Marcin Kuźbicki: Sztuka bez sztuki

Kulisy teatru ulokowanego gdzieś w dalekiej Finlandii kipiały od nadmiaru emocji. Ostatnie minuty przed spektaklem były bardzo nerwowe.

W tym artykule dowiesz się o:

Choć ekipa odpowiedzialna za przedstawienie cieszyła się niegdyś ogromną renomą, po kompromitacji sprzed miesiąca zaufanie publiczności drastycznie spadło. Reżyser nerwowo obgryzał paznokcie, wyglądając co chwila zza kurtyny. Zeszłoroczne show zakończyło się klapą, więc w tym roku musiało być lepiej. Teoretycznie wszystko było dopięte na ostatni guzik. Niepokój wzbudzały jedynie pustki na widowni. - Nic nie szkodzi, pewnie przyjdą na ostatnią chwilę - pomyślał.
[ad=rectangle]
Nagle powietrze gęste od atmosfery rozerwał głośny krzyk. Chwilę później drzwi do jednej z garderób otworzyły się z hukiem, a makijażystka wybiegła przez nie ze łzami w oczach.

- Nigdy więcej, pieprzę taką robotę! - zaszlochała, tłukąc drobnymi pięściami w ścianę.

- Pani Nokio, co się stało? - reżyser momentalnie oderwał swoje myśli od pustych krzesełek i podszedł do płaczącej kobiety.

- Te jego malowidła! - wskazała w kierunku drzwi z numerem #108. - Nie da się! No nic się z nimi nie da zrobić! Najlepszy puder nie może ich pokryć!

- Ale Pani nie miała zakrywać jego tatuaży, przecież każdy wie, że one przebiją się spod wszystkiego. Pani miała zatkać czymś te jego dziury w uszach, bo podobno dzieci się ich boją.

Pani Nokia została profilaktycznie odesłana na przerwę, a reżyser zajrzał do garderoby zainteresowanego.

- Przepraszam, nie chciałem jej wystraszyć - stwierdził #108, prezentując na swoim ciele dzieło przypominające fresk Michała Anioła po przedawkowaniu kwasu.

- Nic się nie stało, pani Nokia przeżyła lekkie załamanie nerwowe. Masz tu guziki od swetra który uszyto kiedyś dla Guliwera, wsadź je sobie w uszy i powinno być dobrze. A w ogóle to ubieraj się, bo grasz w pierwszej scenie!
- reżyserowi zaczęły powoli puszczać nerwy.

#108 posłusznie wykonał polecenie, po czym wraz z trzema innymi aktorami podreptał na scenę. Wszystkie dziesięć osób na widowni wstrzymało oddech, oczekując na rozwój wydarzeń.

SCENA I
Nic się nie dzieje.

Aktorzy wrócili za kulisy, gdzie ujrzeli kciuk w górę wyciągnięty przez uśmiechniętego reżysera. Jeden z widzów, obecny pierwszy raz na tym rodzaju sztuki, podrapał się po głowie, ale pozostałych dziewięciu przyjęło stan rzeczy ze zrozumieniem. Na scenę weszło czterech nowych.

SCENA II
Po krótkiej szamotaninie na początku - nic się nie dzieje.

SCENA III
Nic.

SCENA IV
Uwaga... a nie. Jednak nic.

Gdyby pod kopułę teatru zechciały zajrzeć osoby postronne, byłyby mocno zdziwione. Aktorzy odstawiali chałturę, a w kolejnych minutach nie działo się kompletnie nic. Publika ożywiła się dopiero wtedy, gdy w scenie XI jeden z tegorocznych debiutantów, znany pod kryptonimem #30, wyrżnął w parkiet i, kulejąc, wrócił za kulisy. Nikt jednak nie potrafił stwierdzić, czy ów niespodziewany zwrot akcji zawarty był w scenariuszu, czy wynikał po prostu z gafy artysty.[nextpage]- A czemu ty dzisiaj taki na zielono? - reżyser spytał #45, występującego w całkowicie niepodobnej do niego kreacji.

- Myślałem, że wystawiamy dziś "Spidermana", a ja gram Green Goblina. On też się wiecznie uśmiechał, więc pasowałbym idealnie.
- Goblin nosił maskę.
- Naprawdę?
- Naprawdę.

Ale w głębi duszy reżyser nie miał zamiaru gniewać się na #45 za zaistniałą sytuację. Był on częścią ekipy już dwudziesty pierwszy rok, ominął tylko jedną sztukę i można było na nim polegać jak na nikim innym.

Dlatego tym większe było jego zdziwienie, gdy podczas odgrywania sceny XVIII samozwańczy Goblin najpierw się potknął, a po chwili wyłożył jak długi. Po zakończeniu wpadł wściekły za kulisy, i nie mogąc znaleźć reżysera, który przezornie schował się pod stołem, ruszył w kierunku jednego z producentów.

- Łazienka. Gdzie jest łazienka?!
- Korytarzem do końca, schodami w górę i trzecie drzwi na lewo. Syndrom "dziecięcego pęcherza"? - spytał troskliwy producent.
- Jaki tam "syndrom". Protestuję!
- Ale przeciwko czemu? - spytał producent, nieświadom najnowszych trendów.
- Na scenie jest niebezpiecznie!
- Z całym szacunkiem, bawi się pan w to od 20 lat, i to dzisiaj jest niebezpiecznie…?
- Ostatnio też było!
- Może to zatem kwestia aktora, a nie sceny…?

#45 mruknął coś pod nosem, po czym poszedł szukać sojuszników. Pod właściwy adres zaprowadził go szum ogromnej suszarki.

- Idziemy do łazienki?

Aktor o kryptonimie #3, który był posiadaczem hałaśliwego urządzenia, z początku nie zrozumiał pytania. Propozycja wspólnych odwiedzin w ustronnym miejscu, złożona jednemu mężczyźnie przez drugiego, brzmiała co najmniej niedorzecznie.

- Jak to, o co chodzi?
- Na deskach znowu jest niebezpiecznie!
- Ach… nie, wiesz, dzisiaj to nie.
- Czemu?
- Jakoś dobrze mi się gra. No i nie każą robić dubli jak ostatnio. A sufler nie świeci zieloną latarką po oczach. Daj spokój, wytrzymamy.
- Ale ja się przed chwilą poślizgnąłem na scenie! Ale wstyd…

#3 podrapał się w zamyśleniu po miejscu intymnym, jak to ma w zwyczaju, po czym oznajmił:

- Dobra, to zrobimy tak.: idziemy do reżysera i powiemy mu, że przed następną sceną ma wpuścić tam ekipę sprzątającą. Pasuje?
- Ale…
- Stary, dokończmy to. Na widowni nie ma prawie nikogo, nawet dźwiękowiec usnął, a sponsorzy i tak zadowoleni. Jeszcze tylko pięć scen i fajrant. A jak zrobimy protest, to znowu nas media ochrzanią.
- No dobra…

SCENA XXI
Nic się nie dzieje.

SCENA XXII
Nic się nie dzieje.

I nawet, gdy do finałowej sceny wyszło czterech teoretycznie najlepszych, a najbardziej cierpliwi widzowie łaskawie odwrócili głowy w kierunku sceny, w zamian ponownie zobaczyli wielkie nic. Podsumowując całość słowami "nigdy więcej" ostatni ludzie opuścili teatr, skutkiem czego aktorzy mogli otrzymać gromkie brawa jedynie od kurzu zalegającego pod siedzeniami. Czym jednak niespecjalnie się przejęli, wszak za tydzień zagrają w zupełnie innym miejscu.

Kurtyna.

Marcin Kuźbicki

Źródło artykułu: