O ile wiemy, że Norweg idzie pod nóż konowałów, czyli na operację, a Dobrucki rzeczywiście jest porozbijany (pod to można też podciągnąć pechowego od dwóch lat Kościechę), o tyle prawie cała reszta, zdaje się, ma w nosie image i prestiż polskiego żużla oraz swoich fanów. A także organizatorów Złotego Kasku. No dobra, jeśli Kołodziej (z Janowskim) uzyskał pozwolenie od PZM na start w tym czasie w meczu USA-Reszta Świata to jest usprawiedliwiony. Ale co z pozostałymi? – ja się zapytowywuję. Rozumiem, że każdemu zawodnikowi łatwo jest na koniec sezonu o L-4, bo wszyscy są już porozbijani i przemęczeni. Ale taki już jest ten żużel. Pot, krew i łzy. Rozumiem też, że Złoty Kask w tym sezonie rozgrywany jest niezwykle późno, lecz to przecież nie wina organizatorów, ani PZM czy GKSŻ. To wina niemieckich patałachów i Ole Olsena, że trzeba było przesunąć o tydzień GP Niemiec i przenieść ją do… Bydgoszczy. To automatycznie opóźniło też wrocławski turniej Złotego Kasku. Wszyscy sobie z tego zdawali sprawę i wszyscy o tym wiedzieli. A olali. Tzn. wielu olało.
W ten sposób zawodnicy ośmieszyli również PZM i GKSŻ, bo "ZK" to przecież oficjalna impreza związkowa z wielką tradycją. Jej zwycięzca przechodzi do historii polskiego speedwaya. Widać, nie wszystkim zawodnikom na tym zależy. No cóż, kwestia ambicji lub jej braku. Uważam, że na najważniejszych imprezach typu IMP czy Złoty Kask właśnie, PZM winien wymusić na "rajderach" obowiązkową obecność (pod groźbą sankcji jakowych - np. zakucia w dyby na rynku). Dla kibiców, dla prestiżu własnego oraz tych imprez, dla dobrego wizerunku naszego żużla, itp. W lidze zawodnicy pojadą nawet, jeśli urwie im nogę, a w "Złotym Kasku", jak widać, już nie. Teraz Związek Motorowopodobny i jego Główna Komedia Żużlowa próbują na łapu capu ratować twarz, mamiąc uczestników tegorocznego Złotego Kasku, że trzem najszybszym jeźdźcom z owych zawodów umożliwią od razu start w zagranicznych eliminacjach do GP 2010, z pominięciem przyszłorocznych eliminacji krajowych. Umożliwią? Więc to nie jest jeszcze pewne na 100 proc? W sumie fajna byłaby to nagroda, bo taki Jarek Hampel wie, że w krajówce również można przepaść. Jak on dwukrotnie w tym sezonie.
Oprócz (a może zamiast) marchewki ma być też kij. W najnowszym komunikacie GKSŻ podano, że w przyszłym sezonie nie będzie krajowych półfinałów eliminacji do GP. Będzie tylko finał, do którego naszych żużlowców nominować ma sam "Narodowy" Marek Cieślak. Jak "Słońce Czewy i Wrocka", jak "Bóg Polewaczki" jakiś. Niech mu i im będzie. Choć już widzę i czuję te kwasy, gdy nasz supercoach kogoś pominie. A może pominąć, bo zapowiedział przecież, że z tych powołań zamierza uczynić instrument dyscyplinujący rozkapryszonych rodzimych zawodników. Rozumiem więc, że nie powoła do owych eliminacji np. Golloba (jemu akurat to niepotrzebne), Kasprzaka, Jabłońskiego, Ułamka bądź Chrzanowskiego (bo Jaguś sam nie chce). Ale się będzie działo!
W końcu, po tych sprzecznych komunikatach napływających z Komedii Żużlowej sam już nie wiem, czy nadal obowiązuje wstępna jej deklaracja, że podium z dzisiejszego "ZK" zostanie automatycznie desygnowane od razu do przyszłorocznych zagranicznych eliminacji do GP ‘2010. Czeski film, zachlastana fifulka.
Mądry granatowomarynarkowy po szkodzie. Może trzeba było o tym wszystkim pomyśleć zawczasu?
Szlachectwo zobowiązuje, czyli gdzie jest kapitan?
Jestem zagorzałym fanem jazdy Tomka Golloba, co nie znaczy, że jako dziennikarz nie mam prawa go czasem skrytykować, gdy zasłuży na to. A on dość często na to zasługuje, niestety. Na torze jest wielki, choć w pełni podtrzymuję swoje wcześniejsze zdanie, że ma już z górki, że bliżej mu do końca kariery niż dalej, że już nie zaryzykuje tak do końca, jak to czynił dawniej nawet na najtrudniejszej nawierzchni. I że choć to już nie ten sam "Gallop", co pod koniec lat 90., to nadal może zdobywać medale w IMŚ (poza złotym), gdyż czołówka światowego speedwaya mocno się zestarzała i przeżywa kryzys. To zresztą nie tylko moje zdanie. Anegdota mówi, że przed ubiegłorocznym DPŚ w Lesznie na integracyjnym grillu naszej "sbornej" coach Marek Cieślak, kiedy wszyscy spożyli już piwo bezalkoholowe, retorycznie zapytał pół żartem, pół serio: - A Ty Tomek to już nie jesteś takim ostrym zawodnikiem jak kiedyś, nie?
Tomasz ponoć tylko się uśmiechnął. Opowieść tę znam z ust jednego z czołowych granatowomarynarkowych. A przecież pan Marek z panem Tomaszem lubią się i szanują nawzajem.
Wszystko to nie zmienia faktu, że Gollob jest najlepszym polskim żużlowcem obecnie i w całej historii tej dyscypliny sportu. To wizytówka i ambasador naszego speedway. To nasza duma i chluba (gratki za brąz w IMŚ, ale kiedy wreszcie to złoto, no kiedy, Mistrzu?). I dlatego na jego barkach spoczywa większa odpowiedzialność za image polskiego "czarnego sportu" i spoczywają większe obowiązki, jako na kapitanie naszej reprezentacji. Tymczasem ów kapitan niemal jako pierwszy dał sygnał innym, zapatrzonym w niego zawodnikom i zrezygnował z udziału w Złotym Kasku. Już ugrał te swoje 120 tysięcy dolców w Super Prix, do tego właśnie podpisuje kontrakt z ambitną Stalą Gorzów i ze sponsorami. Forsa płynie do niego strugą. To co mu tam po tych kilku tysiącach, które może wywalczyć dziś we Wrocku? Tyle że na trybunach Stadionu Olimpijskiego zasiądą nie tylko tamtejsi kibice, przyjadą też fani z innych miast, a reszta zobaczy tę imprę na tiwi publicznej. Wszyscy jeszcze pragnęliśmy zobaczyć przed długą, martwą dla żużla, zimą kilka szarż naszego drugiego wicemistrza świata. Ktoś powiedział: - Gollob nie chciał przyjechać na "ZK", m.in. dlatego, że na torze we Wrocku mu nie idzie.
Przypomnę więc w tym miejscu, że "dobry, stary Gollob" wygrywał tam turnieje Grand Prix, a także zawody o Złoty Kask właśnie. A nawet za rączkę rozprowadzał jak chciał swego brachola Jajacka. I zgarniali nagrody, czyli jawę za jawą. Mogli wtedy otworzyć kramik z tymi motorami.
Rozumiem, że Tomasz może czuć się zmęczony ciężkim sezonem, bo napracował się na brąz w GP, ale myślałem, że stać go będzie jeszcze na ten jeden zryw dla swoich fanów, zanim na speedwayu nie zawiśnie tabliczka: "zakliute na zimu". Pomyliłem się.
Nieobecni nie mają racji. Pal licho z nimi, skoro nas olali. A może bez nich dzisiejszy Złoty Kask będzie ekscytującą, bo bardziej wyrównaną imprezą z ciekawymi wyścigami?
Kareta asów
Zawszę oszukuję w pokera (taki szuler ze mnie), więc i tym razem moja kareta asów liczy aż siedem najmocniejszych kart w Złotym Kasku.
Faworytem jest Jarek Hampel. Zna wrocławski tor od podszewki, bo jeszcze niedawno jeździł w barwach Atlasa. Ma świetne starty i cudowną sylwetkę na motorze. I od pewnego czasu, jak się uprze, to nawet efektownie wyprzedzi rywala.
Po piętach będzie mu deptał obrońca trofeum i przyszły grandpriksowicz Greg Walasek. On lubi, gdy jest pod koło. I lubi wrocławski owal. To fascynujący "drajwer" z tymi swoimi szarżami po szerokiej.
Również Piotr Protasiewicz, choć obecnie sprowadził się do roli solidnego ligowca, wie jak wygrywać we Wrocku. On zdobył w speedwayu bardzo wiele, lecz nie tyle, na ile predestynował go jego talent do tego sportu. Inteligentny człowiek.
Adam "Skóra" Skórnicki kolejny raz pokazał , że to on jest prawdziwym "mężem stanu" polskiego żużla (trochę mnie tu chyba poniosło). Zrezygnował z ważnego meczu na Wyspach i zamierza powalczyć o Złoty Kask. Jak przystało na indywidualnego mistrza kraju. Ten sezon to dla niego prawdziwe odrodzenie i pasmo sukcesów. Nigdy nie był tak dobry jak teraz. On dojrzewa niczym ekskluzywne wino. Długo, ale za to z jakim skutkiem! I dziwię się polskim ekstraligowym klubom, że wolą Batchelorów, Shieldsów, Ferjanów itd. od kolorowego "Skóry", który gwarantuje punkty oraz widowisko, co skutkuje też większą sprzedażą biletów.
Nie byłoby sensacją zdobycie "ZK" przez Tomka Jędrzejaka. To jego tor. Myślę sobie, iż zasłużył na jakieś trofeum jako rekompensatę za to, że tak niewiele zabrakło mu do awansu do GP. On bardzo chciał tego dokonać, a inni choć nie chcieli, dokonali. Przypominam, że na początku sezonu Tomek lał na torze wszystkich, którzy nawinęli mu się pod rękę. Potem padł mu najlepszy motór i trochę padła jego forma. I na miłość Boską, przestańcie go nazywać "Ogór". To takie prostackie. Ani Ogr.
Daniel Jeleniewski ma znakomite starty, a potem na Olimpijskim raczej nie daje się już wyprzedzać. W ubiegłym roku o mało nie wdrapał się tam na podium IMP. Teraz okrzepł w Ekstralidze.
I wreszcie ostatni as z mojej talii: Damian Baliński. Może nie jest to faworyt do wygranej, lecz do podium na pewno. Czasem mu zarzucam zbyt ostrą jazdę, celowanie w rywali i to że nigdy, jak sam zresztą twierdzi, nie odpuszcza. Ale to jeden z moich ulubionych "rajderów". Wojownik na torze, ma świetne dynamiczne wejścia w łuki, niekiedy na zasadzie "wyda, nie wyda”, lecz te jego akcje są naprawdę ekscytujące. Szkoda, że bohater ubiegłorocznego DPŚ, w tym sezonie trochę obniżył loty. Stał się ligowcem, do tego nie zawsze solidnie punktującym. Potencjał zaś ma znacznie większy.
A może do rozgrywki o podium wmiesza się ktoś spoza tej siódemki? Np. ulubieniec tubylców Piotrek Świderski? Jest ładna pogoda, więc kopy nie powinno być, co najwyżej coś pod koło. Ale gdyby jednak było przyczepnie, to panowie żużlowcy: - Nisko i z gazem! I pamiętajcie, że jeżeli jest przyczepnie, to wrocławski tor nie wybacza przymknięcia klapy. Od razu są dechy i liczenie parowozów. A chodzi o to, byście na zimowe ferie udali się w jednym kawałku. Czego Wam serdecznie życzę.
Pojechali po rozum do głowy
Żużlowcy (niektórzy) nie chcą startować w Złotym Kask, bo pewnie nagrody nie są tak fascynujące jak te kokosy, które wciskają im do kieszeni prezesi ligowych klubów. Ale też dlatego, że są wyczerpani (tzn. zawodnicy, nie prezesi) trudnym i znojnym sezonem. No, ale jeżeli występuje się w trzech, a czasem w czterech bądź nawet w pięciu ligach naraz, to takie są skutki. Mecze, podróże, mecze podróże. I tak w kółko. Od tej niebezpiecznej (zmęczenie powoduje wypadki) pogoni za kasą może się w głowie zakręcić. Tego nie ma w żadnej innej, szanującej się dyscyplinie sportu. Przez to w speedwayu niemożliwe jest zorganizowanie jakichś prestiżowych międzynarodowych rozgrywek klubowych. Zastanawiano się w FIM jak ten proceder ukrócić odgórnie. Tylko jak?
Zdaje się jednak, że naprawa przyjdzie od dołu, czyli od samych zawodników. Pojechali wreszcie po rozum do głowy. Ligę angielską wzorem Nikodema Pedersena, Golloba i Hancocka szerokim łukiem zamierzają ominąć także Crump i Andersen. Tam są małe pieniądze, za to za dużo jest meczów, wciąż z tymi samymi drużynami. I potem nie starcza koncentracji, ani sił na GP. Czołówka woli więc skupić się na ligach w Polsce i Szwecji. Tak się składa, że "przez przypadek tu jest największa forsa do zarobienia". Do tego jednak jeszcze wrócę w którymś z moich zimowych felków.
Laska na Walaska, czyli bronię Grega!
Giekażetowi chyba brakuje forsy, bo się teraz, na koniec sezonu, rozbuchał z karami finansowymi. Podobnie jak w zeszłym roku znowu popadło na Grega Walaska. To recydywa. Jego, PZMotu i Komedii Żużlowej. Wtedy dostał karę finansową za zbluzganie sędziego. Teraz ma wybulić dziesięć patyków za to, że powiedział co myśli o organizatorach IMP w Lesznie, a także pewnie i o centralnych granatowomarynarkowych. Przypuszczalnie padły jakieś "wyrazy" z ust Grega, bo w głowie mi się nie mieści, żeby można go było karać za krytykę czegoś, co mu się w speedwayu nie podoba i za wyrażanie swego zdania.
W Lesznie, zdaje się, chodziło o to, że organizator zażyczył sobie, by uczestnicy finału wozili na osłonie kierownicy logo jego sponsora, podczas gdy jeźdźcy zamierzali eksponować firmy swoich mecenasów. Ostatecznie doszło do kompromisu i zawodnicy w kilku biegach jednak powozili logo sponsora organizatorów.
Nie byłem, więc nie wiem, czy w trakcie tych przepychanek w parku maszyn Walasek użył wulgaryzmów pod adresem działaczy Unii i innych granatowomarynarkowych. Zwracam jednak uwagę na to, że Greg odważnie walczył tam o interesy własne oraz swoich kolegów żużlowców i dlatego winno mu to być wybaczone. Bo to jest duża okoliczność łagodząca. Najwyżej niech dostanie z PZM kolejne ostrzeżenie i już, ale nie dziesięć patoli w plecy!
Tak, ten facet (tzn. Greg W.) ma przynajmniej jaja i swoje zdanie, i próbuje szarpać się z granatowomarynarkowymi o interesy własne oraz innych zawodników. Jest demokracja i nie wolno nikomu kneblować ust, a w ferworze gorącej żużlowej dyskusji czasem padają męskie słowa. To nie szachy, ani gimnastyka artystyczna. Rozumiem jednak, że powinniśmy zachować pewną kulturę wypowiedzi, by nie sięgnąć bruku i ufam, że Walasek też to zrozumie. Niech więc mówi np..: - Panowie działacze, a ja Was piiiiiiii, bo to co robicie, to jest po prostu piiiiiiiiii.
Zamiast tego piiiiiiii, może być gwizdanie. Taka moja rada.
Ale jestem w tej sprawie za Grześkiem Walaskiem i dlatego bardzo chciałbym, żeby dziś wygrał Złoty Kask (o ile w ogóle przyjedzie do Wrocka, bo sam już nie wiem, kto ostatecznie przyjedzie, a kto nie), bo miałby wówczas forsę na tę "grzywnę".
Żeby zamknąć mordki moich adwersarzy, którzy zaraz - jak zwykle zresztą - zarzucą mi bezmyślnie, że rozdzieram szaty nad absencją zawodników, bo impreza jest we Wrocławiu, a ja też stamtąd jestem. Po pierwsze, oni nie tyle nie chcą wystartować na Olimpijskim, co w ogóle już nie chcą wystartować, gdziekolwiek by to było. A po drugie, uważam, iż Złoty Kask powinien być rozgrywany w jakimś małym pierwszoligowym, albo nawet i drugoligowym ośrodku (byle z dmuchaną bandą), bo tam byłoby to wielkie żużlowe święto. A finanse na siebie winni wziąć wtedy PZM i GKSŻ. Stać ich będzie, bo przecież zapewne nie uda im się zakneblować wyrywnego i impulsywnego Grzesia Walaska. On jak się zdenerwuje, jak wyrzuci z siebie to, co go wnerwia w naszym "żużu", to zapewni utrzymanie (grzywna pogoni wtedy grzywnę) granatowomarynarkowej centrali przynajmniej na rok. Grzechu, proszę przeto na tę okoliczność: - Milcz więc Waść, nie napychaj im kabzy!
Do zobaczycha wieczorem na Olimpijskim. Narka. Ostatni ryk motorów (w walce o coś), ostatni żużlowy zapach…
Bartłomiej Czekański
PS Gratulacje dla krzyżactwa wszelkiego za zdobycie DMP pod wodzą Ulricha von Jagody. Należało się i dobrze, że jest jakaś zmiana na naszym żużlowym tronie. To zawsze ożywia dyscyplinę. Królowa Unia z Leszna poległa z honorem (uznanie dla niej za dzielną postawę w rewanżu w Toronto) i już ostrzy dwa nagie miecze, żeby za rok odebrać co jej. No chyba, że Kasprzak, jak plotkują tu i ówdzie, odejdzie do Gorzowa. Do podsumowań ligowych, i nie tylko, wrócę tu niebawem.