Vaculik odkreśla sezon 2013 grubą kreską. "Zmiany były, także sprzętowe"

Po nieudanym sezonie, w którym przede wszystkim ością w gardle stanął Martinowi Vaculikowi cykl GP, przyszedł czas, aby skupić się na celach drużynowych. Słowak zapowiada w tym względzie poprawę.

- Moim priorytetem jest być ponownie mocnym punktem drużyny, osiągać jak największe zdobycze. Myślę, że dosyć solidnie przepracowałem zimę i jestem również dobrze przygotowany pod względem sprzętowym - zapowiedział 24-letni stranieri Grupy Azoty Unii Tarnów.

Zawodnik, dla którego będzie to już piąty sezon startów z Jaskółką na piersi, ma za sobą już kilka treningów na tarnowskim owalu. Jak sam wielokrotnie powtarzał, ostatnio najczęstszym kłopotem w osiągnięciu zadowalających rezultatów podczas spotkań ligowych był brak regularnych przedmeczowych praktyk. Nierzadko zdarzało się bowiem tak, że na przeszkodzie w przybyciu w piątki i soboty do Tarnowa stawały turnieje o indywidualne mistrzostwo świata bądź Europy. Teraz problem jest z głowy, co także przekłada się na obiecującą dyspozycję u progu rozgrywek. - Generalnie zmiany były, także w moich silnikach. Na pierwszy rzut oka nie zapeszając wygląda to nieźle. Może jakoś piekielnie szybki nie byłem, ale to były dopiero pierwsze treningi. Podczas nich każdy skupia się bardziej na szukaniu czegoś nowego, lepszych rozwiązań, które mogą poskutkować w przyszłości lepszą jazdą. To bardziej taka faza testów. Dlatego nie zwracałbym zbytnio uwagi kto teraz wygrywa, a kto przegrywa podczas treningowej rywalizacji w czwórkę - powiedział.

Na poniedziałkowej prezentacji Martin Vaculik został obdarowany słodkościami, by "przełamał lody" po nieudanym ubiegłym sezonie
Na poniedziałkowej prezentacji Martin Vaculik został obdarowany słodkościami, by "przełamał lody" po nieudanym ubiegłym sezonie

Do cyklu o miano najlepszego jeźdźca naszego globu absolutnie się nie zraża mimo, że los go nie oszczędził i dał mu ostrą nauczkę. - Grand Prix jest fajne, ale dla mnie najszybciej za trzy-cztery lata. Może wtedy będę gotowy, a moje występy tam będą wyglądać inaczej - uciął stały uczestnik cyklu w sezonie 2013.

Pasmo niepowodzeń opuściło Martina w końcówce ubiegłego roku, kiedy na torze w Rzeszowie świętował swój jeden z największych sukcesów w karierze - tytuł IME. To dało urodzonemu w Żarnovicy zawodnikowi pozytywnego "kopa", że zła karta powoli się odwraca, a on sam może wypatrywać przyszłości w kolorowych barwach.

Triumf w "odrestaurowanych" i pokazywanych w dużej stacji telewizyjnej zawodach odbił się szerokim echem już nie tylko w jego miejscu zamieszkania, ale także w całym kraju. - Żarnovica to małe miasto, w którym każdy zna każdego. Dlatego tam wszyscy znajomi mocno mi kibicują. Ale faktycznie trzeba przyznać, że mój sukces przyniósł pewien oddźwięk. Więcej mediów zaczęło się interesować moją osobą, żużlem. Uważam, że to może być taki pierwszy krok, by wypromować ten sport na Słowacji. Na nowo, bo dużo starszych ludzi zna tę dyscyplinę, była u nas kiedyś bardziej popularna. Ja będę robił wszystko by do tej promocji dołożyć cegiełkę reprezentując swoją ojczyznę najlepiej jak tylko potrafię - oznajmił obcokrajowiec zza naszej południowej granicy.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: