Czy wrocławski tor był bezpieczny? "Nie odbiegał od normy"

Czwartkowy mecz PGE Ekstraligi pomiędzy Betardem Spartą Wrocław a Fogo Unią Leszno obfitował w upadki. Po zakończeniu rywalizacji opinie na temat stanu wrocławskiego toru były sprzeczne.

Czwartkowy mecz na Stadionie Olimpijskim zakończył się wygraną gospodarzy 57:32. W zawodach nie brakowało jednak upadków - najbardziej ucierpieli w nich Adrian Gała oraz Piotr Pawlicki, którzy zostali odwiezieni do szpitala. Badania nie wykazały jednak u nich złamań.
[ad=rectangle]
Jeszcze w trakcie trwania spotkania, o stan toru został zapytany Piotr Baron. Menedżer Betardu Sparty Wrocław przekonywał, że sposób przygotowania wrocławskiego toru nie miał wpływu na wypadki. - Tor nie miał żadnego wpływu na to, co się stało. Jest normalny, owalny - twierdził przed kamerami nc+ Baron.

Zastrzeżeń do jakości wrocławskiego toru nie miał również Adam Skórnicki. Zdaniem menedżera Fogo Unii Leszno był on przygotowany tak, jak podczas wcześniejszych spotkań w stolicy Dolnego Śląska. - To jest pytanie do zawodników, którzy jeżdżą. Ja nie jeździłem, więc nie mogę się wypowiadać na temat jego stanu. Wydaje mi się jednak, że nie odbiegał on od normy i tego jak do tej pory szykowano nawierzchnię we Wrocławiu. Dlatego nie szukałbym wytłumaczenia naszej porażki kwestią toru - stwierdził "Sqóra".

Mniej przychylnie na temat toru we Wrocławiu wypowiadał się Grzegorz Zengota. "Zengi" zapoznał się z nawierzchnią w wyścigu numer dziewięć, kiedy to było bardzo ciasno w pierwszym łuku i zawodnik gości nie mógł się odpowiednio złożyć na wejściu w wiraż. - Było dużo kolein. Trudno było rywalizować na takim torze. Każdy starał się jak najszybciej dojechać do jednej jedynej ścieżki i momentalnie robiło się ciasno. W późniejszej fazie zawodów doszły do tego koleiny i gdy było się pod jednym zawodnikiem, a wpadło się w dziurę, to prostowało motocykl i łatwo było trafić w żużlowca przed sobą. Tak się stało w wyścigu czwartym, kiedy upadli Emil Sajfutdinow i Piotr Pawlicki. Dobrze, że chłopaki wyszły z tego cało, bo nie wyglądało to fajnie - powiedział Zengota.

Czwartkowy mecz zakończył się pechowo m. in. dla Adriana Gały
Czwartkowy mecz zakończył się pechowo m. in. dla Adriana Gały

Wychowanek klubu z Zielonej Góry jest zdania, że taki sposób przygotowania wrocławskiego toru sprawił, że nie można było na nim jechać parą. Zawodnik starający się jechać szerzej, tracił prędkość i pozycję. Tak było w trzeciej gonitwie, kiedy "Zengi" w parze z Przemysławem Pawlickim prowadził podwójnie, ale zawodnicy z Leszna zostali przedzieleni przez Tomasza Jędrzejaka. - Staraliśmy się ustawić parę, to momentalnie przy krawężniku wyskoczyli nam gospodarze i spadłem na ostatnią pozycję na jednym okrążeniu. Udało mi się odzyskać miejsce na rzecz Jensena, ale ten tor był tak przygotowany, że tylko jedna ścieżka chodziła - narzekał Zengota.

Większych uwag do stanu toru nie miał za to Tai Woffinden. Lider Betardu Sparty był bardzo szybki przez całe spotkanie i nawet po przegranym starcie potrafił wyprzedzać rywali na dystansie. - Było trochę kolein, ale nie robiłbym z tego problemu. Tor był bezpieczny. Jeśli popatrzysz na tor i widzisz koleiny, to za dużo o nich myślisz. W jednym z wyścigów wyprzedziłem Zengotę i zamiast jechać normalnie, swoją ścieżką, to zastanawiałem się gdzie on jest. Przybrałem inną sylwetkę na motocyklu i starałem się go zatrzymać. Może to był błąd? Gdybym jechał tak jak zwykle, to prawdopodobnie pozostałbym na przodzie - stwierdził brytyjski żużlowiec.

[b]Skrót meczu Betard Sparta Wrocław - Fogo Unia Leszno

[/b]

Źródło artykułu: