Sierpniowe spotkanie Wandy Instal Kraków z Ostrovią zakończyło się dla Trojanowskiego pechowo. Co prawda kapitan krakowian w dwóch pierwszych wyścigach triumfował, jednak w trzecim zanotował upadek i został odwieziony do szpitala. Wstępne prognozy mówiły o kilkutygodniowej przerwie - "Trojan" miał być gotowy na półfinały. Jednak po badaniach i konsultacjach lekarskich zawodnik postanowił w tym sezonie nie wracać na tor. - Kolejne upadki mogłaby skutkować poważniejszymi urazami. Wolałem nie ryzykować - tłumaczy.
[ad=rectangle]
Wychowanek Stali Rzeszów nabawił się groźnej kontuzji kręgu piersiowego. - Żeby ją wyleczyć, potrzeba przynajmniej dwóch miesięcy. Nie ma sensu przyspieszać powrotu i jeździć, nie będąc w pełni sprawnym - uważa Trojanowski. - Mój zespół czekają ważne mecze, a nie wiem, w jakiej formie znajdowałbym się po przerwie. Starty byłyby obciążone zbyt dużym ryzykiem. Rozmawiałem na ten temat z prezesem. Przyjął oczywiście moją decyzję ze zrozumieniem. To nie jest uraz obojczyka czy złamanie nogi. Chodzi o kręgosłup. Jeżdżąc z taką niezaleczoną kontuzją, następstwa upadków mogłyby być bardzo poważne.
Żużlowiec Wandy podkreśla, że do wypadku doszło wyłącznie z jego winy. Sądzi, iż zbyt szybko wrócił na tor po kolizji w turnieju o Puchar Prezydenta Rzeszowa. - Złapałem formę mimo długiej lipcowej przerwy. Czułem się bardzo dobrze na motocyklu, do momentu kiedy na tydzień przed spotkaniem z Ostrovią zanotowałem w Rzeszowie upadek. Doznałem wówczas urazu szyi i barku. Niepotrzebnie wystartowałem w lidze, ale był to dla nas, dla mnie również, ważny i prestiżowy mecz. Chcieliśmy wygrać i nawet powalczyć o bonus. Nie czułem się najlepiej, jednak trening dał nadzieję, że w zawodach pojadę normalnie, bez bólu. Choć nie wszystko z moim zdrowiem było w porządku, to zdołałem dwa biegi wygrać. W trzecim słabiej wyszedłem spod taśmy. Próbowałem atakować drugą pozycję. Jako że brakowało mi swobody na motocyklu, manewr wykonałem za ostro. Wjechałem pod Petera Karlssona, popełniłem techniczny błąd i musiałem zatrzymać maszynę. W tym momencie ona zesłabła, postawiło mnie i przerzuciło na prawą stronę. W takich sytuacjach zwykle doznaje się kontuzji obojczyka, ale niefortunnie uderzyłem głową o tor. I stało się.
Trojanowski twierdzi, że upadek w starciu z Ostrovią był konsekwencją wcześniejszej wywrotki w Rzeszowie. - Miałem mocno poobijane mięśnie karku i szyi - wyjaśnia. - Te mięśnie podczas meczu w Krakowie nie "trzymały" i całą siłę upadku przyjął kręgosłup. Szkoda, że nabawiłem się urazu w chwili, gdy forma zaczęła zwyżkować, motocykle spisywały się bardzo sezon, a rozgrywki wchodziły w decydującą fazę. Liczyłem na idealną końcówkę.
Kontuzja Trojanowskiego komplikuje sytuację Wandy w kontekście walki o awans. Doświadczonego jeźdźca w pojedynku z Victorią Piła ma zastąpić Oliver Allen. W odwodzie pozostają także Nikolaj Busk Jakobsen i Paweł Staszek. Nie wiadomo, czy krakowianie będą mogli w play-offach skorzystać z zastępstwa zawodnika. W tej chwili, biorąc pod uwagę wyłącznie mecze rundy rewanżowej, Trojanowski posiada z Wandziarzy najwyższą średnią (2,231 punktu na bieg), ale może jeszcze zostać wyprzedzony przez Karola Barana, Daniela Pytla (obaj legitymują się średnią 2,200) lub Magnusa Karlssona (2,211). Zdecyduje więc postawa tej trójki w niedzielnym spotkaniu z Victorią. - Myślę, że nikt nie będzie się bawił w kalkulacje - komentuje Trojanowski. - Drużyna pokazała w Krośnie, że również beze mnie stać ją na dobre wyniki. Postaram się pomóc chłopakom, jak tylko będę mógł: sprzętowo lub przez podpowiedzi. Szans na awans nie tracimy, nikt z kolegów nie będzie odpuszczał. Zrobimy wszystko, by wygrać tę ligę.