Tak się złożyło, że polski sport motorowy miał w tamtych czasach dwóch znakomitych zawodników o tym samym nazwisku: kierowcę rajdowego Roberta Muchę i żużlowca Jana. Jan rozpoczął swoją przygodę z żużlem w Świętochłowicach i swojemu Śląskowi był wierny przez całą swoją sportową przygodę, która trwała dwie dekady. Było w niej wiele radości, ale też nie brakowało zawodu i niespełnienia. - Janek był świetnym zawodnikiem, ale miał jakiegoś pecha do najważniejszych imprez. W efekcie niemal zawsze coś stawało na przeszkodzie do zdobycia najwyższych laurów - mówi zaprzyjaźniony z Muchą dziennikarz Polskiego Radia i znany komentator radiowy Henryk Grzonka. I faktycznie coś jest na rzeczy, wystarczy sięgnąć do statystyk. Ot dla przykładu Indywidualne Mistrzostwa Polski. Mucha przebijał się do finału aż jedenaście razy, począwszy od finału w Rzeszowie w 1961 roku, ale nigdy nie został mistrzem! Co więcej, nigdy nie stanął nawet na podium, którego najbliżej był podczas ostatniego swojego finałowego występu w Gorzowie Wielkopolskim w 1976 roku, gdzie zajął czwarte miejsce, za plecami Zdzisława Dobruckiego, Jerzego Rembasa i Edwarda Jancarza.
[ad=rectangle]
Nigdy też nie był mistrzem Polski w drużynie, bo starty w Śląsku nie dały mu takiej możliwości, musiał się zadowolić medalami srebrnymi oraz brązowymi. Ale, obok Pawła Waloszka z całą pewnością to właśnie Jan Mucha był największą legendą tej drużyny, jeżdżącej w polskiej lidze przez kilkadziesiąt lat. Nieco podobnie przebiegała kariera reprezentacyjna świętochłowiczanina. W finałach Indywidualnych Mistrzostw Świata startował czterokrotnie, pierwszy raz w 1969 roku na Wembley, ostatni osiem lat później w Goeteborgu. Miał jednak sposobność startować przede wszystkim finale dla naszego speedwaya historycznym, bowiem pierwszym rozegranym w naszym kraju. Były to zawody we Wrocławiu 6 września 1970 roku. Polska otrzymała wówczas od FIM aż sześć miejsc w tym finale. Ale kandydatów do tego grona było znacznie więcej. GKSŻ wymyśliła więc dosyć skomplikowany system eliminacji, o nominacjach miały decydować wyniki rozbudowanej mocno serii turniejów o Złoty Kask.
W efekcie nigdy wcześniej, ani nigdy później w jednym sezonie nie odbyło się aż tylu zawodów Złotego Kasku, jak w tamtym pamiętnym roku. W sumie rozegrano aż 20 turniejów. Jan Mucha od początku należał do grona nadających ton rywalizacji. W efekcie, na podstawie wyników w tych zawodach otrzymał powołanie na wrocławski finał. A w końcowej klasyfikacji tamtej edycji Złotego Kasku zajął pierwsze miejsce, o zaledwie jeden punkt wyprzedzając swojego klubowego kolegę Pawła Waloszka, który podczas wspomnianego finału we Wrocławiu zdobył tytuł pierwszego wicemistrza świata. Ależ to była rywalizacja! Bywał Jan Mucha powoływany do kadry narodowej na Drużynowe Mistrzostwa Świata, zdobywając dwa brązowe medale w 1970 oraz 1974 roku. Warto też wspomnieć, że wziął udział także w tzw. Lidze Światowej, rozegranej w 1973 roku na torach w Wielkiej Brytanii.
Pod koniec lat 70-tych zawodnik, który dobiegał już 40-tki postanowił zakończyć swoją sportową karierę. Ale nie odczuwał specjalnie pustki, rozpoczynając nowy, ważny i także pełen osiągnięć, okres w swoim życiu. Zajął się biznesem samochodowym. - Miał o tyle ułatwione zadanie, że jego ojciec był cenionym na Śląsku mechanikiem samochodowym oraz lakiernikiem. Janek pomagał mu także już podczas lat, kiedy startował na żużlu. Sam miał też do mechaniki dużą smykałkę, potrafił znakomicie przygotować sobie motocykl oraz dokonywać w nim własnego pomysłu ulepszeń. Niektóre jego rozwiązania podpatrywali i kupowali nawet zawodnicy zagraniczni. Po zakończeniu kariery przejął od ojca warsztat, a potem już w nowej rzeczywistości, zaczął handlować samochodami, w konsekwencji otworzył bardzo znany w całym regionie salon samochodowy opla w Mikołowie, a potem drugi w Tychach. Przeżywał też trudne, dramatyczne chwile, tragiczną śmierć najbliższych osób - kontynuuje wspomnienia Henryk Grzonka.
Osobiście poznałem pana Jana właśnie w jego salonie samochodowym, gdzie umówiłem się na nagranie telewizyjnego reportażu o jego karierze. Popłynęły wspomnienia dawnych meczów, klimatu niezapomnianego Hasioka - pierwszego toru Śląska. Na środku salonu w Mikołowie, jako element dekoracyjny, błyszczała i przyciągała uwagę klientów, stara jawa z lat 70-tych, pamiątka po dawnej pasji. Jan Mucha, pomimo bardzo pracowitego życia nie odwrócił się od żużla. W ostatnich latach popularne były organizowane, a także sponsorowane przez niego, spotkania, w których udział brali byli zawodnicy Śląska Świętochłowice oraz Włókniarza Częstochowa. Jana Muchy będzie brakowało, z całą pewnością nie tylko jego żyjącym kolegom z toru, ale także rzeszom kibiców, którym dostarczał swoimi startami wielu niezapomnianych wzruszeń i emocji.
Robert Noga
Uroczystości pogrzebowe Jana Muchy odbędą się w poniedziałek 19 maja o godz.12 w Kościele św. Wojciecha w Mikołowie.