Maciej Kmiecik: Dociera do ciebie to, co dokonałeś na torze w Gorzowie?
Bartosz Zmarzlik: Szczerze? Jeszcze nie. Absolutnie nie dociera to mnie to, co się stało. Nawet nie marzyłem o tym, żeby wygrać Grand Prix. Myślałem, że trzecie miejsce sprzed dwóch lat to był jakiś przypadek. Kiedy wygrałem półfinał pomyślałem, że chyba lepiej być nie może. Udało się jednak zmobilizować na wyścig finałowy i również zwyciężyć. To dla mnie bardzo ważne. Pozwoli mi to uwierzyć w siebie.
[ad=rectangle]
Komu dedykujesz ten sukces?
- Jest wiele osób, którym chciałbym zadedykować to zwycięstwo. Na pewno całej moje rodzinie, firmie Maszoński, bo bez niej nie byłoby tego sukcesu. Szczególnie to zwycięstwo dedykuję tym wszystkim, którzy są ze mną we wszystkich złych chwilach i mnie wspierają. Są bowiem tacy, którzy poklepują po plecach tylko, gdy jest dobrze. Wsparcie w problemach jest najważniejsze, bo pozwala przetrwać i cieszyć się później z tych sukcesów.
Tomasz Gollob namaścił cię na swojego następcę i można powiedzieć, że odstąpił ci dziką kartę na start w Gorzowie. To chyba taka symboliczna zmiana warty. Żegnamy z Grand Prix ikonę tego sportu, a wygrywa jego następca...
- Bardzo dziękuję za wszystko, co ten człowiek zrobił dla mnie. Przed zawodami pan Tomasz podszedł i powiedział - Bartuś, nic na siłę. Ty tylko możesz, a nie musisz. Mam słabość do tego człowieka. Gdy widzę Tomasza Golloba, mam uśmiech od ucha do ucha. Mógłbym go słuchać całymi dniami i nocami. Widzę w nim kogoś, kto mi dobrze życzy i sam jego widok pomaga. Z panem Tomkiem znamy się już dosyć długo i mogę powiedzieć, że chyba dość dobrze. Nieraz bywał w naszym domu, nawet nocował. Tyle rozmów, co ja z nim przeprowadziłem... To wszystko na pewno pomaga. Mama mówi, że jestem w niego wpatrzony jak w obraz. Naprawdę, serdecznie dziękuję mu za pomoc, bo to zwycięstwo w Gorzowie, to także jego zasługa.
Zwycięstwo jednak nie przyszło łatwo. Środek zawodów był średni. Co udało się zmienić?
- Rzeczywiście, po trzech seriach nie czułem się wystarczająco szybki. Dokonaliśmy korekt. Zadziałało to tak, że później tylko chuchaliśmy i dmuchaliśmy na sprzęt, żeby tak spisywał się do końca zawodów.
Zdajesz sobie sprawę, że przechodzisz do historii cyklu Grand Prix?
- Pewnie jestem najmłodszym zwycięzcą?
Tak. Pobiłeś o kilkadziesiąt dni dotychczasowego rekordzistę pod tym względem Emila Sajfutdinowa...
- Powiem szczerze, że przeszło mi to przez myśl, że chyba jestem najmłodszym zwycięzcą. Kiedy stanąłem na podium Grand Prix w wieku 16 lat też byłem najmłodszy. Startując tylko w pojedynczym turnieju Grand Prix innych rekordów nie sposób pobić.
Opowiedz o tym wielkim finale, który był znakomity w twoim wykonaniu...
- W pierwszym podejściu nie do końca wyszedł mi start, ale szybko dokonaliśmy małej poprawki. Wiedziałem, że rywale też zrobią korekty, bo widzieli, że byłem szybki. Poszliśmy z ustawieniami w dobrą stronę i to się sprawdziło.
Z wyborem pola startowego nie miałeś chyba dylematu?
- Jakie pole by nie było, mniej czy bardziej przyczepne, zawsze uwielbiam startować spod bandy. Na czwartym polu potrafię się jakoś bardziej skupić i wyciszyć. Sam moment startowy mam lepszy niż z innych pól.
Jakie to uczucie zwyciężyć przed prawie kompletem swojej publiczności?
- Niesamowite. Jestem bardzo szczęśliwy, że wygrałem na swoim torze przed własną publicznością. To wspaniała sprawa. Czułem doping i wsparcie kibiców. Serdecznie im za to dziękuję. Ich okrzyki niosły mnie do góry. Zresztą tego wieczoru nigdy nie zapomną. Na moją cześć odegrano Mazurka Dąbrowskiego. Wspaniała sprawa. Brakuje wręcz słów, by to wszystko opisać.
Teraz twoim celem będzie awans do Grand Prix jako stały uczestnik?
- To jest moje marzenie. W przyszłym roku podejmę walkę i spróbuję pojechać w eliminacjach. Grand Prix to mój cel w przyszłości. Chciałbym się ścigać z najlepszymi nie tylko przy okazji zawodów tej rangi w Gorzowie.
Robi postępy. Przestał wierzgać!!!!Dobrze mówi, nie pluje się, nie obraza innych.
Oby był sobą, bo Pan Tomek w pełni nie wykorzystał te Czytaj całość