Robert Noga: Żużlowe podróże w czasie (135): Ostatnie "stalowe" złoto

O Drużynowe Mistrzostwo Polski zaciekle rywalizują dwie drużyny: Stal Gorzów i Unia Leszno. Wreszcie w meczu o wszystko spotykają się w Gorzowie. Tak będzie dziś wieczorem. I tak było 31 lat temu.

Robert Noga
Robert Noga
Powróćmy do pamiętnego roku 1983. Pamiętnego przede wszystkim dla gorzowian, bo wówczas po DMP sięgnęli po raz dotąd ostatni. Bohaterowie tamtych wydarzeń dziś mają już z reguły ponad pięćdziesiąt albo nawet sześćdziesiąt lat, włosy przyprószone siwizną, niektórzy już od nas odeszli. Wierzyć się nie chce, ale właśnie wtedy tak utytułowana drużyna jak Stal Gorzów po raz ostatni jak dotąd zdobyła Drużynowe Mistrzostwo Polski.
Zanim rozstrzygnie się tegoroczna rywalizacja pomiędzy zespołami z Gorzowa i Leszna powspominajmy... Na początku niewiele wskazywało, że o mistrzowskie berło walczyć będą właśnie Unia i Stal. Gorzowianie jakoś przez pewien czas nie mogli się pozbierać. W pierwszej części sezonu ponieśli trzy porażki, z Falubazem, Unią Leszno właśnie oraz z Apatorem Toruń. Potem zaczęli odrabiać straty. Ale wydawało się, że pozycja leszczyńskich Byków jest niepodważalna. Do czasu, aż do rywalizacji nie wmieszał się pech. Autorzy "Ligi Polskiej" Krzysztof Błażejewski, Robert Borowy, Wiesław Dobruszek i Robert Noga, w części II swojej historii polskiej ligi tak to opisali: - 22 lipca na torze w Gdańsku rozegrano finał indywidualnych mistrzostw Polski. Niestety już w pierwszym biegu doszło do poważnego karambolu, w wyniku którego kontuzje odnieśli Jan Krzystyniak z Falubazu i Roman Jankowski z Unii. Szczególnie leszczynianin przeżył wielki dramat, bowiem przez długi czas wydawało, iż obrażenia, jakich doznał, mogą zahamować dalszy rozwój jego kariery lub w ogóle ją zakończyć. Drużyna nagle pozbawiona swojego lidera, zaczęła jeździć poniżej możliwości.

W efekcie gorzowianie, którzy w rewanżowej rundzie jeździli kapitalnie i wygrywali mecz za meczem dogonili najgroźniejszych rywali. O losach tytułu miał rozstrzygnąć mecz Gorzowie 18 września. W obydwu ekipach nastąpiła wyjątkowa mobilizacja. Wielką niespodzianką dla wszystkich było wystawienie w składzie pod numerem 4 rekonwalescenta Romana Jankowskiego. "Jankes" wykazał się niesamowitym hartem ducha. Przecież niespełna dwa miesiące wcześniej miał potworny wypadek, po którym wieszczono nawet zakończenie kariery! Jankowski jeździł jednak jeszcze na "pół gwizdka" i zdobył ledwie 2 punkty w trzech wyścigach. Nie ma się co dziwić, tym bardziej, że gospodarze przygotowali, jak wynika z dostępnych źródeł opisujących tamto spotkanie, ciężki, przyczepny tor.

A jak wyglądało przebiegał mecz? Oddajmy głos kronikarzowi gorzowskiego żużla Janowi Delijewskiemu, który tak go opisał w książce "Żużel nad Wartą 1945-1989": - Do Gorzowa przyjechało z Leszna kilka tysięcy kibiców. Stadion dosłownie pękał w szwach. Zabrakło biletów, a ceny programów u tzw. koników przekraczały ceny biletów. Do dziewiątego biegu rywalizacja była niezwykle wyrównana, a stan meczu remisowy. Dopiero w dziesiątym wyścigu gorzowianie uzyskali przewagę, którą systematycznie powiększali, zwyciężając w końcu Unię. Ostateczny wynik meczu brzmiał 52:38 dla gospodarzy, dla których punkty zdobyli: Jerzy Rembas - 14, Edward Jancarz - 12, Bogusław Nowak - 10, Mieczysław Woźniak - 8, Marek Towalski - 5, Krzysztof Grzelak - 2 i Ryszard Franczyszyn - 1. Dla gości punktowali: Zenon Kasprzak - 12, Włodzimierz Heliński - 10, Mariusz Okoniewski - 8, Roman Jankowski, Czesław Piwosz i Grzegorz Sterna po 2, Bernard Jąder i Zbigniew Krakowski po 1. Znakomitym taktycznym posunięciem miejscowych było wystawienie na rezerwę Mieczysława Woźniaka. Ten startując trzykrotnie w drugiej części zawodów zdobył osiem punktów plus bonus i okrzyknięty został "ojcem zwycięstwa" drużyny Stali.

Był to mecz przedostatniej kolejki. W ostatniej gorzowianie postawili "kropkę nad i" pokonując na wyjeździe swoją imienniczkę z Rzeszowa. Tym samym zdobyli siódmy w swojej historii mistrzowski tytuł. Tak wspomina go dzisiaj jeden z bohaterów tamtych chwil Bogusław Nowak: - Każdy mistrzowski tytuł dawał powód do ogromnej radości i satysfakcji, ale ten z 1983 roku wspominam szczególnie. Występowałem bowiem wtedy w podwójnej roli, nie tylko zawodnika, ale także trenera. Po niepowodzeniach na początku sezonu zarząd dokonał małej rewolucji, mnie właśnie powierzając funkcję szkoleniowca. Zrobiłem trochę zmian w przygotowaniach do meczów. W piątki przed meczami wprowadziłem takie bardziej integracyjne zajęcia, biegaliśmy, grali w piłkę. To scalało zespół, staliśmy się naprawdę wspaniałym kolektywem i to przyniosło efekty. Oczywiście trzeba pamiętać o urazie Romka Jankowskiego, gdyby nie to, Unię ciężko byłoby dogonić. Radość była przeogromna. Jednego tylko nikt się nie spodziewał. Tego, że na kolejny mistrzowski tytuł będziemy czekać tyle lat! W tym roku to już trzydzieści jeden. Ale tak to bywa w sporcie, bywa nieprzewidywalny, czasem okrutny. Tak już jest i trzeba się z tym po prostu pogodzić.

Najmłodszym zawodnikiem w tamtej wielkiej Stali był 18-letni Mirosław Daniszewski. - Wtedy sprowadzono taki przepis, że w składzie na mecz ligowy musi być minimum dwóch zawodników do lat 21. Nas było trzech: Rysiek Franczyszyn, Krzysiek Grzelak i jak i tak jeździliśmy na zmianę. Na starcie do kariery zostałem Drużynowym Mistrzem Polski. Złoty medal z 1983 roku mam do dziś i jest dla mnie bardzo cenną pamiątką.

Kto zatem dziś wieczorem założy na piersiach złote medale i wzniesie puchar zwycięstwa: Stal Gorzów po raz ósmy, czy Unia Leszno po raz czternasty?

Robert Noga

Kto zostanie Drużynowym Mistrzem Polski?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×