Dla Macieja Janowskiego niedzielne zawody były niezwykle ważne. "Magic" powrócił do Betardu Sparty Wrocław po dwuletniej przerwie, kiedy to zdobywał punkty dla klubu z Tarnowa. Powrót do rodzinnego miasta okazał się dla Janowskiego słodko-gorzki. 22-latek okazał się liderem Betardu Sparty, zdobywając 13 punktów, ale jego zespół przegrał ze Stalą Gorzów 40:50.
- Podchodziłem do tego meczu najzupełniej normalnie. Wiedziałem, że wracam do miasta i na tor po co prawda pewnej przerwie, ale stała za mną rodzina i przyjaciele, więc ani się specjalnie nie tremowałem, ani też nie obawiałem się przyjęcia kibiców. Zależało mi bardzo na tym, żeby się dobrze pokazać. Szkoda, że przegraliśmy, ale z drugiej też strony ten mecz pokazał nam, że czeka nas jeszcze sporo pracy, żeby lepiej poznać ten tor - przekazał Janowski za pośrednictwem oficjalnej strony klubu.
"Magic" nie ukrywa jednak, że jego występ mógłby być jeszcze lepszy, gdyby nie złe rozszyfrowanie nawierzchni wrocławskiego toru. - Na pewno początek wyszedł mi bardzo fajnie. Potem było trochę słabiej, bo w pewnym momencie się pomyliliśmy - wydawało nam się, że tor robi się twardszy, a zrobił nas trochę w konia. Czasami jest tak, że drużyna przyjezdna ma czystszą głowę i nie kombinuje z ustawieniami. My być może się pomieszaliśmy, mając w pamięci bardziej przyczepną nawierzchnię na sparingach. Teraz będziemy przynajmniej wiedzieć, co zrobiliśmy źle, żeby było lepiej - dodał wychowanek klubu z Wrocławia.
W następnej kolejce rywalem drużyny prowadzonej przez Piotra Barona będzie Unibax Toruń. Czy wrocławianie mają szanse na zwycięstwo w konfrontacji z toruńskim "dream teamem"? - Na każdy mecz jedziemy z nastawieniem na wygraną. Dla mnie nie ma różnicy, czy będziemy jeździć u siebie czy na wyjeździe. Przeciwnik też nie jest istotny, ważne żeby walczyć do samego końca. Do Torunia jedziemy po zwycięstwo, bo żadna inna postawa nie ma sensu - podsumował Janowski.