To bardzo dobra okazja, aby przypomnieć dotychczasowe pojedynki biało-czerwonych orłów z ich rywalami z dalekich antypodów. Tym bardziej, że odbywały się one na przestrzeni dziesięcioleci raczej okazjonalnie. Kiedy doszło do pierwszej potyczki? Jak podają źródła w październiku 1957 roku, kiedy to na trzy mecze towarzyskie do naszego kraju przyjechała kombinowana drużyna zawodników z antypodów: Australii oraz Nowej Zelandii, która rozegrała wówczas w Polsce spotkania we Wrocławiu, Warszawie oraz w Lesznie. Przyjazd egzotycznych wówczas gości wywołał wielkie poruszenie w środowisku żużlowym nad Wisłą, bowiem skład teamu Australazji, jak określono tę ekipę prezentował się bardzo godnie. Tworzyli go przede wszystkim Nowozelandczycy: ówczesny mistrz świata Barry Briggs, Ronnie Moore, mistrz z 1954 roku, Peter Clark oraz Australijczycy, którzy odgrywali jednak drugoplanowe role: Jack Geran, Jack Biggs, czy Neil Street. Główna Komisja Żużlowa zwołała nawet specjalną konferencję prasową anonsującą przyjazd jeźdźców z antypodów. Przewodniczący GKŻ Stefan Pyz zapewniał podczas niej, że: - Entuzjaści żużla w Polsce zobaczą fenomenów czarnego sportu, malkontenci zaś wreszcie doczekają się porażki drużyny polskiej na swoim terenie.
Zapowiedzi okazały się jednak mocno przesadzone, bowiem goście potraktowali tourne po Polsce wyjątkowo ulgowo i wyraźnie przegrali wszystkie mecze. Już pierwszy z nich we Wrocławiu zawiódł kibiców. Goście przyjechali bowiem na stadion prosto z trwającej niemal dobę podróży, a cały mecz liczył jedynie osiem biegów. Polacy wygrali bardzo wysoko 36:12. W Warszawie nasi wygrali 49:23, a w Lesznie 43:35. Przegląd Sportowy pisał z rozczarowaniem: - W sumie przyjazd Australazji do Polski nie spełnił nadziei, jaką pokładali w niej działacze żużlowi i publiczność. Natomiast przyniósł doświadczenie, że nie można sprowadzać drużyn, które przez prawie miesiąc rozgrywają co dzień spotkania w różnych częściach Europy, bo tacy "cyrkowcy" choćby byli mistrzami nie mogą pokazać wszystkich swych możliwości. Z warszawskiego pojedynku zachowała się nawet krótka relacja filmowa, dzięki popularnej wówczas Polskiej Kronice Filmowej, dokumentującej, aczkolwiek często w stricte propagandowej formie, najważniejsze wydarzenia z życia polityczno-społecznego, kulturalnego i sportowego kraju.
- Do wianuszka sukcesów polskich żużlowców przybył jeszcze jeden - zwycięstwo nad reprezentacją Australii i Nowej Zelandii (…) Co prawda repy Australoazji nie były w najlepszej formie, ale biało-czerwoni pokazali naprawdę piękną jazdę - zachwycał się w swoim komentarzu ówczesny lektor kroniki, wyraźnie mniej obznajomiony z tajnikami żużla niż jego kolega ze sportowej gazety. Dodajmy, że w polskich barwach w tamtych meczach pojechali między innymi: Janusz Suchecki, Marian Kaiser, Henryk Żyto, Paweł Waloszek, Konstanty Pociejkowicz, Stefan Kwoczała, Kazimierz Bentke. Na kolejną konfrontację, tym razem już z ekipą wyłącznie Australii czekaliśmy aż do 1973 roku. Odbyła się ona na torze w... Oksfordzie, w ramach tzw. Ligi Światowej. Polacy, którzy dzień wcześniej pokonali w Halifax ZSRR tym razem nie mieli nic do powiedzenia i przegrali wyraźnie 23:54. Punkty dla biało-czerwonych zdobyli: Jan Mucha 11,Edward Jancarz 4, Paweł Waloszek i Henryk Żyto po 3,Zenon Plech 2. Dla rywali natomiast John Bougler i Geoff Curtis po 11, Jim Airey 10, John Titman 7, Bob Valentine 6 oraz Bob Humphreyes i Charlie Monk po 4,5. Przed sezonem 1975 nasza kadra w składzie: Edward Jancarz, Zenon Plech, Andrzej Tkocz, Piotr Bruzda, Piotr Pyszny, Andrzej Jurczyński i Zygfryd Kostka gościła na trwającym ponad miesiąc tourne po antypodach. Biało-czerwoni rozegrali podczas niego cztery mecze z Nową Zelandią i cztery spotkania z Australią. Z Nową Zelandią raz wygrali i trzy razy przegrali, natomiast z Australią ponieśli same porażki: 27:81, 44:64, 45:63 oraz 53:55.
Na rewanż Polacy musieli czekać kolejne szesnaście lat. We wrześniu 1991 roku jeźdźcy z antypodów, wśród nich znany już wówczas z polskiej ligi młody wówczas Leigh Adams oraz między innym i Craig Boyce, Troy Butler, czy Todd Wiltshire rozegrali trzy mecze z naszą reprezentacją i te trzy spotkania pewnie wygrali. W Bydgoszczy zwyciężyli 59:49, w Lublinie 58:50 i bardzo wysoko w Tarnowie 69:39. Trzeba jednak przyznać, że opiekunowie naszej reprezentacji na każdy mecz wystawiali inny skład niekoniecznie kierując się aby był to skład złożony z najlepszych zawodników. Jedynym Polakiem, który wziął udział we wszystkich trzech meczach był Jarosław Olszewski. Polakom nie udało się pokonać niewygodnych dla siebie przeciwników także dziesięć lat później w meczu pokazowym zorganizowanym na stadionie "Gwardii" w stolicy 15 września 2001 roku. W spotkaniu tym wzięło udział już nowe pokolenie zawodników, tamte mecze sprzed dekady pamiętali tylko Adams i Boyce. Tym razem Kangury wygrały 50:39, a punkty dla nich zdobyli: Jason Crump i Ryan Sullivan po 13, Leigh Adams 11, Jason Lyons i Steve Johnston po 6 oraz Shane Parker 1. Dla Polaków punktowali: Sebastian Ułamek 11, Krzysztof Cegielski 8, Tomasz Gollob i Piotr Protasiewicz po 7, Grzegorz Walasek i Rafał Kurmański po 3.
Czy zatem 1 maja w Ostrowie Polacy zdołają po raz pierwszy pokonać rodaków pierwszego mistrza świata Lionela van Praaga?
Robert Noga