Robert Noga - Moje Boje: Grand Prix musi upaść?

Najprościej na to nieco prowokujące pytanie można odpowiedzieć znaną prawdą: bo nic przecież nie trwa wiecznie. Powodów, z których MŚ w obecnej formule konsekwentnie się degenerują jest jednak sporo.

W tym artykule dowiesz się o:

Spróbujmy je wyliczyć. Po pierwsze mistrzostwa świata w obecnej formule nie wypełniają zadania jakie przed nimi postawiono niemal dwie dekady temu. Jakie to były zadania? Ano cykl miał zapobiec kurczeniu się światowego żużla, co więcej podbić nowe kraje, a nawet kontynenty. Zdaniem optymistów zmagania żużlowców miały stać się odbiciem samochodowej Formuły 1 zarówno jeśli chodzi o ich globalny zasięg, jak i zainteresowanie. Po tym jak nowa formuła weszła w wiek dojrzały, a młode pokolenie kibiców nie pamięta nawet wcześniejszej formy rywalizacji o mistrzostwo świata, można, a nawet trzeba dokonać podsumowań, czy ten główny, podstawowy i najważniejszy cel został wypełniony. Otóż nie został. Żużel połowy lat 90-tych, kiedy rodził się cykl miał się znacznie lepiej niż aktualnie. Stał na znacznie wyższym poziomie w takich krajach jak Czechy, Węgry, Niemcy (i rodzynek Smolinski tego nie zmienia), ale także przede wszystkim w Wielkiej Brytanii, tym swoistym mateczniku, który mocno wpływa czy nam się to podoba, czy też nie, na postrzeganie tego sportu w skali makro.
[ad=rectangle]
Upadek żużla na Wyspach w ostatnich latach jawi się w związku z tym niczym katastrofa. To samo dotyczy Stanów Zjednoczonych, dwie dekady temu to była mimo wszystko potęga, bo chociaż uprawiało ten sport stosunkowo niewielu Jankesów, to jednak bez problemu potrafili stworzyć drużynę liczącą się w każdych zawodach, a indywidualnie wygrać mistrzostwo świata. Dziś pozostał właściwie jedyny Greg Hancock o pięć minut od sportowej emerytury. Nic nie wyszło z szumnie zapowiadanych planów eksportu speedwaya via GP do innych krajów i na inne kontynenty. Były owszem próby, ale kończyły się po jednym, góra trzech kolejnych cyklach i to w miastach, w których był dotąd mniej lub bardziej znany. Przykłady można by mnożyć: Wiener Neustadt, Sydney, Berlin, Hamar, Gelsenkirchen... Skoro tak, to trudno się dziwić, że speedwaya nie udało się organizatorom cyklu zaszczepić w tych krajach, w których tego typu forma wyścigów motocyklowych jest czymś kompletnie księżycowym.

Powód drugi? Coraz mniejsze zainteresowanie zawodami. Latem zeszłego roku rozmawiałem w Pradze z działaczami żużla z tamtejszej Markety. Z utęsknieniem wspominali pierwsze lata cyklu, kiedy ich stadion aż kipiał od tłumu kibiców, w znacznej części polskich. To se ne vrati, niestety i Czesi doskonale zdają sobie z tego sprawę. Przykładem spadku zainteresowania Grand Prix mogą być jednak przede wszystkim polskie rundy. To, że od kilku lat mamy je aż trzy, nie jest przecież wynikiem zakochania się angielskich właścicieli cyklu w pejzażach naszego kraju, ale jedynie finansowym pragmatyzmem. Ale to już też chyba minęło. Ostatni turniej mistrzostw na Smoczyku w Lesznie miał nieciekawą frekwencję, podobnie było w Gorzowie, a kwintesencją problemu stały się ostatnie zawody Grand Prix w Bydgoszczy, z żenującym zainteresowaniem publiczności.

Wreszcie trzeci powód, można rzec najświeższy to "dezercje" samych zawodników. Dawniej Grand Prix miało prestiż, który niczym magnes ich przyciągał. Narzekali niby na słabe relatywnie pieniądze do zarobienia, ale lgnęli jak miś Yogi do miodu. Teraz, jak wiemy, nie zawsze tak bywa, a przykłady Tomasza Golloba, czy Emila Sajfutdinowa są bardziej niż wymowne. W efekcie doszło do tego, że właściciele cyklu organizują coś na kształt "łapanki", czego dobitnym świadectwem jest obecność w tegorocznym cyklu Chrisa Harrisa.

Całe zło wzięło się jednak z formuły, według której część miejsc w mistrzostwach jest rozdawanych: za uprzednie zasługi lub po uważaniu dżentelmenów z Wysp. I mamy, to co mamy. Kiedy komercja staje się najważniejsza, sport siłą rzeczy schodzi na plan dalszy, ze wszystkimi negatywnymi konsekwencjami. GP wymaga gruntowanej reformy, inaczej będzie dryfować jak obecnie. I opowieści o cyklu, jako sprawczej sile rozwoju potencjału speedwaya włożymy grzecznie pomiędzy bajki z mchu i paproci. Już tam właściwie są.

Robert Noga

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: