W Częstochowie mają nadzieję, że mimo odebrania licencji Włókniarzowi, żużel nie zniknie spod Jasnej Góry. Wszystko za sprawą Stowarzyszenia CKM Michała Świącika, które zapowiada przystąpienie do rozgrywek II ligi. Drużyna ta ma opierać się na wychowankach, a szansę na miejsce w składzie mają Oskar Polis, Przemysław Portas, Borys Miturski i Rafał Malczewski.
[ad=rectangle]
- Potencjał, jaki drzemie w naszych zawodnikach jest ogromny. Zobaczymy kto ostatecznie zostanie, ale słyszy się, że będzie to cała młodzież z wyjątkiem Artura Czai. Uważam, że mając w składzie Miturskiego, Portasa i być może jednego nowego seniora, ta drużyna bez problemów powalczy o wygranie ligi. Awans może nastąpić nawet w pierwszym roku rozgrywek. Oczywiście warunkiem są też finanse, bo od nich w dzisiejszym sporcie niestety wiele zależy. Jeśli żużlowcy będą mieli pieniądze na sprzęt i remont silników, o wynik byłbym spokojny - powiedział
Roman Tajchert w rozmowie z naszym portalem.
Częstochowski szkoleniowiec przypuszcza, iż trudniejsze niż sam awans może okazać się przystąpienie do rozgrywek ligowych. Obawia się, że fakt, iż Stowarzyszenie CKM nie odpowiada za długi spółki Włókniarza nie zostanie zaakceptowany. - Częstochowa żyje żużlem i brak drużyny w tym mieście byłby po prostu tragedią. Wierzę w szybki awans do wyższej ligi, ale najpierw musimy poczekać na to, co przyniesie pierwszy rok. Dochodzą mnie słuchy, że nie wszyscy chcą tego, by w Częstochowie była drużyna żużlowa. Nie wiem czym jest to podyktowane, ale tylko ktoś, kto nie rozumie całej sprawy mógłby oczekiwać, że stowarzyszenie będzie spłacać długi spółki. Zgadzam się z tym, że należy oddać zawodnikom wszystkie zaległe pieniądze. Niech robi to klub, który tych długów sobie narobił. Nie należy mieszać w to stowarzyszenia, które działało dotychczas zupełnie niezależnie - podkreślił.
Niewykluczone, że Roman Tajchert będzie szkoleniowcem drużyny, która przystąpi do zmagań w najniższej klasie rozgrywek. Nie zostało to jednak jeszcze przesądzone. - Na ten temat z prezesem Świącikiem jeszcze nie rozmawialiśmy. Jest krótko po sezonie i daliśmy sobie troszeczkę czasu, by zobaczyć, co będzie dalej. Tak jak powiedziałem, najważniejsze jest na razie to, by drużyna w ogóle przystąpiła do rozgrywek. Obawiam się, że gdyby nam to uniemożliwiono, trudno byłoby podnieść żużel po roku czy dwóch latach przerwy. Boję się, że Częstochowa podzieliłaby wówczas los Świętochłowic czy też Warszawy - podsumował Tajchert.