Nie chciałem zmieniać klimatu - rozmowa z Piotrem Baronem, menedżerem Betardu Sparty

- Byłem najlepszym menedżerem minionego sezonu? Niekoniecznie, ale miło słyszeć takie opinie - mówi Piotr Baron, który uważa, że w nadchodzących rozgrywkach jego klub czeka trudniejsze zadanie.

Jarosław Galewski: Po zakończeniu sezonu 2013 eksperci naszego portalu byli zgodni - Piotr Baron był najlepszym menedżerem/trenerem minionych rozgrywek.

Piotr Baron: Staram się pracować jak należy. Trudno mi osądzać, czy miniony rok był tym najlepszym w trakcie mojej dotychczasowej pracy. Miło jednak słyszeć to, o czym pan mówi. To na pewno fajne wyróżnienie. Wnioski są chyba jednak zbyt pochopne. Doskonałych trenerów czy menedżerów w Polsce nie brakuje. Niekoniecznie ja byłem tym najlepszym. Miałem zresztą trochę szczęścia.

Dlaczego?  

- Chciało ze mną współpracować sporo osób, bez których tak naprawdę nic bym nie zrobił. Chodzi mi z jednej strony o wszystkich współpracowników, którzy są w klubie, a także zawodników. Gdyby oni nie mieli zapału do pracy ze mną, to niewiele by z tego wyszło.

A po sezonie 2013 pana dalsza praca we Wrocławiu była pewna czy jednak odebrał pan kilka telefonów z innymi propozycjami? 

- Powiem szczerze, że w ogóle nie przymierzałem się do zmiany klimatu. Wspólnie z klubem doszliśmy do porozumienia, że możemy kontynuować współpracę.

W 2014 roku będzie trudniej, bo teraz od pana zespołu oczekuje się więcej?

- Presja nie jest jakaś nadmierna. Musimy się przygotować jak należy. Sezon będzie na pewno inny. Uważam, że będzie nam znacznie trudniej. Trzeba będzie zrobić jeszcze więcej, żeby wszystkiemu podołać. Mamy na papierze teoretycznie silniejszy skład, ale papier przyjmie wszystko. Gdybyśmy mieli teraz oceniać, co uda nam się zrobić przed startem ligi, to pewnie nie byłoby w ogóle warto jeździć. Sezon jest długi, wiele może się wydarzyć. Trudniej może nam być też z tego powodu, że będziemy chcieli pojechać o coś więcej niż utrzymanie.

Po pierwszych treningach jest pan zadowolony z postawy zespołu?

- Tak, cieszy mnie to wszystko, co się dzieje. Solidnie przepracowaliśmy zimę, a poza tym pojeździliśmy już trochę na torze. Mogłem mieć do dyspozycji wszystkich zawodników, którzy będą bronić naszych barw. Każdy robi jakiś progres. To jednak nie ma większego znaczenia. Możemy być zadowoleni bardziej lub mniej, ale i tak zweryfikuje nas liga. Na konkretne oceny trochę za wcześnie.

Na początku zajęć na torze zawodnicy dużo testują. Pan jednak musi wybrać skład na pierwszy mecz ligowy. Do kiedy pana ekipa ma czas na testy, a w którym momencie zacznie się walka o skład? 

- Większość zawodników już "przejechała" swój sprzęt. Tych silników jest mnóstwo, więc czasu na pewno potrzeba. Jest przed nami jednak jeszcze sporo sparingów. Na temat składu będę myśleć kilka dni przed ligą. A co do walki o skład, to ja bym tego tak nie nazywał. Każdy ma sprawdzić to, co posiada w swoim parku maszyn. Dla mnie sparingi są też odzwierciedleniem par i sprawdzaniem zawodników, którzy mają ze sobą jeździć. Będę przyglądać się uważnie, ale wielkiej presji przy tych meczach kontrolnych nie ma.

Piotr Baron uważa, że sezon 2014 będzie trudniejszy dla jego zespołu
Piotr Baron uważa, że sezon 2014 będzie trudniejszy dla jego zespołu

Ta walka o skład siłą rzeczy będzie, bo ma pan sześciu seniorów. Marek Cieślak uważa, że taki układ personalny psuje atmosferę w zespole. Zgadza się pan z nim?

