Przepis na żużel (14): Dudek nie jest ofiarą

- Kiedy patrzę na postawę środowiska żużlowego, to odnoszę wrażenie, że Patryk Dudek stał się ofiarą całej sprawy dopingowej. A tak wcale nie jest - pisze w swoim felietonie Jacek Gajewski.

W tym artykule dowiesz się o:

Dudek nie jest ofiarą

W obronie Patryka Dudka staje wielu zawodników, a także dziennikarzy, działaczy, ekspertów i innych osób ze środowiska żużlowego. To wygląda tak, jakby on był ofiarą całej sprawy dopingowej. A w mojej ocenie tak wcale nie jest. Uważam zresztą, że to dobry moment, żeby z tej sytuacji wyciągnąć odpowiednie wnioski.

[ad=rectangle]

Niektórzy mówią, że to mogło spotkać każdego. Ja mam jednak nadzieję, że inni podchodzą bardziej profesjonalnie do tych tematów i nie są tak niefrasobliwi. Cała ta sytuacja pokazuje, że żużel mimo dużych zmian na lepsze, na pewnych płaszczyznach nadal odstaje od innych dyscyplin. Jesteśmy w tyle. Brakuje nam profesjonalizmu.

To zamieszanie wokół Patryka Dudka powinno uświadomić niektórym zawodnikom, że trzeba uważać, co się bierze. Każdy powinien w pierwszej kolejności spojrzeć na listę środków zabronionych, do której dotarcie nie jest żadnym problemem. Ważne jest także korzystanie z wiedzy ekspertów. W tych kwestiach głos muszą zabierać ludzie, którzy się na tym znają. Tyczasem mam wrażenie, że w żużlu opieramy się na tych, którzy nie do końca wiedzą, o co w tym wszystkim chodzi.

Pewnym jest, że żużel odstaje w tematach dopingowych. Wynika to w dużej mierze z tego, że wcześniej nie mieliśmy poważnych problemów. Mówiło się, że nasza dyscyplina jest wolna od dopingu. Ja miałem jednak inne zdanie i twierdziłem, że takie przypadki mogą mieć miejsce. To nadal nie jest tak jak w podnoszeniu ciężarów czy w innych dyscyplinach, gdzie jest EPO czy sterydy, ale jednak problem istnieje.

Zacznijmy szukać pomocy fachowców. Poza tym, trzeba wymagać od żużlowców profesjonalizmu. A kluby? Nie do końca mają kontrolę nad żużlowcami. Oni są zawodnikami danej drużyny czasami tylko raz w tygodniu. Większość czasu spędzają poza Polską, bo jeżdżą w innych imprezach. To jest inna sytuacja niż w przypadku piłkarzy, bo oni mają umowę z jednym zespołem i są cały czas na miejscu poza okresem, kiedy wyjeżdżąją na zgrupowania reprezentacji. Tam kontrola jest na bieżąco.

Klub powinien pomagać, ale większa odpowiedzialność spada i tak na barki zawodnika. Wiele rzeczy można zabezpieczyć zapisami w kontrakcie, ale to nie rozwiązuje problemu. W kolarstwie też jest całkowita kontrola. Ostatnio rozmawiałem z Michałem Szyszkowskim, który pracuje w zawodowej grupie kolarskiej. Wiele mi opowiadał, jak to działa "u nich". Konkrety? W czasie wielkich wyścigów ani zawodnicy, ani ludzie z obsługi nie mogą jeść przykładowo czekolady. Ba, nie mogą jej nawet mieć przy sobie. Zupełnie inny świat od naszego żużlowego.

Kluby mogą się zabezpieczać i sprawdzać zawodników przed podpisaniem kontraktu. Słyszałem, że tak próbuje robić Wrocław i pewnie to właściwa droga. Tak czy inaczej, wpływ klubu na Woffindena czy Batchelora będzie zawsze mocno ograniczony.

W całej sprawie rodzi się też pytanie, czy w żużlu jest problem dopingu i czy zawodnicy biorą coś świadomie, by sobie pomóc. Nie zakładajmy z góry, że wszystko jest w porządku. To droga na skróty.

Patryk Dudek swoim brakiem odpowiedzialności osłabił Falubaz. Nie wiem, czy klub powinien wyciągnąć wobec niego konsekwencje. Pewnie nie wiedział, co bierze, ale dla mnie to nie jest czynnik usprawiedliwiający lub chroniący przed karą. Ten temat niech rozstrzygają jednak działacze. Zobaczymy, jak to wszystko wpłynie na jego karierę. Na pewno nie pomógł sobie i Falubazowi.

Jacek Gajewski

Źródło artykułu: