Maciej Kmiecik: Jaki cel miał środowy trening reprezentacji w Ostrowie?
Krzysztof Kasprzak: Chodziło głównie o to, żeby pojeździć po przerwie. Przez tydzień nie jeździliśmy, więc trening był nam potrzebny. Wyjechałem aż siedem razy na tor w Ostrowie. Wszystko jest ok. Silnik, który tak dobrze spisywał się w Bydgoszczy podczas Grand Prix jest odłożony. Mam nadzieję, że podczas finału DPŚ będzie też pasował i zdobędę na nich ważne punkty dla Polski. Na tym silniku, który powiózł mnie do zwycięstwa, pojechałem bodajże jeszcze jeden mecz ligowy w Zielonej Górze i zostawiłem go na Puchar Świata. To bardzo ważne zawody dla każdego z nas. Wiadomo, jak ciężko dostać się do kadry. Są tylko cztery miejsca. Każdy z reprezentantów musi dać z siebie wszystko.
[ad=rectangle]
Na początku sezonu byłeś w niezwykłej formie. Wszystko pokrzyżowało się na skutek tej feralnej kontuzji, ale czy tylko to wpłynęło na twoją dyspozycję czy może też kwestie sprzętowe się skomplikowały?
- Nie, nie. Wszystko przez to nieszczęsne kolano. Gdyby nie ten wypadek w Landshut, pewnie byłbym w czołowej trójce Grand Prix, a tak jestem dopiero siódmy - ósmy. Czasu jednak nie cofniemy. Walczę nadal, żeby być jak najwyżej w klasyfikacji. Miesiąc, który straciłem miał duże znaczenie. Nie mogłem robić ćwiczeń, które wykonywałem całą zimę. Przez to też nie byłem tak sprawny na motocyklu. Wszystko to było takie wymęczone. Mimo tego, jakieś tam punkty z wielkim bólem przywoziłem. Minęły dwa miesiące. Teraz jest już wszystko w porządku.
Obserwując cię teraz na torze, widać znów ten balans ciałem i fajną, agresywną sylwetkę, którą imponowałeś na początku sezonu. Czujesz, że wraca forma?
- Zdecydowanie tak. Czuję się znacznie lepiej. Tak jak wspomniałem, czasu się nie cofnie. W Landshut popełniłem lekki błąd, bo wyjechałem za daleko. Z drugiej strony zatarł się też silnik, więc nie była to do końca moja wina. Co zrobić, walczę dalej.
W Drużynowym Pucharze Świata jesteś specjalistą od dobrych występów. Kolejny złoty krążek do kolekcji zawiśnie na twojej szyi w sobotni wieczór?
- Bardzo bym sobie tego życzył. Jeśli wygramy, to będzie mój szósty złoty medal. Chciałbym w mojej karierze zgromadzić dziesięć złotych medali DPŚ. Teraz jest okazja, żeby zdobyć szósty tytuł, a w kolejnych latach chcę być w kadrze i walczyć o następne laury, tak żeby do tej dziesiątki dojechać.
Co zatem może być kluczem do wygrania w Bydgoszczy?
- Wszyscy musimy być dobrze spasowani od początku zawodów. Mam nadzieję, że od pierwszego wyścigu każdemu z nas wszystko zagra. Nie chciałbym znowu przeżywać tej nerwówki w trakcie meczu. Silnik jest ten sam, ale jest już inna pogoda, bo lato i wysoka temperatura. W kwietniu funkcjonował świetnie. Oby teraz podobnie.
Możemy chyba spodziewać się wyrównanego finału i pewnie dyspozycja dnia, łut szczęścia, a być może nawet losowanie kasków będzie miało wpływ na końcowy rezultat...
- Wiele składowych może mieć wpływ na sukces. W tym sporcie trzeba mieć także szczęście. Przekonałem się o tym niedawno w Cardiff. Cieszyłem się bardzo, że w serii zasadniczej miałem dwa razy drugie pole. Wyszło na to, że z tego pola wszyscy wozili zera. Później mi jeszcze przypadł z drugiego pola półfinał i finał. W poprzednich turniejach Chris Holder z tych pól wygrywał Grand Prix. Na sukces składa się wiele czynników. Dyspozycja dnia, pogoda, szczęście. W obecnych czasach żużel jest tak wyrównany, że musisz mieć ten ten dzień, by wygrać. Nie ma zawodnika, który utrzymuje równy wysoki poziom. Jednego dnia można zrobić 13 punktów, a następnego, jadąc na tym samym sprzęcie i ustawieniach, zdobyć 3 punkty. Taki jest dzisiejszy żużel.
[nextpage]Kogo w finale w Bydgoszczy trzeba najbardziej się obawiać?
- Myślę, że każda reprezentacja będzie groźna. Dania będzie oczywiście bardzo mocna. Nie lekceważyłbym absolutnie Wielkiej Brytanii, która też ma świetnych zawodników z mistrzem świata na czele. Tam wszyscy jadą na podobnych silnikach od Petera Johnsa. Będą na pewno dobrze dozbrojeni sprzętowo. Duńczycy zawsze są mocni. Australijczycy wygrali baraż i też chcą walczyć o zwycięstwo.
Przyznaj tak szczerze, Polska jest faworytem czy biorąc pod uwagę formę Duńczyków, to my powinniśmy się skryć trochę w ich cieniu i zaatakować zza pleców?
- Lepiej jest atakować z cienia. Wówczas jedzie się bez takiej presji. My jednak startujemy w Polsce. Wiadomo, co mamy zrobić. Każdy oczekuje, że powtórzymy to, co wcześniej osiągnęliśmy w Lesznie i Gorzowie. Wydaje mi się, że jesteśmy silni na tyle, żeby wygrać ten finał. Ja jadę już tak jak powinienem. Jarek Hampel wiadomo, że jest mocny. Janusz Kołodziej jest bardzo szybki na dłuższych torach, jak ten w Bydgoszczy. "Protas" jedzie kto wie, czy nie sezon życia. Gdziekolwiek się nie pojawi notuje wyniki bliskie kompletów. Fajnie zgrało się wszystko w tym sezonie. Akurat w tym momencie jesteśmy w dobrej formie.
Wiele było tych dramatycznych finałów DPŚ także z twoim udziałem. Któryś szczególnie zapadł ci w pamięci?
- Pierwszy, taki pamiętny finał miał miejsce dla mnie w 2007 roku, kiedy byłem jeszcze bardzo młody i jechałem u siebie w Lesznie, tam gdzie się wychowałem. Tam mam przyjaciół, rodzinę i chodziłem do szkoły. Było to dla mnie niesamowite przeżycie. Do dzisiaj pamiętam, że nie mogłem nawet oddychać, bo tak mnie zatkało z wrażenia. Podobne emocje były dwa lata później. Tomek Gollob pożyczył wówczas mój motocykl. Byłem bardzo zadowolony, że ktoś taki, jak Gollob jedzie na moim sprzęcie. To były bez wątpienia dwa najbardziej pamiętne finały DPŚ. Później jeszcze w Gorzowie w 2011 roku wygraliśmy. W 2005 roku jechałem tylko w półfinale, a też było wtedy złoto. Pamiętam także 2003 rok, kiedy jako rezerwowy pomagałem chłopakom w parkingu Sebastianowi Ułamkowi i Piotrkowi Protasiewiczowi. Wówczas było to dla mnie też duże przeżycie. Minęło 10 lat i teraz ja walczę w Drużynowym Pucharze Świata.
Przed rokiem też były ogromne emocje w Pradze...
- Tam również były bardzo ciężkie zawody. Tor na Markecie jest specyficzny. Jak się nie trafi z zębatkami, to za dużo się nie zrobi. Na finał DPŚ każdy przyjeżdża nabuzowany, wyciąga najlepsze silniki, które odkładał na te najważniejsze zawody. Puchar Świata ma swój prestiż i otoczkę. Wiadomo - sponsorzy, kibice, telewizja. Podobna presja towarzyszy zawodom Grand Prix. Będę starał się pojechać skupiony, jak najlepsze zawody i walczyć o każdy punkt.
Brawo Kris !