- To pewnie nie jest do końca dobre rozwiązanie. Można nawet powiedzieć inaczej, to jest jednocześnie dobre i złe. Z jednej strony mówimy o tym, że żużlowcy mają ze sobą rywalizować i to na pewno nie jest korzystne. Uważam dokładnie tak jak Marek, że więcej to przeszkadza niż pomaga. Mamy jednak komfort na wypadek, kiedy ktoś odniesie kontuzję.

Troy Batchelor pojedzie w Grand Prix jako stały uczestnik. Będzie mieć pan mniej spokojne soboty. Pewnie nie przyjął pan tej informacji z entuzjazmem?

- To, czy jestem zadowolony czy też nie mało w tym przypadku zmienia. Troy ma swoją szansę i trzeba to po prostu zaakceptować. Niewiele można z tym zrobić. Z całą pewnością Grand Prix jest wyczerpujące i absorbujące dla każdego żużlowca. On akurat powinien sobie poradzić. W minionym sezonie było sporo jazdy i problemów nie było. Zawodnicy do rywalizacji w żużlowej elicie podchodzą różnie. Jedni spinają się bardziej, inni mniej. Uważam jednak, że jeśli ktoś chce wygrywać, to nie patrzy na to, czy startuje w SGP, SEC czy w jeszcze innej imprezie. Zawodnik jedzie w sobotę w Grand Prix, ale z drugiej strony mógł walczyć w piątek w lidze angielskiej. To jest w mojej ocenie bardzo podobna sytuacja.

Kolejny raz mówi się, że piętą achillesową pana ekipy będą juniorzy. Rzeczywiście odstajecie pod tym względem?

- Juniorzy są niezbędni do tego, żeby jechać dobre mecze i je wygrywać. Co do tej pięty, to spokojnie, nie brnijmy w tym tak daleko już teraz. W ubiegłym roku też byliśmy skazywani na pożarcie, a sezon pokazał zupełnie coś innego. Myślę, że warto poczekać. Nasi młodzieżowcy będą mieć na pewno trudno i trzeba pewnie jeszcze trochę czasu zanim dojdą do wysokiej formy. Mamy go jednak jeszcze trochę. Jak na razie dużo sprawdzają pod względem sprzętowym, a jeździć potrafią jak inni. Musimy im pomóc, żeby jak najlepiej jechały ich silniki. O przygotowanie motocykli zawodnicy dbają sami, to oni wybierają dla siebie sprzęt. Z czasem ocenimy, na ile jest on dobry. Po tej ocenie zdecydujemy, czy klub będzie musiał włączyć się w pomoc juniorom i dostarczyć im lepszy sprzęt. Być może poradzą sobie sami z odpowiednimi zakupami i spasowaniem się do toru.

Juniora z zewnątrz w minionym okresie transferowym nie udało wam się pozyskać. Co stanęło na przeszkodzie?

- Jeśli chce się robić zmiany, to temat staje się od razu bardzo skomplikowany. To nie jest tak, że idzie się na rynek i bierze juniora. Przede wszystkim trzeba mieć odpowiedni budżet, a poza tym i chęci. To prawda, że jacyś młodzieżowcy byli dostępni na rynku. Dla nas jednak każdy z nich był chyba nieosiągalny. Rozmów próbowaliśmy, ale to nic niezwykłego. W okresie transferowym każdy rozmawia z każdym. Kiedy jednak przychodzi do formalnych kwestii, to często okazuje się, że na konkrety nie starczyłoby pieniędzy.

Liga coraz bliżej. Patrzy pan przed sezonem na to, co dzieje się w Gorzowie?

- Jasne, że tak. Każdy obserwuje sparingi i patrzy na to, jak jeździ cała reszta. Już teraz widać, że zespoły są bardzo mocne.

Jest pan w stanie zaskoczyć na inaugurację rywala przygotowaniem toru czy przy komisarzach jest to raczej niemożliwe?

- Na sprawę spoglądam inaczej. Jedni zadają sobie pytanie, jak kogoś zaskoczyć torem, a inni myślą, jak dopasować do niego swoich zawodników. Ja jestem akurat w tej drugiej grupie. Zależy mi na tym, żeby trafili przede wszystkim moi żużlowcy. Czy reszta będzie zaskoczona? Zobaczymy.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: