W lipcu 1957 roku drużynę warszawskiej Legii, wzmocnionej Florianem Kapałą i Januszem Sucheckim, wyjeżdżającą na mecze do Austrii zawrócono z granicy w Cieszynie, celnicy znaleźli bowiem w bagażach zawodników obcą walutę i srebro. Zachował się protokół z zebrania GKŻ z 17 września, w którym omawiano sprawę Janusza Sucheckiego. Podczas zebrania działacz referujący problem wymienił przedmioty, które celnicy skonfiskowali zawodnikowi: papierośnicę, widelec, ołówek i 2 koperty do zegarka. Suchecki wyraził skruchę, został jednak zawieszony i otrzymał czasowy zakaz wyjazdów zagranicznych.

Podobna kara spotkała Joachima Maja z Górnika Rybnik, który pozostał w stolicy Austrii w oczekiwaniu na samochód, który przywiózł mu brat z RFN. Dotkliwym ciosem dla oficjalnej propagandy były jednak ucieczki czołowych polskich żużlowców do krajów Europy Zachodniej. W 1958 roku podczas pobytu w Holandii, od ekipy Sparty Wrocław, przebywającej na tourne odłączył się Tadeusz Teodorowicz. Udał się na posterunek policji i poprosił o azyl polityczny. Następnie wyjechał do Anglii i po uzyskaniu obywatelstwa tego kraju jeździł w tamtejsze lidze w klubie Swindon oraz w reprezentacji swojej nowej ojczyzny. W Polsce został przez oficjalne czynniki uznany za zdrajcę, a władze Polskiego Związku Motorowego próbowały na forum międzynarodowym uniemożliwić mu kontynuowanie sportowej kariery. Represje nie ominęły jego klubu oraz działaczy.

W podobny sposób zakończyła się kariera w Polsce wieloletniego reprezentanta, między innymi drużynowego mistrza świata i indywidualnego mistrza Polski Mariana Kaisera, który w 1967 roku wybrał wolność w Republice Federalnej Niemiec. W ramach retorsji Polski Związek Motorowy oraz Główna Komisja Kultury Fizycznej i Turystyki odebrały mu - za zachowanie niegodne sportowca i obywatela PRL - zdobyte tytuły i odznaczenia, między innymi cenione wyróżnienie "Mistrz Sportu" oraz medale "Za wybitne osiągnięcia sportowe". Toteż władze starając się unikać takich sytuacji wysyłały wraz z zawodnikami, podobnie jak to było w przypadku innych grup sportowych funkcjonariuszy służby bezpieczeństwa lub działaczy PZM, którzy z tą służbą aktywnie współpracowali. Takie były to czasy.

Robert Noga

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Komentarze (6)
avatar
RECON_1
16.02.2014
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
I wlasnie w takich felietonach najlepiej sie czyta Noge, historia zuzla, fajnie jest poczytac pewne starsze historie:) 
avatar
BNP LION
16.02.2014
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Dziś charakterni aktywiści jedynie słusznej, czerwonej sprawy, zarządzają SLD i mówią: takie były czasy... Z kolei nasza skrajnie prawa prawica pobudza nas słowami: dzisiejsza Polska nie jest n Czytaj całość
hetmanska
16.02.2014
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Są tacy, którzy dziś tęsknią za "prawdziwym sportem, sportem amatorskim", gdzie na klubowych motocyklach jeżdżą sami związani z klubem wychowankowie niezainteresowani zarabianiem dużych pienięd Czytaj całość
avatar
gksonial
16.02.2014
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
I jeszcze Andrzej Marynowski z Wybrzeża Gdańsk. 
avatar
Speed70Fan
16.02.2014
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Polskę opuścił w tym czasie także Alojzy Frach, występując później w RFN jako Alois Frach. Ale mogę się mylić. Może tylko zbieżność nazwisk.