Krzysztof Cegielski: Anglia niezbędna do rozwoju, ale prezesi mogą jej zabronić

- Prezesi polskich klubów mają wszystkie potrzebne argumenty, żeby zabronić zawodnikom startów w Anglii. Trzeba tylko działać - twierdzi [tag=3128]Krzysztof Cegielski[/tag].

W miniony poniedziałek kontuzje w lidze angielskiej odnieśli między innymi Adrian Miedziński i Troy Batchelor. Ten pierwszy do ścigania wróci nie wcześniej niż za miesiąc, co stanowi poważne osłabienie dla KS Toruń. - Trwa dyskusja dotycząca ligi angielskiej i zagrożenia kontuzjami, które ona ze sobą niesie. Od dawna jednak mówię, że jeśli ktoś podpisuje z kimś kontrakt, to może wymagać tak naprawdę wszystkiego - mówi w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Krzysztof Cegielski.
[ad=rectangle]
- Przypomnę, że w dalszym ciągu to w Polsce płaci się najwięcej. Pieniądze z kontraktów podpisywanych w naszej lidze to nadal największa część budżetu żużlowców. Oni muszą zatem liczyć się z polskimi prezesami i tym, że postawią oni określone warunki. Sprawa musi zostać jednak oceniona indywidualnie przez każdego z działaczy. Nikt nie zabroni żadnemu z prezesów, by ten podczas prowadzonych rozmów postawił na swoim i jasno przedstawił swoje oczekiwania wobec żużlowca. Ten z kolei też ma wybór i jeśli chce za wszelką cenę jeździć w Anglii, to przecież nie musi się na to zgadzać. Nie można mieć jednak pretensji do żużlowców, że startują w Anglii, jeśli nie stawia im się warunku, by tego nie robili. Ja w tej całej sprawie nie widzę żadnego problemu. Wystarczy rozmawiać z zawodnikami - dodaje "Cegła".

Ekspert portalu SportoweFakty.pl zauważa również, że coraz więcej zawodników układa kalendarz swoich startów tak, by występy w lidze polskiej były jego najważniejszym punktem. Z drugiej strony Cegielski podkreśla, że liga angielska to ważne doświadczenie w rozwoju każdego młodego żużlowca. - Niektórzy zawodnicy mocno przesadzają z liczbą startów. Są jednak tacy, którzy potrafią ocenić sytuację racjonalnie i wiedzą, że Polska to najważniejsza część ich kariery. Wiem, jak jest między innymi w przypadku Janusza Kołodzieja. On jest do dyspozycji Unii Tarnów cały czas. Tak jest nie tylko w dniu zawodów czy podczas treningów. Kluby się rozwijają marketingowo i potrzebują żużlowców do różnego rodzaju akcji. Janusz to doskonale rozumie i nie potrzebuje nie wiadomo ile jazdy w innych ligach. Każdy żużlowiec jest jednak inny. Wiele zależy też od tego, na jakim etapie jest dany zawodnik. Anglia to nie jest wcale zło konieczne. Prezesi też powinni mieć wyczucie i rozumieć, że ktoś, kto kończy wiek juniora, powinien zdobywać doświadczenia, by się rozwijać. A Anglia ze względu na specyficzną logistykę czy różnorodność torów i liczbę meczów jest najlepszą szkołą. Tego się nie da nauczyć, jeśli się tego nie przeżyje na własnej skórze - wyjaśnia Cegielski.

Kontuzji w ostatnich dniach nabawił się także Emil Sajfutdinow. Rosjanin doznał jednak urazu nie na żużlowym torze, lecz podczas treningów na crossie. - To temat na inną dyskusję. Są kluby, które zabraniają swoim zawodnikom innych sportów ekstremalnych. Niektórzy jazdę na crossie do tego zaliczają - podkreśla Cegielski. - Proponuję też, by z całej sprawy nie wyciągać zbyt pochopnych wniosków. Owszem, mieliśmy pechowy dzień w Anglii. Słyszałem jednak, że tor nie był wtedy jakoś szczególnie trudny. Ostatnio dochodzę do wniosku, że sami nie wiemy, czego chcemy. Często narzekamy, że mecze w Polsce są odwoływane, a zawodnicy to panienki, które kręcą nosem i nie chcą startować, by później ścigać się w gorszych warunkach w Anglii. Tymczasem mamy za chwilę pretensje, że ktoś łapie kontuzję w innej lidze. Moim zdaniem należy dążyć do tego, by żużlowcy jeździli na dobrych torach. Jeśli mamy uniknąć choćby jednej kontuzji, to warto odwołać nawet kilka spotkań. Jedno negatywne wydarzenie potrafi zburzyć konstrukcję całej drużyny, która była budowana bardzo mozolnie - kończy Cegielski.

Źródło artykułu: