Przykład Borysa Miturskiego pokazuje, jak przewrotne jest życie sportowca. Jeszcze kilka tygodni temu 25-latek podpowiadał młodszym kolegom na treningach, szykował im silniki, mył motocykle. Zwyczajnie dbał o to, aby nie czuli się pozostawieni samym sobie. Swoją karierę uznał już za straconą. Żużel to jednak całe jego życie i rekreacyjnie sporadycznie ścigał się podczas treningów. Aż w końcu pojawił się Roman Tajchert, który zakomunikował mu, że ma się szykować do startów w Ekstralidze.
[ad=rectangle]
Taką sytuację wymusiła oczywiście sytuacja kadrowa i finansowa częstochowskiego klubu. Do niedawna jeszcze nieco zapomniany przez Włókniarz Miturski teraz stał się mu potrzebny. Co zrobił Borys? Odkurzył silniki, porządnie wyczyścił swoje "fury", ubrał kombinezon i walczył. Najpierw w Zielonej Górze, natomiast w niedzielę przeciwko Fogo Unii Leszno. Rywalizował z różnym skutkiem, ale za każdym razem ambitnie. I to właśnie ta ambicja została nagrodzona długimi i głośnymi oklaskami przez częstochowskich fanów.
- Nie jeżdżę tu dla pieniędzy, bo to jest mój dom. Otrzymałem szansę się pokazać i dziękuję za to klubowi, a przede wszystkim trenerowi, że we mnie uwierzył. To właśnie Roman Tajchert i Michał Świącik załatwiali, bym został wypożyczony z Grudziądza i mógł startować we Włókniarzu. Praktycznie trzy lata nie jeździłem w lidze i to tak ciężko jest się objechać. Wiadomo, dochodzi stres, na motocyklu siedzi się sztywno, nie ma tego luzu. Zanim trafiłem do składu, tylko od czasu do czasu przejechałem się na treningu. Sprzętowo też nie błyszczę, ale coś z tatą robimy przy silnikach i jakiś to poziom ma. Bardzo daleko z tyłu nie jeździłem - powiedział Borys Miturski po starciu z Fogo Unią Leszno.
KantorOnline Viperprint Włókniarz przegrał wysoko z leszczyńskimi Bykami. Teraz biało-zieloni muszą przygotowywać się do dwumeczu w barażu. Ich sytuacja ekonomiczna nie jest jednak różowa i kolejne problemy mogą pojawić się w procesie licencyjnym. Miturski zapytany o najbliższą przyszłość, wolał skupić się na sobie. - Nie wiem co dalej z Włókniarzem, bo nie wchodzę w szczegóły jak klub stoi finansowo. Jeśli chodzi o mnie to jeżeli znajdzie się jakiś klub, który będzie chciał bym startował od wiosny to będę chciał jeździć. Jeśli się tak nie stanie to skończę karierę. Siedzenie na ławie i jazda w jednym, czy dwóch meczach w sezonie nie ma sensu - oznajmił. Jeśli zdarzyłoby się tak, że od przyszłego roku Włókniarz startowałby w najniższej lidze, może liczyć na 25-latka. - Jeżeli będę łapał się do składu to będę chętnie jeździł - zadeklarował Miturski.
Nawiązując do samego meczu Lwów z Bykami, Borys Miturski zdobył w nim 4 punkty i bonus. Sam zainteresowany oczekiwał od siebie więcej. - Jestem średnio zadowolony ze swojej jazdy, jednak wiadomo, zawsze mogło być gorzej. W ogóle nie istniałem na starcie. Nie wiem jaka była tego przyczyna. Z żadnego startu nie wyjechałem równo z pozostałymi, tylko wszystko w plecy. W niedzielę nie było za dużo ścigania. Kto wygrał start i przypilnował krawężnika ten jechał z przodu - skomentował wychowanek częstochowskiego klubu.
Rezultat osiągnięty przez 25-latka nie odzwierciedla jego postawy na torze. Najlepiej wypadł on w 14. biegu, kiedy to podczas drugiego okrążenia atakiem po zewnętrznej wyprzedził Damiana Balińskiego. - No po prostu się udało. Nie miałem już koncepcji, co zrobić, więc pomyślałem, że pojadę szerzej. Akurat złapałem tam przyczepność i wyprzedziłem rywala. Źle dobierałem przełożenia. Kombinowałem, ale to nie było to - mówił skromnie Borys Miturski.